Dziennikarze vs Blogerzy

Jeśli akurat masz parę minut na zmarnowanie, to posłuchaj tego. Zaznaczam jednak, że tego czasu w żaden sposób Ci nie zwrócę.

Karol Wasiek ze Sportowych Faktów, zadał mi parę dni temu kilka pytań odnośnie okoliczności mojego pytania zadanego Michaelowi Jordanowi w Paryżu, podczas przedmeczowej konferencji prasowej, przed starciem Bucks-Hornets. OK?
Wszystko w porządku do tej pory? Ciesz się. To idźmy dalej.
Poza kilkoma pytaniami bezpośrednio związanymi z tym wydarzeniem, Karol zapytał mnie na koniec o kilka rad dla początkujących dziennikarzy. Pozwoliłem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Przez myśl nie przeszło mi, że robię coś niestosownego. A jednak!

Tekst na swoim Twitterze udostępnił pan Michał Sznajder z TVN. Wpis wzbogacił o swój komentarz o treści no i kilka mądrych zdań o warsztacie dziennikarskim.”

I tu zaczyna się ta historia. Skocz do kuchni, zrób sobie prażonej kukurydzy, zaparz herbaty i wróć tu.
Już?
No to zapraszam.
Swoją uwagę pod wpisem pana Sznajdera zostawił pan Jakub Wojczyński z Przeglądu Sportowego.

Jeśli chodzi o internet, to jestem na poziomie Kevina Duranta. Niestety nadal odpowiadam, gdy zostanę wywołany do tablicy. Szczególnie przez taką grubą rybę polskiego dziennikarstwa sportowego.

Więc odpisałem:

Pan Wojczyński raczył się ustosunkować do mojego otwartego pytania:

