Maciej Lampe: Wierzę, że rzeczy dzieją się po coś

Jakiś czas temu spotkałem się z Maciejem Lampe w Sztokholmie. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin przy kolacji. Było wesoło, było ciekawie. Jak to zawsze z Maćkiem. Od razu zaznaczę, że jeśli poszukujesz w tej rozmowie sensacji związanych z rezygnacją Maćka z udziału w Mistrzostwach Świata w Chinach, to tu ich nie znajdziesz. Nasze spotkanie miało charakter bardzo prywatny. Tyle, że w pewnym momencie jego trwania, zacząłem nagrywać. Oczywiście za pozwoleniem Maćka. Obiecałem mu, że fragmenty naszej rozmowy spiszę. Co uczyniłem.
O NBA, o jego relacjach z polskimi mediami, o książce, o KD, o zdobywaniu tytułów, o życiu w Szwecji, o planach po zakończeniu kariery i o innych rzeczach.
Zapraszam.

Jak Ci się podobał sezon w NBA?

Brakowało mi LeBrona.

Czemu?

Czemu? Chcę, żeby osiągnął swoje cele, żeby zrealizował sportowe plany. Chcę go widzieć na szczycie. Poza tym lubię oglądać jego grę.

No to, jak jesteśmy już przy LeBronie, to wróćmy do draftu 2003 roku. Podczas tego naboru, do NBA trafili LeBron James, Dwyane Wade, Chris Bosh, Carmelo Anthony oraz Ty. Pamiętasz jeszcze, że w Summer League przed Waszym debiutanckim sezonem, zdobywałeś średnio na mecz (17) więcej punktów, niż każdy z nich?

Haha. Pamiętam.

Twoje przemyślenia na temat mistrzostwa Toronto Raptors.

W trakcie sezonu uważałem, że w Finałach spotkają się Warriors i Bucks. Fakt, że Toronto pokonało Milwaukee trochę mnie zaskoczył. Ale cieszę się ich sukcesem. To wielka rzecz dla miasta Toronto, dla organizacji Raptors, no i całej Kanady. Kibice w Toronto potrafią stworzyć fantastyczną atmosferę podczas meczów. Ten sukces im się należał po tych wszystkich latach niepowodzeń.
Przyjemnie w tych play-offach oglądało się Kawhi’ego Leonarda. Wyniósł swoją grę na niesamowity poziom. Dobrze widzieć, że po tych wszystkich problemach w San Antonio, udowodnił że należy do elity ligi, że odzyskał zdrowie.
Bardzo cieszę się też szczęściem Marca Gasola. Zasłużył na ten tytuł.

O odejściu Leonarda do Clippers.
Osiągnął najwyższy możliwy poziom dla zawodowego sportowca, którym jest mistrzowski tytuł NBA i MVP Finałów. Wydawało mi się, że zostanie, ale nie znam go osobiście, nigdy go nie spotkałem na żywo. Nie wiem jak czuł się w Kanadzie, jak mu się tam żyło. Wyglądał na szczęśliwego i zadowolonego.

Przecież to Fun Guy!

Haha. Wiesz, jego osobowość jest, jaka jest. Nie powinniśmy oceniać ludzi przez pryzmat tego, co widzimy w mediach. Ja go lubię.

A gdybyś spojrzał na to z Twojej własnej perspektywy – zawodowego koszykarza. Gracze chcą rywalizować, chcą wygrywać, kolekcjonować trofea. Ale chyba jak już zdobędziesz swój pierwszy tytuł, nagrodę MVP, to potem ten wyścig, ten głód wygrywania nie zawsze jest już tak silny. Zaczynasz myśleć o najlepszej sytuacji dla swojej rodziny, szukasz miejsca, w którym przede wszystkim będzie Ci dobrze, jako człowiekowi.

Moim zdaniem cała ta sytuacja z Greggiem Popovichem i San Antonio sprawiła, że on był bardzo głodny tego sukcesu. Po tej historii z tajemniczą kontuzją uda ludzie zaczęli wątpić w to, że jest twardy, że ma w sobie ten ogień, żeby iść na parkiet i zostawić tam 100% siebie, poświęcać swoje ciało. Powątpiewano też w jego talent. Pojawiały się głosy, że jest „produktem” systemu Spurs, że w innym klubie nie byłby tak dobry. On to słyszał cały rok, kiedy nie mógł grać. To mu dodało motywacji na te rozgrywki.

No właśnie. Co Ty o tej całej sytuacji w San Antonio myślisz?
Hmm, wiesz co, jeśli mam być z Tobą szczery, jeśli chcesz, żebyśmy teraz przeskoczyli na temat Popovicha, to możemy to zrobić. Mam kilka swoich przemyśleń na jego temat. Ale zanim zacznę – nie zrozummy się źle. Jest jednym z najlepszych trenerów w historii NBA, w historii całej koszykówki. Być może można też postawić tezę, że jest tym najlepszym. Powiedziawszy to, spodziewałem się po nim i po Spurs więcej w minionym sezonie. Poza tym, OK może nikogo nie interesować moja opinia w tej sprawie, ale ta cała jego medialna kreacja, którą robi wokół siebie. Te żarty, sarkazm, ten specyficzny sposób bycia, odpowiadania na pytania. To jest wszystko fajne i przyjemne, ale do pewnego momentu, od którego to już przestaje śmieszyć i bawić. Dla mnie jako fana koszykówki oraz jako zawodowego koszykarza, w pewnych sytuacjach wymagam od niego więcej. Ale oczywiście uwielbiam go. Jest fantastycznym trenerem. Nie znam go osobiście, ale znam jego asystenta Ettore Messinę. Grałem przeciwko niemu w Rosji i Hiszpanii. Wiem, że Pop i Spurs i będą chcieli zagrać w nadchodzącym sezonie dużo lepiej, niż w minionym. Bo ten sezon nie był dla nich udany, a poprzedni stał pod znakiem problemów z Leonardem. To nie w stylu Spurs, tego trenera i tej organizacji. Oni będą chcieli zagrać dużo lepiej, niż w ostatnich dwóch latach.

