Nagrody indywidualne na półmetku sezonu 2021-22

Jesteśmy już w połowie, a nawet delikatnie za połową, rozgrywek 2020-21. Przyznajmy więc nagrody indywidualne za tę część sezonu. Każdego roku przypominam i podkreślam, że przyznaję swoje nagrody za pierwszą połowę sezonu. Nie jest to moja projekcja tego, kto faktycznie zgarnie poszczególne nagrody na koniec rozgrywek. Przy każdym z wyróżnień dodaję parę zdań komentarza odnośnie mojej filozofii przyznawania poszczególnych nagród. Na koniec moje trzy piątki All-NBA na tym etapie sezonu. Zapraszam gorąco do podawania własnych typów/nominacji/składów.

MVP. Nominowani: Kevin Durant, Nikola Jokic, Steph Curry, DeMar DeRozan, Joel Embiid, Chris Paul.

Mój typ: Kevin Durant.

MVP sezonu, to gracz o świetnych statystykach indywidualnych, którego drużyna znalazła się po sezonie regularnym w elicie ligi. Jest to definicja całkiem prosta, czytelnie sformułowana, dająca dość wąski margines na interpretacje. Przy czym, raz na kilka, kilkanaście lat, zdarzają się odstępstwa od tej reguły (patrz Russell Westbrook, MVP 2017 roku, którego Thunder zajęli dopiero szóste miejsce na Zachodzie, dziesiąte w skali ligi). W tym sezonie, przynajmniej na jego przełamaniu, nie widzę takiej historii.

Stawiam na Kevina Duranta. Jeszcze parę tygodni temu biłem się z myślami i bardzo wysoko miałem tutaj Stepha. Ale przez delikatny dołek strzelecki Curry’ego, jak na jego standardy oczywiście, KD wysunął mi się na czoło tego wyścigu. Gdzieś bok, całkiem wysoko miałem też Nikolę Jokica, który do powtórzenia sukcesu sprzed roku będzie potrzebował jednak wyższego miejsca Nuggets w tabeli. Tak samo Giannis i Bucks.

Durant lideruje w średniej punktowej (29.3), która jest jednocześnie jego najwyższą średnią od sezonu 2013-14…w którym był MVP ligi. Zalicza po 7.4 zbiórki (najlepiej od czterech lat) oraz 5.8 asysty, co jest jego drugą najwyższą średnią w karierze. Ale to tylko liczby. Wprawdzie wybitne, ale tylko liczby. Przy kandydaturze Duranta mam jeszcze trzy, moim zdaniem, silne argumenty. Pierwszy jest taki, że w obliczu szeregu kłopotów Nets w tym sezonie, zaczynając od „proceduralnych” problemów z Kyrie Irvingiem, przez średni start i powolne wracanie do sprawności Hardena, kończąc na całkowicie bezbarwnym (póki co) sezonie Blake’a Griffina, który rok temu był ważnym elementem rotacji Nets oraz kilku innych kłopotach z dopięciem składu, Durant był jedynym stałym punktem tej drużyny. Steph ma Greena, CP3 Bookera i Aytona, Grizz całą grupę wsparcia dla Moranta (a i bez niego byli dobrzy), Mitchell Goberta (i na odwrót) oraz wielu wartościowych kolegów. Co by się nie działo, KD dostarczał. I to jak! Na 35 rozegranych do tej pory meczów, tylko raz (!) nie przekroczył progu 20 punktów (dwa w zasadzie, licząc z meczem, w którym doznał kontuzji kolana). Nets są drugą siłą Wschodu z minimalną stratą do liderujących Bulls, których zresztą niedawno zdeklasowali na ich własnym parkiecie.

Tak, tak czujne oko fana NBA pewnie zauważy, że w skali całej ligi KD i koledzy są dopiero na… szóstym miejscu. OK, słyszę co mówisz. Patrzę jednak na tych, którzy są wyżej, czyli Bulls, Suns, Warriors, Grizzlies oraz Jazz i z całym szacunkiem dla ich liderów, nie mam w tej chwili nikogo ponad Durantem. DeRozan, CP3, Booker, Steph, Morant, Mitchell/Gobert grają znakomite sezony, ale każdy z nich przegrywa w zestawieniu z Durantem. Przynajmniej w moich oczach.