Jaki jest pierwszy wpis, każdy widzi. W zasadzie nie ma czego komentować. Jakiś mętny żal właściwie o co? Bo przecież redaktor Wasiek zaprosił mnie do rozmowy o Jordanie. Nie wziąłem udziału w jakimś panelu dyskusyjnym na temat dziennikarstwa. Nie siedziałem w sali z ludźmi, do których pasowałem jak siodło do świni. Nie łaziłem po ulicy z planszą z dykty z napisem „udzielę porady dziennikarskiej.” Więc o co był ten mętny żal? Nigdy nikogo nie prosiłem o wywiady ze mną samym. Karol Wasiek mnie zaprosił, to się zgodziłem. Bo go lubię i wysoko cenię jego pracę. Pytanie o dziennikarstwo stanowiło mały procent całości tego tekstu. Czy miałem uchylić się od odpowiedzi na nie, odesłać do redaktora Wojczyńskiego, przemilczeć? Co miałem zrobić? What Would Jakub Do? Ale to nieważne. Pan Wojczyński ma przecież prawo sobie klikać w internecie i dzielić się ze światem swoimi opiniami.
Druga część tego wpisu, ta o zdjęcia, to temat, nad którym pozwolę sobie pochylić się. Przypuszczam, że zapracowany pan Wojczyński nie śledzi moich pisarskich „twórczości”, ale zakładam, że zdaje sobie sprawę z tego, że takie istnieją. Jestem wręcz tego pewny. Sprowadzanie moich wyjazdów tylko do zdjęć, jest kłamstwem. I pan Wojczyński dobrze o tym wie. Jako doświadczony dziennikarz zna procedury otrzymywania akredytacji i aplikowania o nie, a potem ewaluacji pracy ludzi, którzy je dostali i byli na jakimś sportowym wydarzeniu.
Nie dalej, jak dwa dni temu dostałem maila od NBA, żeby zdać sprawozdanie ze wszystkich swoich meczów, na których byłem do tej pory w tym sezonie. Nie dalej, jak wczoraj dostałem od FIBA maila z potwierdzeniem akredytacji dla mnie na pewien mecz międzypaństwowy.
Dziękuję więc za troskę, panie Wojczyński. Jak pan widzi, nie ma powodów do obaw. NBA i FIBA dają mi od lat akredytacje i nie widzą niczego złego w tym, co robię.
Ja nie jestem jakimś oszołomem, ani pajacem z czerwonym noskiem, który biega za koszykarzami i prosi ich o zdjęcia. Owszem, robię zdjęcia. I pewnie zawsze będzie można mnie tu ugryźć. Ja nie biegam za zdjęciem samym w sobie. Zdjęcie zazwyczaj jest zwieńczeniem rozmowy. Nawet jakieś krótkiej. Poza tym, tak między nami, bardzo wielu dziennikarzy, których widuję w halach, robi sobie zdjęcia. Byłem na Finałach NBA, dziennikarze z całego świata, gdy mieli okazje, fotografowali się z byłymi i obecnymi postaciami z NBA. Oczywiście z wyczuciem. Byłem na tylu koszykarskich arenach, w nie pamiętam ilu krajach, na czterech kontynentach. Dziennikarze robią sobie zdjęcia ze sportowcami. I jeszcze raz – nikt nie mówi tu o robieniu z siebie durnia. Potrafię zachować się między ludźmi, ale jeszcze raz serdecznie dziękuję za troskę.
Odejmij te wszystkie zdjęcia. Skasuj je. I co Ci zostaje? Z każdego wyjazdu piszę relacje, przeprowadzam wywiady z ludźmi. Sprawdź sobie. NBA i FIBA uważają, że ma to ręce i nogi. To się broni. Ale oczywiście pan Wojczyński może być innego zdania. Zdjęcia są tylko małą częścią tego, co robię, z kim rozmawiam.
Praktycznie za każdym razem, gdy jestem w Toronto, rozmawiam z Masaiem Ujirim. Nie mam z nim żadnej fotki.
Pan Wojczyński też ma w swojej kolekcji zdjęcia z ludźmi sportu, których by nie miał, gdyby nie akredytacja. A wiesz, jaka jest różnica? Pan Wojczyński ma na akredytacji napisane „Przegląd Sportowy”, ja mam napisane „Karol Mówi.” On jest w pracy, za którą dostaje pieniądze. Ja jestem sam dla siebie szefem. Więc kto, czyim kosztem, robi sobie rozrywkę?
A tak już zupełnie na koniec tematu zdjęć – wolę mieć zdjęcie z koszykarzem i tyle, niż wchodzić z nimi w jakieś pseudo relacje.
„Wielu dziennikarzy reprezentuje środowiska i postawy, z którymi ja się nie utożsamiam. Jak przyglądam się temu czasem z boku, jak dziennikarze wchodzą w relacje z zawodnikami. Albo jak sami zawodnicy wchodzą w relacje z dziennikarzami. Dla mnie to są sztuczne relacje. Oni czują podświadomie, że muszą się kumplować z pewnymi dziennikarzami, żeby ci nie napisali o nich źle.”dzięki, Maciek.

Nie twierdzę, że pan Wojczyński wchodzi w te relację, piszę tak ogólnie, że wolę mieć zdjęcie z gwiazdą NBA, niż być z nią w znajomych na Facebooku.

Pominę kilka innych wymian na Twitterze, w tamten piątkowy wieczór, w których usiłowano mi wyłożyć definicje dziennikarza i blogera, sugerując że co najwyżej jestem tym drugim. Że generalnie, w gruncie rzeczy, to jestem całkiem fajny, tylko żeby na przyszłość nie odpowiadać na pytania o warsztat dziennikarski.

Jeśli mowa o grubych rybach, to do dyskusji postanowił włączyć się wielki Adam Romański.

Domyślam się, że w porządku wszechświata tego pana, nie da się ot tak, z marszu, wziąć mikrofon i zacząć mówić po angielsku. Pytanie trzeba sobie wcześniej zredagować, przetłumaczyć i nauczyć się wymowy. Wiesz, dziennikarstwo przez duże D i warsztat przez duże W. Słynny Adrom desperacko czepia się słów tekstu, w którym zdradzam, że nie byłem przygotowany na to, że Jordan, poza kilkoma zdaniami na temat bycia w Paryżu, będzie dostępny dla mediów.
Tak, nie byłem przygotowany na to, że będzie konferencja z pytaniami. Bo sama komórka NBA od kontaktów z mediami nie była tego pewna. Nie przygotowałem sobie pytania tydzień wcześniej, ale w głowie miałem wiele pytań. Panie Adromie, Adamie, Adasiu, ja Jordana oglądam od 1991 roku. Moje półki pękają od książek o nim. Mój Boże! Adamie, Adasiu, Adromie miałbym do niego milion pytań, gdyby tylko chciał odpowiadać. Teza, że poszukiwałem atencji jest absurdem, a przy okazji molestacją logicznego myślenia. Plus swego rodzaju manipulacją.