Chciałbym znać Twoją opinię na temat, który co jakiś czas przerabiany jest już od trzech lat. Odejście Kevina Duranta z Oklahomy. Thunder prowadzą z Warriors 3:1 w Finale Zachodu w roku 2016. Przegrywają w siedmiu meczach. Parę tygodni później KD podpisuje z nimi kontrakt. Gracz top2 ligi, łączy siły z trzema All-Starami, którzy bez niego wygrali 73 mecze w sezonie regularnym i byli o jedno, może dwa posiadania od mistrzowskiego tytułu. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Moim zdaniem media robią zbyt wiele hałasu w tej kwestii. Zadawane są pytania, które w zasadzie nie wymagają wyjaśniania. Zobacz, Warriors byli świetną drużyną zanim KD do nich dołączył. Potem udało im się ściągnąć koszykarza, który dla wielu jest lepszy od LeBrona. Wszyscy wiemy, co było potem. KD był ich najlepszym graczem w Finałach 2017 i 2018. Bez niego, Cavs pewnie wygraliby którąś z tych serii, jeśli nie obie. A teraz zobacz w tym roku. Warriors stracili KD w serii z Rockets. Ludziom wydawało się, że przegrają z Houston. Tymczasem ta strata obudziła ich. Ludzie, którzy mieli ograniczone role, przez to że KD robił dla nich tak wiele rzeczy, nagle wrócili do tego, co dawało im przewagi przed jego przybyciem. Wrócili do swojego starego grania. Wiedzieli też, że muszą pokazać światu, że to nie było tak, że przyjście Duranta, automatycznie dało im dwa tytuły. Oni musieli je wygrać na boisku. Przez to nastawienie, byli moim zdaniem jeszcze groźniejsi. Byli bardzo blisko zdobycia mistrzostwa w tym roku bez KD.

No właśnie o to mi chodzi. Warriors bez Kevina Duranta, to cały czas contender, prawda? Dołącza do nich gość top2 ligi, być może top 10-15 all-time. Czy nie czujesz, że taka droga po tytuł, to trochę droga na skróty? Wiesz, ja śledzę sport nie tylko, żeby dostarczyć sobie rozrywki. Ja w sporcie szukam inspiracji, odniesień do życia codziennego. Jaką inspirację daje fanom taka historia, jaką napisał Durant?

To spójrz na to tak – pracujesz dla jakiejś wielkiej korporacji, dzwoni do Ciebie, dajmy na to, dla Apple i chce Cię zatrudnić. Ty tam się przenosisz i odnosisz wielki sukces. Czy to sprawia, że jesteś gorszy jako człowiek, jako specjalista w swoim fachu? KD podjął taką, a nie inną decyzję. Żeby ją zrozumieć musielibyśmy poznać jego relacje z Westbrookiem, nawet cofnąć się do czasów, kiedy Harden tam jeszcze grał. Przeanalizować trzeba by było kompleksowo całą jego sytuację w Oklahomie, żeby zrozumieć ten ostatni ruch, o którym tyle się mówi. Wiesz, Russ nie jest łatwym charakterem.
Nie uważam, żeby słuszne było deprecjonowanie tego, co w ostatnich dwóch sezonach, w ostatnich dwóch Finałach zrobił KD tylko dlatego, że zrobił to w Warriors. On jest fantastycznym zawodnikiem, nieprawdopodobnie utalentowanym. Może przejmować mecze, wygrywać serie w play-offach.

Zgadzam się z tym wszystkim. Kevin Durant, jako koszykarz, jego talent i możliwości nie podlegają dla mnie żadnej dyskusji. Nie zgodziłbym się jednak z tym porównaniem do zmieniania firm. No wiesz, ludzie nie śledzą karier zawodowych innych ludzi. Ludzi nie interesuje przepływ innych ludzi między korporacjami. W sporcie to działa inaczej.

A jak LeBron przeszedł do Miami, to jak się z tym czułeś. Jak oceniałeś tamten ruch?

No, moim zdaniem to był słaby ruch. Zawodnik wchodzący w swój prime, najlepszy koszykarz NBA, łączy siły z dwoma innymi All-Starami w prime.

I co się stało potem?

Zdobyli dwa tytuły.

Ale nie w pierwszym roku.

Ale w drugim i trzecim tak.

