Dwa słowa o konflikcie Mateusza i Marcela

Nie chciałem się tym zajmować, bo z koszykówką samą w sobie ma to mało wspólnego, ale koledzy mnie prosili, więc proszę i zapraszam.
Chyba nikomu zbytnio tematu naświetlać nie trzeba – parę dni temu Marcel Ponitka udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że to jego brat Mateusz jest głównym blokującym jego obecność w kadrze. Nie była to szokująca wiadomość, ani w środowisku koszykarskim, ani w środowisku szeroko rozumianych mediów, ani dla kibiców. Tajemnicą poliszynela jest bowiem to, że ich relacje są od lat zwichnięte. Mateusz odpowiedział na słowa swojego brata w innym wywiadzie i…szambo się wylało. Mateusz tak głęboko wszedł w temat, że nawet poznaliśmy postać babci, której podobno Marcel wisi pieniądze. Przeczytaj sobie raz jeszcze to zdanie. Ja się bynajmniej nie naigrywam, bo ci którzy nie znali sprawy, mogli dowiedzieć się o wielopoziomowym konflikcie rodziny Ponitków.

To nie jest ani moja, ani Twoja sprawa, żeby tu i teraz, salomonowo rozstrzygnąć raz na zawsze, kto w tym sporze jest agresorem, a kto ofiarą, kto ma rację, a kto się myli. To nie nasza sprawa. To są rzeczy daleko wykraczające poza koszykówkę. A zatem są to rzeczy, które nas interesować nie powinny. Owszem, owe relacje bezpośrednio dotykają tego jak wygląda i jak funkcjonuje KoszKadra, ale bardzo egoistycznym byłoby patrzeć na tę sprawę wyłącznie przez kibicowski pryzmat tego, że „na tym konflikcie traci nasza koszykówka”.

Tak, traci, ale koszykówka nie jest najważniejsza w życiu. OK? Nawet i dla zawodowych koszykarzy. Pomyśl sobie – skoro istniejący od lat konflikt rodzinny, tak spolaryzował braci, że nie są w stanie dzielić ze sobą jednej szatni, nie są w stanie grać w jednej drużynie, nawet narodowej, to raczej nie jest to „problem”, który można rozwiązać ot tak, na prośbę kibiców, mediów czy innych graczy, po serii wywiadów i gorących apeli w internecie.

Pomyśl o tym na spokojnie. Rozejrzyj się w obrębie własnej rodziny. Tej bliższej i dalszej. Założę się, że masz tam historie, o których nie chcesz rozmawiać. A teraz postaw się w sytuacji bycia pod presją spowiadania się z tych historii w mediach. Dlaczego? Bo grasz zawodowo w koszykówkę. Tutaj naprawdę koszykówka nie jest najważniejsza. W tej wielowątkowej opowieści Marcela i Mateusza są zapewne wątki, na które Mateusz patrzy ze swojej, nie do końca obiektywnej perspektywy. Ale są też pewnie wątki, na które Marcel patrzy ze swojej, nie do końca obiektywnej perspektywy. Jak my wszyscy we własnych życiach, z własnymi problemami! Pewnie ich rodzice też mają swoją wersję. Pewnie i słynna już babcia rzuciłaby nowe, niebanalne światło na całą sprawę. Podkreślam, to nie jest koszykówka.

Używamy w jednym zdaniu słów „konflikt”, „rodzina Ponitków”, „koszykówka”, „kadra”, tylko dlatego, że bracia są zawodowymi koszykarzami. Bo gdyby Marcel i Mateusz sprzedawali wędliny i warzywa na bazarze w Przemyślu, a ich konflikt rodzinny miał nadal kształt i genezę, jakie ma, to kogoś by to interesowało?

Patrząc jedynie na warstwę dla nas czytelną, mierzalną i namacalną, czyli tę czysto sportową, to oczywiście faktem jest, że Marcel już nie raz nie mieścił się w składzie KoszKadry, choć ewidentnie jest jednym z najlepszych graczy w tym kraju.  Czy działo się tak na wyraźne polecenie Mateusza? Czy działo się tak po niebezpośredniej sugestii Mateusza? Czy działo się tak na mocy suwerennej decyzji trenera (tego i poprzedniego), niejako prewencyjnie, żeby w szatni nie było fermentu? Tego nie wiem.
Jak czytamy w wywiadach obu, stanowiska braci są sprzeczne, choć sam Mateusz przyznaje, że nie wyobraża sobie wspólnej gry z Marcelem. A z kolei Marcel byłby w stanie to zrobić. Więc, co? 2+2=4 – Mateusz winny, bo Marcel by mógł wspólnie grać, a Mateusz nie? Ja nie wiem. Ty odważysz się rozwiązać to równanie z dwiema niewiadomymi?
Zróbmy takie ćwiczenie – jesteś (wcześniej) Taylorem, a teraz Milicicem. Wiesz, że jak powołasz Mateusza i Marcela, to Mateusz nie przyjedzie. Jeśli powołasz jednego z nich, to będziesz mieć jednego z nich. Ale tylko jednego z nich. Zatem wybierasz tego lepszego, a na ten moment lepszym koszykarzem jest Mateusz. Dla mnie, w warstwie tylko i wyłącznie sportowej, czyli takiej, nad jaką trener ma kontrolę, do tego się to wszystko sprowadza. Jeśli (niestety) nie mogę mieć obu, to wybieram sportowo lepszego. W idealnym świecie chciałbym mieć rotację złożoną z obu Ponitków, ale świat idealny nie jest. Czy mi się to podoba? Oczywiście, że nie! Ale cóż można począć w tej sprawie będąc trenerem kadry?
Śmieszą mnie ci wszyscy internetowi pieniacze ze swoimi infantylnymi radami, które można sobie wsadzić w… między bajki. Milicic (a wcześniej Taylor) powinien był z nimi porozmawiać, namówić, zadbać, być niezależny. Stop! Bądźmy poważni. Bardzo niekoszykarska sprawa dotknęła warstwy koszykarskiej. Coach nie jest od tego, żeby godzić rodziny, tylko ustalać skład w takich, a nie innych okolicznościach. Tutaj i Phil Jackson by nie pomógł.

Gdy temat braci został wzięty na warsztat, z szafy wysypały się (a jakże) również i duchy przeszłości. Ponitka przedłużający swój powrót z Rosji, słynna już konferencja prasowa Mateusza i Piesiewicza z „Polskim Młotem” w tle. Murem za Wacą, Mistrzostwa Świata w Chinach i inne rzeczy, które w ostatnich latach targały naszym koszykarskim (pół)światkiem.
Pomyślę, może zajmę się i nimi w przyszłości.

2 comments on “Dwa słowa o konflikcie Mateusza i Marcela

  1. Anonim

    Krótko i na temat – jasny komunikat – powołuje jednego Ponitkę, gdyż są skonfliktowani i obu nie mogę powołać – koniec kropka. Bez wydawania się w szczegóły, bo nie mają one znaczenia.

    Reply
  2. Mich

    Ludzie w internecie nie mają pojęcia o życiu. Całe szczęście, że jest Pan Karol, który niesie przed nami kaganek oświaty!

    Reply

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.