Tutaj pan Adrom dalej gra w swoje gry. „Ja”, „refleksje”, „zdjęcia”, „opinie”. Tak, tak. Panie dziennikarzu!
Jak tak mi wykładano kim jestem, a kim nie. Czego nie powinienem i tak dalej, pomyślałem sobie, że zarzucę haczyk. Zagramy w moją grę. To znaczy ich grę, ale moimi kartami. Zdziwiłem się, że tak łatwo to kupili.

Skoro nie mogłem zwać się dziennikarzem i dawać rad młodym dziennikarzom, to zagrałem kartą blogera. I to był as. Z premedytacją napisałem o dziecku. Moje dziecko ma się znakomicie. Dzięki, że pytasz. To taka prosta gra. Czułem, że w nią zagramy. Czułem, że szanowni panowie to kupią.

To jest taka gra, w której zapominamy o czym rozmawiamy. Skupiamy się na detalach ostatniej sekwencji zdań. W tym wypadku na chorym dziecku. Bo wiesz, od bodaj 2017 roku, od słynnej „horej curki”, polski internet już nigdy nie będzie taki sam w tej materii.
Zakończyłem wpisem treści:

Pan Wojczyński zapętlił się w końcu w tym, co usiłował napisać tego wieczoru. Ja daję rady całej branży? Kiedy? Na jaki temat? Wracam raz jeszcze do początku. Dostaję pytania o konferencję z Jordanem. Pytanie o dziennikarstwo stanowiło mały procent całości tego tekstu. Mogłoby go nie być, a tekst nie zmieniłby swojego charakteru. To pan Wojczyński odpalił lont. Z jakiegoś powodu uznał, że musi zainterweniować.
Powiem szczerze, że przez myśl przeszło mi nawet, że może faktycznie zgubiłem się w tym Matrixie. Może faktycznie moje ego odpłynęło (nadal nie wiem z jakiego powodu miałoby to nastąpić, ale może). No ale chyba jednak nie, bo poza pozytywnymi komentarzami pod tą przaśną wymianą, dostałem kilka prywatnych wiadomości, od ludzi z których opiniami bardzo się liczę. Dostałem też parę wiadomości od etatowych dziennikarzy dużych mediów w Polsce. Miło mi, że mnie śledzą. Gdybym był kimś, kto chce zostać dziennikarzem, to z zachwytem bym to chłonął. To było po prostu pożyteczne podzielenie się wiedzą, a ja to szanuje cholernie. Dziękuję, ale jednocześnie pozwolę sobie powtórzyć po raz trzeci – pytanie o porady dziennikarskie było jedynie małym dodatkiem do tekstu o Jordanie. Zgadzamy się co do tego?

Jeden kolega, polecił mi dwa rozwiązania. Albo to olać, albo zaorać. Już zakładałem gumowce i szedłem do szopy odpalić traktor, ale wiesz co? Redaktor Wojczyński ma rację. W dzisiejszych czasach każdy może założyć sobie blog, pisać teksty i robić z siebie nie wiadomo kogo. Każdy może być blogerem. Każdy może bawić się w dziennikarstfo bez żadnych konsekwencji. Żeby zostać etatowym dziennikarzem, trzeba jednak coś sobą reprezentować. Ktoś musi zechcieć Cię zatrudnić. Wszystko się zgadza. Tu słynny Wojczyn ma rację. Ale słynny Wojczyn zapomina, że w szeroko rozumianych mediach istnieje też pojęcie freelance journalist czyli niezależny dziennikarz. O akredytację na mecze NBA, blogi nie mają prawa aplikować! Na imprezy FIBA też nie! Być może słynny Wojczyn o tym nie wie, bo on aplikuje jako „Przegląd Sportowy.” Więc wyjaśniam, jeśli nie wiedział. NBA i FIBA mają mnie w swoich bazach danych w zakładce freelance journalist. Czy to się wielkiemu Wojczynowi i jego kolegom podoba, czy nie.