Tak, bo wygrywanie nie jest łatwe. Możesz zmontować skład, który na papierze wydaje się nie do pokonania. Tylko, że ten skład musi potem wyjść na parkiet i udowodnić, że faktycznie jest taki dobry. Dobrze wiesz, że to jest sport, tyle różnych rzeczy może się wydarzyć. Moim zdaniem nie powinno się aż tyle mówić, że ruch KD czy wcześniej LeBrona, to były słabe ruchy, drogi na skróty. Nigdy nie wiesz przez co przechodzi dany gracz w życiu prywatnym. Nie znasz tego gościa. Nie wiesz, co nim kieruje. Nie wiesz jak jest wewnątrz organizacji, w której gra. Nie wiesz dlaczego podejmuje takie, a nie inne decyzje. My widzimy tylko końcowy efekt w postaci przejścia koszykarza z klubu A do klubu B. A to mimo wszystko za mało, żeby móc to sprawiedliwie ocenić.

Czyli uważasz, że media w dużej mierze są odpowiedzialne za to, jak ludzie na to patrzą, co tym myślą?

Tak, jak powiedziałem na początku. Media robią z tego większą sprawę, niż w rzeczywistości to jest warte. Wyobraź sobie sytuację, w której LeBron w Lakers wygra powiedzmy cztery tytuły w następnych czterech latach. Czy według moich standardów, w związku z tym, że LeBron gra teraz z AD, gdyby wygrał tyle mistrzostw pod rząd, trzeba by było taką historię oceniać jako drogę na skróty, jako słaby ruch, czy że miał łatwiej? Moim zdaniem nie.
Pamiętasz drużynę Lakers, która miała w składzie Shaq’a i Kobe’ego, do których dołączyli Karl Malone i Gary Payton? Wygrali? Nie. Więc nigdy nie wiadomo co się stanie. Te wszystkie „łatwe” ruchy, „łatwe” decyzje, „drogi na skróty”, to tylko tak wygląda z boku. Jeszcze raz – to media rozdmuchują temat, to ludzie którzy obserwują koszykówkę z boku, a nigdy w nią nie grali, myślą że to wszystko jest takie proste, że to wszystko da się rozpisać na kartce papieru i wyciągnąć ostateczne wnioski.

Jasne, masz rację. Moje odczucie jest takie, że ci młodzi koszykarze mają wkładane do głów, że ich kariery będą przez historię oceniane tylko, lub głównie przez pryzmat tego, ile zdobyli tytułów. Oglądają studio TNT i widzą jak Kenny Smith czy Shaq robią sobie żarty z Charlesa Barkley’a, bo ten nie zdobył tytułu. Chuck może mieć rację w jakiejś debacie, ale zawsze na koniec któryś z nich może strzelić argumentem w stylu „ale co Ty tam wiesz, Charles? Ty nie zdobyłeś tytułu w NBA.” Moim zdaniem to jest krzywdzące dla Barkley’a. Młode pokolenie o tym nie wie, starsze już może zapomniało, że Sir Charles na boisku, to był zabijaka. Był jednym z najlepszych koszykarzy w historii. 20 lat temu nikt by nie uwierzył, że przeciętny wówczas koszykarz Kenny Smith, tak stroszy piórka swoimi dwoma tytułami z Rockets przed Barkley’em, który był świetny, gdy grał i wszyscy się go bali. I ci młodzi gracze NBA patrzą na to i mówią, że nie chcą skończyć jak Barkley. Być dobrym, ale bez tytułu. Więc pędzą, żeby wygrywać. Robią wielkie trójki, wielkie czwórki, żeby tylko wygrać.

No ale ostatecznie o co się gra? O tytuły, prawda?

Ostatecznie tak, oczywiście. Grasz, żeby wygrać. Ale czy nie powinno się tego robić we właściwy, odpowiedni sposób?

A co znaczy wygrywać we właściwy sposób według Ciebie? Myślisz, że każdy może skończyć karierę jak Michael Jordan z sześcioma tytułami w sześciu próbach, z rzutem w końcówce, który zapewnia wygraną? Nie. A jeśli odpowiedź brzmi nie, to znaczy że nie ma tej jedynej, „właściwej” drogi po tytuł.

Tak, jak powiedziałem wcześniej, ja nie śledzę sportu tylko, żeby dostarczyć sobie rozrywki. Ja w szukam w nim inspiracji, odniesień do życia codziennego. Dla mnie więcej znaczy kariera koszykarza, który był świetny w tym, co robił, grał 15 lat w lidze a tytułu nie zdobył, niż kariera zawodnika, który skakał po klubach w poszukiwaniu mistrzostwa.  Taki John Stockton to dla mnie mistrz. Mimo że, tytułu nie zdobył.

Ale cały czas musisz mieć na uwadze, że Ty nie znasz tych ludzi osobiście. Budujesz sobie ich obraz na podstawie tego, co usłyszysz czy przeczytasz w mediach. A to w wielu przypadkach nie jest nawet 10% prawdy o nich. I widzisz Karol, nawet teraz, kiedy my o tym rozmawiamy, robimy z tego coś większego, niż to w rzeczywistości jest. Moim zdaniem media popełniają błąd w momencie kiedy starają się każdą sytuację, każdą decyzję danego gracza ocenić w perspektywie całej historii koszykówki, co dany ruch znaczy dla kariery danego gracza. Przez to umyka im czysta radość z oglądania, jak świetnymi koszykarzami są ci, o których oni piszą.