Poza tym, Durant ma w swojej kolekcji tylko jedną statuetkę MVP z sezonu 2013-14. Mało, jak na taki kaliber gwiazdy. Czy tego chcemy, czy nie, ta nagroda w dużej mierze żywi się narracjami. Zatem siłą rzeczy Durant będzie miał delikatną przewagę przy ewentualnym „remisie”. Kontuzja kolana wyklucza go na przynajmniej miesiąc gry. To być może wypchnie go też z wyścigu po MVP na koniec sezonu, ale na przełamaniu rozrywek, to on, w mojej ocenie, jest MVP.

Obrońca Roku. Nominowani: Draymond Green, Rudy Gobert, Giannis Antetokounmpo, Joel Embiid, Gary Payton II.

Mój typ: Draymond Green.

Bezpiecznie jest postawić w tej kategorii na wysokiego, albo raczej na zawodnika grającego bliżej kosza. W ostatnich 26 latach tylko jeden zawodnik obwodowy został wybrany obrońcą roku (Gary Payton, 1995). Rudy Gobert wygrywał trzy razy w ostatnich czterech latach. No właśnie, Gary Payton. Piękna by to była historia, gdyby po ponad ćwierćwieczu (!) czekania, nagrodę tę zgarnął jego syn, jako przedstawiciel graczy obwodowych. Moim zdaniem ma na to szanse. Jestem przekonany, że zgarnie trochę głosów. Ale ja stawiam na Greena. Warriors mają najlepszą obronę w NBA, a Green jest jest generałem, reżyserem, mózgiem, sercem i duszą. Wiele mówimy o boiskowej inteligencji CP3, LeBrona, Luki czy Jokica. Koszykarskie IQ Draymonda Greena, bez żadnego nadużycia, można jednym tchem wypowiedzieć w zestawieniu z wyżej wspomnianymi koszykarzami. Tym, czym Steph jest dla ataku Warriors, Green jest tym samym dla ich obrony. Nie byłoby tak znakomitej pierwszej połowy sezonu Warriors, gdyby nie filar ich obrony, od którego wszystko się zaczyna (zresztą w ataku, też jest ich mózgiem i sercem, ale to osobne rozważanie).

Debiutant Roku. Nominowani: Evan Mobley, Scottie Barnes, Franz Wagner, Josh Giddey, Cade Cunningham.

Mój typ: Evan Mobley.

Przy tej nagrodzie, w przeciwieństwie do MVP, rzadko pod uwagę bierze się to, jak radzą sobie drużyny poszczególnych debiutantów. Jeśli grają dobrze, a ich młoda gwiazda ma na to wymierny wpływ, wtedy jest to wartość dodana, kolejny argument przemawiający za kandydaturą danego debiutanta. W przypadku Mobleya tak właśnie jest. Cavs są jedną z pozytywnych niespodzianek tego sezonu. Mają szóste miejsce na Wschodzie (26:18) i dość pewnie zmierzają w stronę play-offów (o ile nie wydarzy się tam żadna katastrofa, czego przewidzieć nie jesteśmy w stanie). Po kilku, czy kilkunastu meczach sezonu, moglibyśmy mówić o kalendarzu, szczęściu, czy po porostu o za małej próbce, by móc realnie ocenić ich wartość. Po rozegraniu ponad połowy swoich meczów w ramach rundy zasadniczej, o żadnym błędzie statystycznym, czy szczęściu, mowy być nie może. Mobley gra na poziomie 15 punktów, 8 zbiórek, 2.7 asysty oraz 1.7 bloku. Już teraz jego obecność w obronie, jest czymś wielkim dla tej drużyny i jej marzeń na ten sezon.

Powiem szczerze, dla mnie w tegorocznym wyścigu po tę nagrodę liczą się tylko Mobley i Scottie Barnes z Raps. Po stokroć wyżej cenię statystyki indywidualne produkowane w drużynach walczących o coś, niż te pompowane w ekipach tankujących. Owszem, tak jak pisałem wyżej, przy tej nagrodzie bilans drużyny nie jest decydujący, ale jeśli mam grupę 3-4 wyróżniających się postaci, z których żadna nie deklasuje rywali indywidualną grą, to w dalszej kolejności patrzę na ich wkład w sukcesy drużyn. A w takim wariancie, w tym sezonie, jest to wyścig dwóch.