A tak w ogóle, to jak myślisz, o co ci panowie walczyli ze mną tamtego wieczoru? Pytam, bo nie wiem. Pytam nie dla kolegi, tylko dla siebie. Zgadzam się, że są strony www, które odstają poziomem, które wręcz szkodzą swoją działalnością w ogólnej skali odbioru koszykówki w Polsce. Zgadzam się też, że niewykwalifikowani do tego ludzie, próbują bawić się w dziennikarstwo i niestety nie ma nad nimi żadnej wyższej instancji weryfikującej. I to na pewno jest frustrujące dla etatowych dziennikarzy. Ale ja? Może uznasz, że odjechało mi ego, ale w sumie mam to gdzieś. Ale ja? Powinienem być dla nich ostatnią osobą, której można cokolwiek zarzucić i o cokolwiek się czepić. No chyba, że sobie poklikasz o robieniu zdjęć. W to miejsce zawsze będzie można mnie uderzyć.
A o co ja walczę? Absolutnie o nic. Żeby ktoś nie pomyślał, że ta sprawa mnie smuci czy martwi. Mnie ta sprawa śmieszy. Dwóch (plus posiłki) topowych polskich dziennikarzy od spraw koszykarskich uznało w tamten piątkowy wieczór, że zagrożone są standardy dziennikarstwa i trzeba je bronić. Jak Ci to brzmi?
W tym całym wykładaniu sobie definicji dziennikarza, blogera i innych medialnych figur, musisz wiedzieć jedno. Mam swoją stronę, bo lubię pisać, bo lubię interakcję z ludźmi. Tak się na przestrzeni lat złożyło, niejako przy okazji, że strona urosła do tego stopnia, że rozpoznają i uznają ją zarówno NBA jak i FIBA. I to są fakty. Ale jeśli z jakiegoś powodu musiałbym ją zamknąć jutro, to byłoby mi jedynie szkoda, bo pośrednio lub bezpośrednio sporo zrobiłem i sporo widziałem dzięki temu, że tę stronę prowadzę. Poza tym, nic więcej w moim życiu by się nie zmieniło. Ta strona nie jest całym moim życiem. Koszykówka nie jest całym moim życiem. Wyjazdy na koszykarskie imprezy nie są całym moim życiem. To czy dla kogoś jestem dziennikarzem, blogerem czy ludzkim śmieciem, ma dla mnie zerowe znaczenie. Mogę zrobić pstryk palcem i z tego wszystkiego zrezygnować. Prowadzenie strony zajmuje mi mały kawałek doby. Nie każdej doby zresztą.
Tyle.
Papa!

18 comments on “Dziennikarze vs Blogerzy

  1. Dominik P.

    Artykuł jest przezabawny, aż skłonił mnie do napisania komentarza :D. W ogóle nie kojarzę wspomnianych Panów, a NBA i tym blogiem interesuję się dobre kilka lat 😀

    Reply
  2. Bob

    Szok i niedowierzanie!!! Parę dekad interesuje się mocno basketem i powiem szczerze Tak :Dzięki Panu Adrom przestałem oglądać Euroligę i PLK, ekspert że pożal się panie boże.
    Tobie Karol dziękuję za fajne treści i ciekawe poglądy!!
    Działaj dalej i nie daj się sprowokować wielkim dziennikarzom😉

    Reply
  3. Mason's Barbershop

    Karolu, rób dalej swoje i nie zwracaj uwagi na tych smutnych panów z potwornym bólem dupy. Pozdrowienia!