Zgadzam się całkowicie, że media są w dużej mierze odpowiedzialne za taki stan rzeczy, ale przecież sami zawodnicy też współtworzą te narracje. Na każdym kroku słyszy się jak gwiazdy opowiadają o tym, że chcą budować swoje legacy, chcą kolekcjonować mistrzowskie tytuły.

Ale zgodzisz się ze mną, że sytuacja na linii zawodnicy-media nie jest idealna?

Tak, oczywiście masz rację.

Więc jeśli mediom zależy na poprawieniu relacji, a nie wiem czy im zależy, to powinny bardziej wsłuchać się w głos graczy, w to co chcą im opowiedzieć, postarać się zrozumieć ich punkt widzenia, sposób rozumowania, i dopiero tymi prawidłowymi wnioskami podzielić się z fanami. Popatrz na tematy z ostatniego sezonu, o których rozmawialiśmy – Westbrook, KD, LeBron. Niemal bez przerwy przerabiamy wszystko, co z nimi związane. Dochodzimy do punktu, w którym włącza się lampka „chwileczkę, może to już zaszło za daleko?” Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że praca mediów polega na relacjonowaniu wydarzeń, kreowaniu zainteresowania koszykówką, ale w wielu przypadkach szukanie na siłę czegoś, co się kliknie, sprzeda zaczyna stawać się nonsensem.

Wiesz co Maciek? Masz rację. Ja się z Tobą zgadzam. Historia jest stara i była przerabiana setki razy, ale mi nie chodzi konkretnie o KD i konkretnie o przejście do Warriors. Raczej chodzi mi o takie ponadczasowe spojrzenie na tę kwestię. Nie wiem czy pamiętasz, był taki cytat Steve’a Kerra, który przeszedł bez echa w mediach. Kerr, pięciokrotny mistrz NBA, powiedział, że bez chwili zawahania zamieniłby swoją karierę na karierę Steve’a Nasha, który tytułu w NBA nie zdobył. Media o tym nie mówiły za dużo, bo nie wpisuje się o w obecne narracje. 

Powiem Ci z perspektywy zawodowego koszykarza. Rywalizujemy o prawie wszystko między sobą. Więc cokolwiek, co wrzucasz w dyskusji, co daje Ci przewagę nad kimś, ma znaczenie. „Hej, mam więcej tytułów, niż Ty.” Barkley na pewno nie cierpi słuchać żartów o tym, że nie ma pierścienia. LeBron nie lubi, jak mu się przypomina jego 3:6 w Finałach. Więc wiesz, wszystko się gdzieś tam się liczy. Najważniejsze jest to, jak dany zawodnik czuje się ze swoimi decyzjami, jak patrzy na swoją karierę. To najważniejsze. I tyle.

Kończąc ten temat. Uwielbiam grę KD, uważam że na koniec kariery może wejść do top15, nawet top10 all-time. Nie mam cienia wątpliwości, że był najlepszy w obu Finałach, które wygrał. Jedyny problem, jak dla mnie, to to że gość tego kalibru dołączył do ekipy, która bez niego była mistrzowskiego kalibru, która i bez niego byłaby faworytem do tytułów. Zgadam się z Tobą w 100%, że i tak trzeba wyjść na parkiet i to udowodnić, że tytuł trzeba sobie wywalczyć. Ale co by nie powiedzieć, jak masz obok siebie Thompsona, Curry’ego i Greena, to gra Ci się łatwiej. Masz więcej miejsca. Ale zmieńmy temat, bo moglibyśmy całą noc go rozpatrywać.
Co myślisz o Zionie Williamsonie? Nadchodzi nowa wielka gwiazda do NBA?

Jest niesamowity. Widziałeś, jak gra. Też pewnie nie możesz się doczekać, jak będzie wyglądał w NBA. Poza tym, ich nowym menadżerem jest David Griffin. To jest mój człowiek. Jeśli ktoś jest w stanie zmontować porządną ekipę w Nowym Orleanie, to Griff jest tym kimś.

Zacząłeś karierę w NBA w barwach New York Knicks. Powiedz dlaczego kolejny raz nie udało im się zakontraktować żadnej wielkiej gwiazdy? Kyrie i KD poszli na Brooklyn.

Tak, znam tę organizację. Mam kolegów koszykarzy, którzy grali w tej drużynie w ostatnich latach. To nadal jest jedna z najgorzej prowadzonych organizacji w NBA. W obrębie ligi, to jest powszechna wiedza. Wystarczy pogadać z innymi zawodnikami. KD czy jakaś inna gwiazda, która chciałaby tam iść, wcześniej musiałaby dostać gwarancję, że tam coś się zmieni. Wielcy gracze mają zbyt wiele do przegrania, niż do wygrania, żeby zdecydować się tam grać.

Zadam Ci teraz pytanie, które zadawałem w tym sezonie zawodnikom NBA – jak Twoim zdaniem będzie rozwijać się koszykówka, w którą stronę pójdzie, jak może wyglądać za powiedzmy pięć lat? Dziś gra się szybko, dużo rzuca się za trzy, pozycje się zacierają. Jak to może wyglądać w przyszłości?