Most Improved Player. Nominowani: Ja Morant, Miles Bridges, Dejounte Murray, Darius Garland, Desmond Bane, Jarrett Allen, Tyler Herro, Anthony Edwards.

Mój typ: Ja Morant.

Lubię tę nagrodę, bo zostawia ogromne pole do interpretacji przez swoją płynność, jeśli chodzi o jej definicję. Czy większą wartość ma gracz, który po prostu dostał szansę (minuty, większa rola) i ją wykorzystał, czy raczej taki gracz, który nagle pojawił się na horyzoncie i pozytywnie zaskoczył? Czy brać pod uwagę zawodników wybranych wysoko w drafcie, którzy dopiero w kolejnych latach udowodnili swoją przynależność do NBA? Czy brać pod uwagę drugoroczniaków, których progres jest niejako oczekiwany? Ale przez to, że jest tak wiele kryteriów, tak wiele płaszczyzn, na których możemy graczy obserwować i oceniać pod kątem rozwoju, wyścig po tę nagrodę jest w mojej ocenie każdego roku bardzo ciekawy.

Stawiam na Ja Moranta, choć do samego końca zastanawiałem się nad Tylerem Herro. Obawiam tu trochę, czy przypadkiem mój wybór Moranta nie jest swego rodzaju brakiem szacunku do jego talentu. W sensie, że od początku jego kariery wiedzieliśmy z jakiego rodzaju talentem, z jakiego rodzaju atletą, mamy do czynienia. Wejście na poziom (nie tylko) All-Star i wdarcie się (na razie tylko) do konwersacji o MVP, było prędzej czy później oczekiwane. Ale z drugiej strony, dlaczego miałbym „karać” go za to, że był wyjątkowy, a swoją wyjątkowość potwierdził?

U Moranta imponuje mi to, że już w trzecim sezonie w NBA, w wieku ledwie 22 lat, jest tak bardzo świadomy siebie samego, swojego ciała, swoich atutów i ograniczeń. Super atleci mają często tendencje do bazowania, przez ładnych kilka lat w NBA, niemal wyłącznie na fizyczności. Co często ma opłakane skutki w dalszych częściach ich karier. Morant szybko zrozumiał, że nie dunki nad ludźmi będą tym, co zapewni mu długą karierę w NBA. Jego 35% zza łuku, to może być coś, co pozwoli mu grać w NBA 15+ lat i ustrzeże przez potencjalnymi kontuzjami. A dla jego obrońców jest to niezły bój głowy. Pójdziesz pod zasłoną, skarci Cię rzutem. Pójdziesz nad, będziesz mógł tylko popatrzeć na jego plecy, gdy ten będzie wisiał na obręczy. On pewnie nigdy nie będzie rzucał jak Steph czy Klay, ale wystarczy, żeby doprowadził swój rzut, do poziomu, którym ryzykowne będzie odpuszczanie go. A to już się dzieje! Co było decydujące w przypadku mojego wyboru Moranta do tej nagrody, to fakt, że jego skok odbył się z poziomu ocierającego się o All-Star do poziomu All-NBA. Tego typu przeskoki są dla mnie o wiele trudniejsze, niż przeskoki z przeciętności do bycia rozpoznawalnym,a potem do poziomu All-Star.

W liczbach wygląda to tak: Z 19 na 24 punkty, z 4 na prawie 6 zbiórek, z niecałych 45% z gry na ponad 48%, z 30% zza łuku na 35.6%.

Najlepszy Rezerwowy. Nominowani: Tyler Herro, Patty Mills, Jordan Clarkson, Kelly Oubre Jr, Montrezl Harrell.

Mój typ: Tyler Herro.

Tylko 21 zawodników o dużo większych nazwiskach, zdobywa w tym sezonie więcej punktów, niż gracz Heat. Żaden z nich nie robi tego jako zmiennik. Do swoich 20.6 punktu Herro dorzuca co mecz po prawie 5 zbiórek i 4 asysty. Heat dostają potężny zastrzyk energii, gdy ich młody gracz pojawia się na parkiecie. A przecież, w dużej mierze, o to właśnie chodzi.