    Reply
  4. Przemek

    Moja hipoteza Karolu jest taka, że pytanie, które zadałeś MJ oraz to, że udzielił dosyć długiej odpowiedzi, mocno ukąsiło „dziennikarskie topowe środowisko”. I tylko czekali na pierwszą okazję, do czego by się tu przyczepić. A moja druga hipoteza jest taka… Twoje Ja jest dosyć silne. Czytając Twoje teksty wyraźnie je wyczuwam. Myślę, że jeśli ktoś ma problem ze swoim ja, to Twoje silne może na niego działać. Pewnie w różny sposób, jeden będzie podziwiał, drugi będzie zazdrościł, trzeci będzie sie wkurwiał. 🙂

    Reply
  5. BiggusDickus

    Wyglada na to Karolu ze w końcu dorobiłeś się Hejterow…Jak mówił Kobe – oznacza to ze odniosłeś sukces, tym większy ze są to „Profesjonalni” Hejterzy zatrudnieni na etatach przez duże media. To jest coś!Gratuluje!
    Natomiast tak na poważnie to niestety wyłażą tu nasze najgorsze cechy narodowe. Pracując tyle lat, w tak profesjonalnych mediach, Panowie nie dostąpili zaszczytu zadania pytania koszykarskiemu Zeusowi – a Ty tak. I chyba o to chodziło w tej dyskusji. Stad chęć zdyskredytowania Ciebie i łapania za słówka jak na przesłuchaniu…
    Trzymaj się i rób swoje.
    PS- dla mnie była to wielka frajda , ze udało ci się zadać to pytanie. Michael się uśmiechnął i udzielił wyczerpującej odpowiedzi wiec chyba takie zle nie było…Chociaż oczywiście „Profesjonaliści „ wymyśliliby z marszu lepsze…
    Pozdro

    Reply
  6. Simon

    Smutni panowie na etacie wbijają szpilki, bo zrobiłeś coś na co Oni pewnie nie mieliby odwagi będąc na tej samej konferencji. Bardzo fajnie ktoś napisał nade mną: „Twoje Ja jest dosyć silne” i dlatego moje Ja bardzo lubi czytać Twoje teksty, słuchać Waszych podcastów z Michałem i śledzić Cię w internecie, bo robisz to po prostu cholernie dobrze i masz pełną świadomość swojego warsztatu, wiedzy i przygotowania. Nie boisz się zadać niewygodnego pytania (Bradley Beal), czy zapytać Eirca Bledsoe czy wytrzepał portki przed kolejnym postseason. Piszesz co chcesz, jak chcesz, kiedy chcesz i o czym chcesz. Na swojej stronie, nie w czyjejś gazecie. Jesteś jak MJ, Ty wiesz, że oni wiedzą, że Ty wiesz. Pozdro Karol!

    Reply
  7. Iluzjonista

    Karol, w wielu kwestiach się z Tobą zgadzam, ale w równie wielu mam inne zdanie niż Ty. Lubie Cie czytać i słuchać, bo masz swoje zdanie, nie boisz się go prezentować (to jeszcze akurat nie odróżnia Cie od – niestety – większości społeczeństwa) i potrafisz je zawsze argumentować i bronić. Lubie Cię też za to, że podobnie jak ja, jak sam kilka razy mówiłeś – „zawsze lubiłeś robić rzeczy inaczej niż inni”. Nie mam jednak żadnego interesu w bronieniu Cię, zresztą wiem, że tego nie potrzebujesz… no ale TAAAAAKIEGO BÓLU DUPY to żal nie skomentować. To należy skomentować z urzędu. To nawet nie jest śmieszne, to jest tak żałosne i małostkowe, że nawet cieżko to do czegokolwiek porównać. Boli ich, że to Ty tam byłeś, boli ich, że to Ciebie potem o to pytano, boli ich wreszcie jak sądzę najbardziej, że muszą pisać i mówić o tym co analytics wskazuje jako poczytne (czyt. „sprzedajne”) i z tego są rozliczani, a Ty możesz PODŁY BLOGERZE pisać o czym chcesz, nikt Cię z tego nie rozlicza i jeszcze Ci cholerni ludzie chcą to czytać. Więc z resztek przyzwoitości mógłbyś chociaż nie mieć warsztatu, a przynajmniej się w tej kwestii nie wypowiadać 😀
    To przyczepianie się o zdjęcia… to wymaga osobnego akapitu. We’re taking about zdjęcia? Zdjęcia? Are we really taking bout zdjęcia? Jakbyś pisał bloga o motoryzacji, przejechał się ferrari i zrobił z nim zdjęcie i ktoś zapytałby Cię jak było, to Pan Wojczyński pisałby zapewne, że gówno wiesz o jeździe, bo na co dzień to automat prowadzisz, a prawdziwy Kubica to by nigdy sobie zdjecia z autem nie zrobił, bo to nieprofesjonalne – to jest ten level żałosnej przypierdolki. Jak to go musiało palić, że aż sięgnał do klawiatury…
    Pozdrawiam Cię Karol, przepraszam za przekleństwa, mam nadzieję, że mimo wszystko komentarza nie usuniesz, bo w tym przypadku po prostu inaczej się nie dało.