NBA i FIBA idą swoimi drogami, choć Europa ostatnio trochę patrzy w stronę NBA. Ale i tak myślę, że FIBA zawsze pozostanie przy swoim własnym stylu. W Chinach jest mieszanka obu stylów grania. Z ciekawością przyglądam się ewolucji koszykówki. Nie wiem dokąd ostatecznie nas to zaprowadzi, ale jestem przekonany, że basket idzie w dobrym kierunku w swoim rozwoju.

Teraz NBA, to jest liga obrońców. Nie gra się zbyt wiele w post. Myślisz, że w przyszłości wrócimy pod kosz?

A ilu wielkich środkowych teraz mamy w NBA? Nie za wielu. No właśnie. Gdyby Shaq grał teraz w NBA, to jak myślisz, gdzie dostawałby piłkę?

Zapewne dominowałby jak kiedyś, ale wiesz, nie tylko styl się zmienił. Albo może raczej styl się zmienił, bo przepisy się zmieniły – błąd trzech sekund w obronie, zalegalizowanie obrony strefowej, zalegalizowanie podwajania, a raczej bronienia z pomocy. Kiedyś było łatwiej wykorzystywać indywidualne przewagi w grze 1 na 1.

Racja. Za tymi zmianami poszły zmiany w stylu gry. Gracze i trenerzy przystosowali się do tego. Kiedyś piłka grana do środka, to w wielu przypadkach było zakończenie zagrania kończone rzutem. Dziś często zagrywki zaczyna się od środka, a kończy rzutem z dystansu. To jest strona, w jaką poszła nie tylko taktyka gry, ale też indywidualny rozwój zawodników. Popatrz na dzisiejszych centrów i silnych skrzydłowych. Muszą umieć rzucać, kozłować, biegać, podawać. Muszą umieć robić to, co potrafią niscy obrońcy.

Czy zgodzisz się ze zdaniem, że trochę staliśmy się ofiarami analytics? Zaawansowane statystyki podpowiadają, że rzucanie za trzy punkty w kontrze jest jak najbardziej słusznym rozwiązaniem. Jeśli ponad trzy posiadania na 10 zamienisz w takich przypadkach na punkty, to wychodzi procentowo lepiej, niż pchałbyś piłkę pod kosz i szukał 50% skuteczności. Tylko, że czasem to wygląda kuriozalnie, kiedy zawodnicy w klasycznej kontrze, zamiast zaatakować obręcz, szukają na siłę rzutu zza łuku.

W dobrze skonstruowanych, dobrze prowadzonych drużynach koszykówki dąży się do balansu. Nie można przesadzać ani z rzucaniem z dystansu, ani z pchaniem piłki pod kosz.

Gdybyś mógł cofnąć czas i wrócić do 2003 roku, do początku Twojej kariery w NBA, co zrobiłbyś inaczej?

Szczerze powiedziawszy, jestem zadowolony z miejsca, w którym się znajduję. Zacząłem grać zawodowo w koszykówkę przed wieloma innymi koszykarzami w moim wieku. I gram nadal, kiedy wielu zakończyło już kariery. Jasne, zawsze będę mógł się zastanawiać, co by było gdyby. Gdybym zrobił inaczej to, czy tamto. Ale to nie byłaby moja droga. Nie wiadomo gdzie by to mnie doprowadziło. Dorastałem razem z koszykówką. Z chłopca stałem się mężczyzną. Powiem Ci szczerze – nie było ani jednego dnia w moim życiu z myślami typu „oj, gdybym nie był taki niedojrzały, kiedy przyszedłem do NBA, to zostałbym w niej na wiele lat.” Nie myślę w taki sposób. Wiem, że dla ludzi z zewnątrz tak to może wyglądać. Czasem słyszę albo czytam coś w stylu „gdyby Lampe nie był taki popieprzony w młodości, to cały czas grałby w NBA.” Ale to byłem ja. Taki byłem. Miałem 18 lat kiedy podpisywałem kontrakt z New York Knicks. Wcześniej też biłem rekordy, jeśli chodzi młody wiek, w którym zaczynałem grać zawodowo. Dojrzewałem z tym wszystkim, uczyłem się na błędach. Człowiek, z którym teraz rozmawiasz został ukształtowany przez te wszystkie historie w życiu. Nie mam myśli typu „gdybym wrócił do czasów, kiedy miałem 15 lat, nie podpisałbym kontraktu z Realem Madryt. „ Z perspektywy czasu może i miałoby to sens. Może zostałbym wybrany dużo wyżej w drafcie, gdybym był wolny od kontraktu z Realem. Ale wtedy, na tamten moment, to była najlepsza możliwa decyzja. Więc moim zdaniem, tego typu pytania i rozważania nie mają większego sensu.