Trener Roku. Nominowani: Taylor Jenkins, Monty Williams, Steve Kerr, Steve Nash, Billy Donovan, Erik Spoelstra, J.B. Bickerstaff.

Mój typ: Monty Williams.

Są dwie filozofie przyznawania tej nagrody. Może nawet trzy, z tym że ta trzecia jest połączeniem dwóch pierwszych. W pierwszym wariancie wygrywa trener, którego drużyna była wśród dwóch-trzech najlepszych ekip ligi. Proste i czytelne. Silnym argumentem jest tu zawsze przebicie progu 60 wygranych. Każdy większy dystans między kolejnymi w tabeli drużynami, daje danemu trenerowi dodatkowych argumentów i punktów w głosowaniu.

W drugim wariancie wygrywa trener, który stał za sukcesem składu, co do którego nie było zbyt wielkich oczekiwań, który niejako urósł na naszych oczach w trakcie rozgrywek.

W trzecim mamy do czynienia z kombinacją obu tych rzeczy.

Rok temu wygrał Tom Thibodeau z Knicks, jako książkowy przedstawiciel tej drugiej filozofii. O włos za nim był Monty Williams z Suns. W tym roku w ślady Thibsa może iść Taylor Jenkins z Grizzlies. Spodziewaliśmy, że Niedźwiadki powalczą o play-offy, ale raczej mało kto przewidywał, że ten młody skład, w tak imponującym stylu, powalczy nawet o przewagę własnego parkietu w pierwszej rundzie. Gdzieś obok, równie ciepło trzeba myśleć o kandydaturze Billy’ego Donovana.

Ja stawiam jednak na Monty Williamsa. Wiem, że kandydaci z tego drugiego nurtu ładnie się sprzedaje w mediach, świetnie kreuje się te wszystkie narracje na temat ich warsztatu. Nie chodzi mi to, że są to naciągane historie. Nic z tych rzeczy. Chodzi mi jedynie o to, że jakby się temu mocno przyjrzeć, to wychodzi że przedstawiciele tego pierwszego nurtu, trochę na tym tracą, bo nie mają argumentu zaskoczenia. Monty Williams wygrałby rok temu, gdyby nie Thibs i Knicks. Suns mają najlepszy bilans w lidze, a o Williamsie nie mówi się dostatecznie dużo. Jego kandydatura nie jest tak seksowna, jak ta np. Jenkinsa. Williams prowadzi drużynę, która grała w finałach, która ma w składzie CP3, więc ich dobra gra była brana przed sezonem za coś pewnego. Moim zdaniem cholernie ciężko jest, gdy poprzeczka zawieszona jest wysoko, a i tak się do niej sięga. Stąd mój głos na coacha Suns. Słońca grają niemal tak, jak przed rokiem, ale na obu końcach parkietu, dokonali małych usprawnień. Monty wykonuje kawal tytanicznej pracy z tym składem.

Moje trzy najlepsze piątki na tym etapie sezonu:

All-NBA 1st Team:

C: Nikola Jokic.

PF: Giannis Antetokounmpo.

SF: Kevin Durant.

SG: Donovan Mitchell.

PG: Steph Curry.

All-NBA 2nd Team:

C: Joel Embiid.

PF: Draymond Green.

SF: DeMar DeRozan.

SG: Devin Booker.

PG: Chris Paul.

All-NBA 3rd Team:

C: Rudy Gobert.

PF: LeBron James.

SF: Jimmy Butler.

SG: Zach LaVine.

PG: Ja Morant.

Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

4 comments on “Nagrody indywidualne na półmetku sezonu 2021-22

  1. cormac

    spoko, ale w 1 piątce Booker zamiast Mitchella, chyba ktoś z najlepszej ekipy zasłużył? a różnica w średniej punktowej to raptem +1 dla Donovana

    Reply
  2. Anonim

    Witaj. Karol czy przy okazji jakiegoś programu albo pisania odniósł byś się do tych potwornych upadków w trakcie prób bloku. Strasznie obrońcy nakrywają i ciągną ręce do końca. Mam wrażenie, że jest tego strasznie dużo ostatnio, a te upadki są koszmarne. A może to tylko moje wrażenie?
    Pozdrawiam

    Reply

Skomentuj cormac Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.