    Reply
  8. Iluzjonista

    I jeszcze jedno – właśnie zauważyłem, że w komentarzu pod wpisem o pytaniu zadanym Jordanowi nazwałem Cię „akredytowanym dziennikarzem”… z tego miejsca chciałbym przeprosić całe środowisko dziennikarskie, a w szczególności Pana Wojczyńskiego, za tę zniewagę 🙂 Jeśli dziennikarstwo ma polegać na tym, że na sport.pl pojawia się około 50 mniej wiecej takich samych „artykułów” mówiących o Kobe Bryantcie i jego śmierci, nastawionych tylko i wyłacznie na generowanie kliknięć i mielenie non stop, w różnej konfiguracji, tych samych 10 akapitów, to… to ja wole „blogerstwo”.
    Ps. Nawet z nazwy brzmi to jak jakieś przęstępstwo 😉

    Reply
  9. Cheeky

    Cóż, medium Pana Wojczyńskiego powoli umiera, więc pewien poziom frustracji może być zrozumiały. Natomiast Pan Romański jest niestety poza wszelkimi kategoriami oceny – zohydza mi transmisje PLK (jestem rozpieszczony przez lata dostępu do League Passa, ale mimo wszystko – AdRoma nie da się po prostu słuchać z powagą, jeśli ktoś faktycznie interesuje się koszykówką).
    Oj, ubodłeś Towarzystwo swoim występkiem w Paryżu 😉

    Reply
  10. Czaro

    Masz talent do pisania i rób to dalej z klasą i pokorą. Nie dawaj się prowokować. Dzięki za świetne artykuły. Pozdrawiam.

    Reply
  11. Anonim

    Zainteresowanie NBA w moim przypadku opadło około 99 roku, Jordana już nie było na parkietach a nowa siła jaką byli Lakers już nie budziła już we mnie takich emocji jak Bulla. Myślałem że wyrosłem z koszykówki i przez następne lata z półrocznym nieraz opóźnieniem dowiadywałem się kto zdobył mistrzostwo i ledwo kojarzyłem nowe nazwiska, które przecież w pełni zasługiwały na status światowych gwiazd. I ta moje ignorancja trwała do mniej więcej 2006 kiedy przerzuciłem ostatnia stronę gazety wyborczej i trafiłem na rubrykę „Fruwając Pod Koszem” Pana Rutkowskiego i Wujca. Po prostu tekstach zacząłem na nowo śledzić tabele, zarywać noce w okresie playoff i szybko uświadomiłem sobie że kojarzę więcej zawodników niż w tych magicznych latach 90-tych które z takim rozrzewnieniem wspominałem kiedy dobiegały końca. Rubrykę i blog autorów Supergigant śledziłem do samego końca (a za sam tytuł „takich dwóch jak ich trzech nie ma ani jednego, a z tym czwartym mają piątkę na szóstkę” o Rondo dałbym Pulitzera).
    Panowie zaprzestali pisania, zawiesili blog, i podejrzewam że moje zainteresowanie ligą wróciłoby do tego jałowego poziomu z lat 99-06 gdyby nie to że w jednej ze swoich pożegnalnych notek zachęcili do sledzwnia blogu jakiegoś gościa, który często udzielał się u nich w komentarzach, których nigdy nie czytałem. Od tamtej pory śledzę ten blog a zainteresowanie ligą nie słabnie, mało tego uważam że więcej daje mi czytanie twoich analiz niż oglądanie meczu po nocach (na pewno pomaga zaoszczędzić czas), bo mimo iż kosza trenowałem intensywnie jakoś nastolatek to jednak wielu rzeczy na boisku nie dostrzegam.
    Czasami zaglądam na strony wielkouch portali i szanowanych czasopism poświęcone koszykówce, ale gdyby o mojej pasji do NBA miały tamte często bezpłciowe teksty pewnie czekałbym teraz na 1/8 ligi mistrzów nie wierząc kto to Luka Dondić. Z tego miejsca wielkie dzięki Karol za kawał dobrego dziennikarstwa (chyba że wolisz termin blogowanie).