OK, pozwól że ujmę to inaczej. To wszystko prawda, co mówisz. Ty jako człowiek zostałeś ukształtowany przez wzloty i upadki, które towarzyszyły Ci w życiu. Masz wspaniałą, piękną żonę, zdrowe dziecko. Być może, w innych okolicznościach, nigdy byście się nie poznali z Luaną. Czujesz się dobrze z wersją samego siebie, jaką teraz jesteś. Wszystko, co przeszedłeś w życiu i cały czas przechodzisz w tym procesie, to coś co jest Twoją drogą życia. Ale zapytam Cię inaczej – przychodzisz do draftu 2003 roku. Analitycy młodych talentów przewidują, ze możesz być wybrany nawet w top10, że jesteś koszykarzem przyszłości – wysokim, który potrafi rzucać, kozłować, podawać, biegać. Ale wokół Twojej postaci jest też duży znak zapytania – Twój kontrakt z Realem Madryt, za którego wykupienie hiszpański klub żąda $2 mln. I najprawdopodobniej to wystraszyło kluby przed wybraniem Cię dużo wcześniej. Spadasz do II rundy na 31 miejsce.
Rozumiem doskonale, że Ty jako człowiek jesteś usatysfakcjonowany ze swojego życia. Twoja dalsza kariera poza NBA jest przecież świetna. Ale nie myślisz czasem, jak Twoja kariera w NBA mogłaby wyglądać w alternatywnej rzeczywistości?

Wiesz co? Wierzę, że rzeczy dzieją się po coś. Na przykład dziś jesteśmy tutaj, rozmawiamy. Coś z tego wyniknie. Wierzę w Boga. Wierzę, że mnie prowadzi, że mnie chroni. Wszystko, co wydarzyło się w moim życiu miało swój sens. Może nie natychmiast, ale po pewnym czasie, z dystansu, wiem że miało. Czy popełniłem błędy w tym procesie? Oczywiście! Było ich wiele. Ale nie czuję, że powinienem był zrobić te rzeczy inaczej. Uważam, że życie to jest nieustanna podróż. W czasie tej podróży wybieramy różne ścieżki. One nie zawsze są dobre, nie zawsze są słusznie, nie zawsze mają sens. Najważniejsze jest jednak umieć uczyć się na błędach, być w zgodzie z samym sobą, móc spojrzeć sobie w oczy w lustrze i powiedzieć, że jest się dumnym z samego siebie, ze swoich osiągnięć. To jest moim zdaniem ważne. Nie tylko dla zawodowych sportowców, ale ogólnie dla wszystkich ludzi.

To jest też moja życiowa filozofia. Ale jako zawodowy sportowiec, czy tego chcesz, czy nie, ludzie będą oceniać Ciebie i Twoją karierę. Będą analizować czy spełniłeś pokładane w Tobie nadzieje. Kibice, w większości nie znają Twojej historii, bazują na tym, co usłyszeli czy przeczytali w mediach.

Tak, masz rację. Wiem, jak to działa. Ludzie nie wiedzą, że kiedy trafiłem do NBA, przechodziłem w życiu przez wiele problemów. Pewne sprawy z moimi rodzicami, o których nie mówiłem publicznie. Mało kto wie też, że sam poleciałem do Nowego Jorku w wieku 18 lat. Byłem zdany tylko na siebie. Mój tata zachorował, później zmarł. Przez jakiś czas miałem takie myśli, że to moja decyzja o wyjeździe do NBA go zabiła. Wiem, że ludzie starają się wyjaśnić sobie i zrozumieć rzeczy, których szczegółów nigdy nie będą znać. Rozumiem to. Ale ludziom, którzy mówią „w rankingach byłeś tu i tu, nie sprostałeś moim oczekiwaniom.” ja zawsze odpowiadam, że sprostałem swoim własnym oczekiwaniom. Więc mam gdzieś oczekiwania ludzi, którzy mnie nie znają, nie znali i nigdy nie będą znać. Jest to dla mnie bez znaczenia. Nigdy nie przejmowałem się tym, co ludzie o mnie myślą. Nigdy nie potrzebowałem relacji z polskimi mediami. Nigdy nie potrzebowałem polskiej kadry narodowej. I nawet teraz, na tym etapie mojej kariery, nie są mi potrzebni. Swoją karierę zawdzięczam tylko sobie. Owszem, popełniłem wiele błędów. Jedni będą mieć o mnie dobre zdanie, inni nie. Ale to jest moje życie, moja droga którą idę.

No właśnie. Jak to jest z Tobą i polskimi mediami. W przeszłości miewałeś z niektórymi na pieńku. 

Wiesz, byłem inny. Wychowałem się w Szwecji. Z polską kadrą zacząłem mieć do czynienia w kadetach. Przyjeżdżałem na zgrupowania z zupełnie innym sposobem myślenia, z innym podejściem do życia, niż moi rówieśnicy, którzy dorastali w Polsce. Byłem inny, inaczej wychowany. Nie mówiłem do ludzi na „pan” czy „pani”. W mojej świadomości nie było limitów, nie było dachu, który by zamykał mój sposób myślenia. Patrzyłem na jakiś piękny samochód i mówiłem, że będę miał taki. Patrzyłem na duży ładny dom i mówiłem, że jak będę chciał, to zbuduję sobie taki. Albo jakieś mniejsze rzeczy, jak na przykład wyjście wieczorem na miasto. Ja mówię idziemy, chłopaki mówią, że nie możemy. Pytam dlaczego, słyszę „bo nie wolno nam.” Ja na to „oczywiście, że wyjdziemy.” więc pytanie kto idzie, kto zostaje.
Był taki moment w mojej karierze, kiedy miałem w sobie absolutnie zero strachu czy obaw przed czymkolwiek. Mogłem wdać się w bójkę z Shaq’iem bez mrugnięcia okiem. Pamiętam incydent w Suns. Jechaliśmy autobusem. Jahidi White, duży gość, położył swoje stopy na moim siedzeniu. Powiedziałem, żeby je zabrał, on odmówił. Wstałem i miałem z nim konfrontację na oczach całej drużyny. Ja, 18-latek z Europy. Nie miałem strachu przed nikim i przed niczym. Ten sam stan umysłu widziałem u Mario Hezonji, kiedy graliśmy razem w Barcelonie. Pomyślałem sobie „wow, kiedyś też taki byłem.” Poziom Twojej pewności siebie jest tak wysoko, że nawet nie myślisz o rzeczach, których nie jesteś w stanie zrobić. Nie wiem jak Ci to dobrze wyjaśnić. Nie widzisz porażek. W ogóle nie bierzesz ich pod uwagę. Jesteś napompowany przeświadczeniem, że jesteś kimś, kim być może wcale nie jesteś. I jeśli na takim etapie życia i kariery nie masz wokół siebie ludzi, którzy Cię wspierają, ludzi, którzy potrafią sprowadzić Cię na ziemię, to możesz mieć później problemy.

Zawsze byłeś pewny siebie?

Nie powiedziałbym, że zawsze byłem pewny siebie. W szkole nie byłem jakimś liderem. Ale zawsze wierzyłem w siebie. Zacząłem od grania w piłkę nożną, później w hokeja. Koszykówka była moją kolejną rzeczą. No i pojawiła się presja. Kiedy okazało się, że gram dobrze, bardzo dobrze, pojawiła się presja czy chcę podążać za swoimi marzeniami i pasją, czy być jak wszyscy inni. Zrozumiałem, że jeśli będę w stanie swoją pasję uczynić swoją pracą, to będzie to droga, w której odnajdę samego siebie.

Wracając do relacji z polskimi mediami, wydaje mi się, że ludzie w większości nie zdają sobie sprawy z tego, że język polski nie jest Twoim pierwszym językiem. Wyjechaliście z rodzicami do Szwecji, gdy Ty miałeś 5 lat.

To prawda. Nie jestem najmocniejszy z polskiego. Przez wiele lat szwedzki był moim pierwszym językiem. Teraz myślę, że angielski go wyprzedził. Ale nie język był przyczyną problemów. Ograniczyłem swoje kontakty z polskimi mediami głównie dlatego, że publikowali wywiady ze mną, których ja nigdy nie udzielałem, albo przekręcali moje słowa, żeby wyszły im jakieś sensacyjne czy kontrowersyjne wypowiedzi. Szczególnie, kiedy grałem w NBA. Mama do mnie dzwoniła i pytała czemu powiedziałem to, czy tamto, a prawda była taka, że to były historie wyssane z palca. Wielu dziennikarzy reprezentuje środowiska i postawy, z którymi ja się nie utożsamiam. Jak przyglądam się temu czasem z boku, jak dziennikarze wchodzą w relacje z zawodnikami. Albo jak sami zawodnicy wchodzą w relacje z dziennikarzami. Dla mnie to są sztuczne relacje. Oni czują podświadomie, że muszą się kumplować z pewnymi dziennikarzami, żeby ci nie napisali o nich źle. A ja nie potrzebuję ich mieć za kolegów. Nie potrzebuję tych sztucznych relacji. I nawet za bardzo nie lubię tych konwersacji, bo nie mamy ze sobą nic wspólnego. Chcą rozmawiać o koszykówce, a wielu nie rozumie tej gry. Zadają pytania, które nic nie wnoszą, często są wręcz głupie.
Oczywiście nie wszyscy. Jest wielu dobrych, polskich dziennikarzy. Wiem, że muszą wykonać swoją pracę. I nie mam na myśli żadnych konkretnych nazwisk. Ogólnie nie lubię, gdy ktoś bez mojej zgody próbuje pisać o mojej rodzinie, o moim ojcu, którego już nie ma z nami, albo o rzeczach, o których nie mają pojęcia. Tego nie lubię. Dlatego nasze relacje nie są dobre. Polscy dziennikarze nigdy w niczym mi nie pomogli. Gdy byłem młodszy, stworzyli wokół mnie jakąś bańkę mydlaną, w którą mnie wsadzili. Kiedy rzeczy nie szły za dobrze z moją karierą, albo raczej, kiedy nie szły w taki sposób, jak im się wydawało, że będą szły, odwrócili się ode mnie, zaczęli szukać sensacji na mój temat.
I tak, jak powiedziałem, w wielu przypadkach, zaczęli nawet wymyślać nieprawdziwe historie na mój temat. Ale nie ma problemu. Nie ma żadnego wywiadu, którego bym żałował. Są dziennikarze, którzy zachowują się i pracują w pewien sposób. Ja się z takim dziennikarstwem nie zgadzam. I rozumiem, że niektórzy z nich mogą nie akceptować mnie, mojego sposobu bycia.
Moja sytuacja od początku była dość trudna i specyficzna, bo ja nie dorastałem w Polsce. Ludzie patrzyli na mnie, jak na coś innego, coś dziwnego dla nich. Nie rozumieli mnie. Miałem wrażenie, że ja bardziej rozumiem ich, niż oni mnie. Ostatnio rozmawiałem z moją mamą i powiedziałem jej, że decyzja rodziców o wyjeździe do Szwecji, była najlepszą możliwą rzeczą, jaką mogli dla mnie zrobić. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdybyśmy nigdy nie wyjechali, ale jestem szczęśliwy, że przenieśliśmy się do Szwecji. I żeby była jasność – nigdy nie powiedziałem złego słowa na temat Polski. Czuję się fantastycznie, ilekroć mam okazję być w Polsce. Mam tam rodzinę i znajomych. Polska się zmienia i bardzo dobrze się rozwija moim zdaniem.