    Reply
    1. Bzyk99

      Mam bardzo podobną historię z 'zawieszeniem’ NBA jak kolega powyżej, tyle ze wrocilem później – na początku na Gortata w 2010/11 a potem na dobre na SAS 2013 i 2014.
      Tym razem zostałem 'przytrzymany’ przez subiektywne blogi jak Karola, GWBA i inne a nie papkę mass mediową, gdzie basket sie pojawia od wielkiego święta lub wielkiej tragedii.
      Opis meczu ze statsów wygeneruje przecietnie ogarniety kibic. Dla mnie liczy się opinia, jakość a nie ilościowy njus clickbajtowy.
      Za te subiektywne opinie Ci Karolu dziękuję.
      Cała ta gównoburza wygląda na ból dupy smutnych panów na 'etatach’. Cytując klasyka: zmień pracę weź kredyt.

      Missionary>>mercenary

      Reply
    2. Plk

      Nie czytam tego bloga, ale tych „pseudo dziennikarzy” znam głównie z zakompleksionych komentarzy na twiterze i nieobiektywnego komemtowania PLK… Ego tych pANÓW jest baaardzo duże. Jeden myśli, że wie wszystko bo ma monopol na komentarz w PLK, a drugi jeszcze żyje świadomością, że przegląd sportowy to mekka kibiców koszykówki. W dobie obecnych Social Media mają konkurencję, która już dawno ich wyprzedziła ( ten kto stoi w miejscu tak naprawdę się cofa). Cieszę się, że ludzie interesują się z taką pasją Basketem, który jest dość niszowy w Polsce. Oby wiecej takich pozytywnych wariatów, a tłustemu Romanowi i Wojczyńskiej można posłać Pozdrowienia środkowym palcem, za 5 lat już nikt o nich nie będzie pamiętał.

      Reply
  12. Rzepa

    Karol, kawał dobrej roboty prezentujesz, masz jaja człowiek I, pytanie do MJ szok, profesjonalne na poziomie ESPN Wojnarowskiego, albo senior edytora NBA Man. Angielski piękny bez zajkakniecia. Ci frajejerzy Ci po prostu zazdroszczą. Ja śledzę MJ od 89 od finałów konferencji z Detroit. Wtedy też zacząłem grać i gram do dzisiaj , a mam 43. Robię też streetball za Free od trzech lat w Opolu. Jakbyś coś potrzebował to pisz. Szacun. Pozdrawiam serdecznie.

    Reply
  13. Tom

    interesuje się NBA od 89r i nie przypominam sobie nawet jednego artykułu w PS czy GW, który byłby na poziomie, do którego nas Karol przyzwyczaił

    Reply
  14. Tato

    Karolu! Szkoda Twojego czasu na tych smutnych Panow. Co nie zmienia faktu, ze masz racje. Trafilem na Twoj blog podobnie jak jeden z Przedmowcow via Supergigant i nawet mam podobna historie jesli chodzi o „odwyk” od NBA. Ciezka praca doszedles do koszykarskiego Olimpu i nawet zagadnales Zeusa- gratulacje!

    Reply
  15. Pingback: Podsumowujemy rok 2020 – Karol Mówi

Skomentuj Przemek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.