Wiem, że planujesz wydać swoją biografię. O czym będzie?

Chcę, żeby była prawdziwa, transparentna. Chcę opowiedzieć w niej wszystko w sposób bardzo szczery i czysty. Wszystkie dobre i złe rzeczy. Wszystkie szalone rzeczy, które zrobiłem. Chcę opowiedzieć o dorastaniu w Szwecji, o wyjazdach do Polski, o innych kolegach zawodnikach, o historiach z parkietu i spoza niego. To będzie książka dla każdego powyżej powiedzmy 17-18 roku życia.

To opowiedz jakąś szaloną historię z czasów NBA.

Sporo ich było, ale nie chcę zdradzać żadnej teraz. Muszę je zachować do książki.

No dobra. To opowiedz o tym słynnym incydencie z Amar’e. Pobiliście się na treningu?

Wkurzył się, bo wygrałem z nim 1 na 1. Zaczął wymyślać, że oszukiwałem przy liczeniu punktów. Uderzył mnie „z liścia”. Popłakałem się. To znaczy nie od razu. Dostałem, poszedłem do toalety i tam sobie popłakałem trochę. Ale lubię go. Zawsze jak się widzimy, jest miło między nami. Znamy się dobrze.

On jest w ostatnich latach bardzo w temacie judaizmu, czarnych żydów. Rozmawiałem z nim kiedyś właśnie o tym. Był zaskoczony, że ktoś porusza z nim taki niekoszykarski temat. Ciekawie pogadaliśmy. A co jest Twoją rzeczą poza koszykówką?

To jest coś w obrębie koszykówki – coaching. Chcę zostać trenerem. Czuję, że będę w tym dobry. Czuję powołanie. Chcę zacząć jako asystent. Jeszcze nie wiem w jakim klubie, w jakim kraju, ale wiem, że chcę to zrobić.

Jest jakiś trener, na którym się wzorujesz? Jaka w ogóle jest Twoja wizja koszykówki?

Jeśli chodzi o warsztat trenerski, to będzie mix rzeczy, które przez lata widziałem u różnych trenerów. Moja wizja koszykówki – grasz, żeby wygrać. To jasne. Tyle, że wygrywanie nie zawsze jest najważniejszą rzeczą. Uważam, że najważniejszą cechą trenera jest umiejętność rozwijania swoich zawodników, sprawiania żeby stawali się lepsi jako koszykarze, ale też jako ludzie.

W której drużynie grało Ci się najlepiej? Może być z NBA lub spoza.

Powiem Ci szczerze, że we wszystkich drużynach, w jakich grałem, czułem się bardzo dobrze. Z każdą mam miłe wspomnienia, ciekawe historie i znajomości. Łatwiej byłoby mi powiedzieć, w której drużynie najmniej mi się podobało. I tu wskazałbym Maccabi albo Beşiktaş.  Uwielbiałem fanów w Stambule, moim zdaniem to najlepsi fani na świecie. Ale w ostatnich miesiącach mojego pobytu w Turcji przestałem czerpać radość z gry.
Jeśli chodzi o Maccabi, to w zasadzie przez cały czas kiedy tam byłem, nie czułem się najlepiej. Częściowo to moja wina. Myślę, że nie byłem gotowy na ten klub.

Na tym etapie życia i zawodowej kariery, co jest Twoim największym osiągnięciem?

Hmm. Powiem Ci szczerze, nie wiem. Na pewno muszę tu mieć swoją drugą operację biodra. Pierwsza była OK, wiedziałem że spokojnie wrócę do gry. Ale druga kosztowała mnie wiele. Zainwestowałem wiele czasu, pieniędzy i wysiłku, żeby wrócić do zdrowia i znów móc grać na wysokim poziomie. Ludzie mogą tego nie rozumieć, ale dla mnie to było coś wielkiego. Jak za ileś lat będę wspominał swoją karierę, to powrót po tej ciężkiej kontuzji, będę zaliczał do swoich osiągnięć. Szczerze mówiąc, naprawdę jeszcze o tym nie myślałem. Jestem bardzo krytyczny wobec siebie. Wiesz, na przykład rzucę 30 punktów w jakimś meczu, ktoś podchodzi do mnie i mówi, że dobrze zagrałem. Ja zamiast o tych punktach, myślę o sytuacjach, które mogłem zrobić lepiej. Wracając do Twojego pytania, to w tej chwili nie mam odpowiedzi. Miejmy nadzieję, że jeszcze wiele dobrych rzeczy przede mną.

5 comments on “Maciej Lampe: Wierzę, że rzeczy dzieją się po coś

  1. Tomo

    fajny, szczery wywiad i rozmowa. Pytanie – rozmawialiscie po polsku, angielsku czy szwedzku? 🙂
    Czy Maciek widzial wczesniej ten tekst i czy musial go zaakceptowac przed publikacja?

    Reply

Skomentuj Karol Śliwa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.