NBA bierze się za faule w kontrze i…nie robi tego dobrze

NBA postanowiła w końcu zająć się problemem, który od ładnych paru lat psuł radość z oglądania meczów. Chodzi o tzw. „take foul”, czyli faul celowo kasujący potencjalną kontrę.

Według nowych dyrektyw, które wejdą w życie z początkiem tego sezonu, za każdy faul, który w ocenie sędziego, zostanie uznany za faul, w którym obrońca nie był zainteresowany piłką, a jedynie spowodowaniem nielegalnego kontaktu celem zatrzymania kontrataku, drużyna atakująca otrzyma jeden rzut wolny (będzie mógł go wykonać dowolny zawodnik) oraz zachowa posiadanie piłki. Wyjątkiem od tej nowej interpretacji będą ostatnie dwie minuty meczów oraz dogrywki.

Komentarz: NBA i FIBA bardzo różnią się, jeśli chodzi o interpretację tego zagrania. Pamiętam, jak w 2015 roku, podczas EuroBasketu we Francji, zgrzytaliśmy zębami, za każdym razem jak obrońcy kasowali kontry. Bo robili to stanowczo za często. Było to do tego stopnia popularne zagranie, że wystarczyło, żeby dany defensor (niemal) jedynie dotknął nakręcającego kontrę zawodnika, podniósł rękę do góry, kiwnął głową w stronę sędziego jakby chciał powiedzieć „tak, panie sędzio. Kasuję tę kontrę, poproszę o faul przy moim nazwisku.” Z taktycznego punktu widzenia, to były bardzo dobre i mądre zagrania. Zamiast niemal pewnych dwóch punktów rywali, obrona poświęcała jeden ze swoich fauli, a następnie, po wznowieniu gry, była już gotowa bronić posiadania w żmudnym ataku pozycyjnym. Z perspektywy kibiców, którzy chcieli oglądać dynamiczne akcje, było to jak wyrywanie zębów bez znieczulenia. Drużyny napakowane były talentem, atletyzmem i chęciami, żeby pokazać kibicom dynamiczny basket. Niestety zbyt często zamiast oglądać wsady w kontrach, oglądaliśmy „taktyczne” faule.

Pamiętam też, że podczas jeden z konferencji z przedstawicielami FIBA, wtedy we Francji, zapytałem czy FIBA ma pomysł, żeby coś z tym zrobić. Powiedzieli, że mają. I faktycznie mieli. Coś, co na początku wydawało mi się „zmiękczeniem” i tak nie za twardej gry i linii sędziowania w wydaniu FIBA, okazało się znakomitym pomysłem. Dziś problem z „take fouls” praktycznie nie istnieje w koszykówce FIBA, a w NBA tak. Z roku na rok, im lepiej zaczynało to wyglądać w Europie, tym bardziej rósł mój poziom niezrozumienia, dlaczego NBA nie potrafi zająć się tym problemem.

Dziennikarze, trenerzy, ludzie związani z ligą szeroko omawiali i krytykowali NBA za opieszałość w tym temacie, a liga, z jakiegoś powodu, była głucha na te apele.

Do tej pory, gdy zawodnik kasował faulem potencjalną kontrę, sędziowie NBA szli do monitorów, żeby sprawdzić czy miał miejsce tzw. „clear path foul”, czyli faul który uniemożliwił zdobycie łatwych punktów, czy „zwykły” faul.
Problemy były tutaj dwa – sędziowie NBA byli zobligowani, żeby sprawdzić na wideo dokładne położenie gracza faulowanego względem piłki i ostatniego obrońcy oraz paru innych zmiennych. Sędziowie FIBA mogą takie decyzje podejmować z pozycji parkietu, bez konieczności użycia monitorów. Mogą skorzystać z najnowszej technologii, jeśli mają jakieś wątpliwości, ale nie muszą. W NBA muszą, nawet jeśli wątpliwości nie mają. Zabiera to czas i odziera mecze z emocji.

Drugim problemem było to, że zazwyczaj coś, co z perspektywy gry wyglądało chwilę wcześniej na celowe przerwanie akcji, która skończyłaby się łatwymi, ładnymi punktami, było klasyfikowane jako zwykły faul. Czyli de facto, sędziowie nagradzali nieudolną defensywę, a karali drużynę, która stała przed szansą zdobycia łatwych punktów a kibicom poczucia, że dobrze wydali pieniądze kupując bilety na mecz czy League Pass.
A propos kibiców, to ci regularnie musieli być świadkami kilkuminutowych przerwach w grze, a także, równie regularnie, ograbiani byli z możliwości zobaczenia akcji ponad obręczami. Przez lata zastanawiałem się komu to służy, co NBA pragnie osiągnąć, co przekazać. Wrażenie miałem takie, że liga i sędziowie zapętlili się w czymś, co tylko oni sami byli w stanie pozytywnie ocenić, docenić i bronić słuszności. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew podążaniu „z duchem gry.” Kibice nie potrzebowali chirurgicznej precyzji sędziów w ocenianiu czy zawodnik ataku znajdował się milimetry przed czy za ostatnim obrońcą. Wiele z takich zagrań, a raczej interpretacji zapisu wideo, ocierało się o absurd. A jednak ci sędziowie oraz liga swoją opieszałością, szli przez lata taką właśnie linią interpretowania tego typu zagrań.

Nie jestem fanem tego usprawnienia. I cały czas głośno zastanawiam się czemu liga NBA, tak dbająca by jej produkt był dobrze zapakowany, nadal tak bardzo boi się (?) na poważnie zająć tym problemem. Bo to jest problem, a to usprawnienie, to w gruncie rzeczy żadne usprawnienie. Kasowanie kontr, w których ewidentnie widać, że drużyna ataku skończy akcję punktami, nadal będzie się opłacać. W koszykówce FIBA, faul kasujący kontrę, klasyfikowany jest jako faul niesportowy. Oznacza to, że gracz popełniający tenże faul musi mieć się na baczności. Każdy kolejny tego typu faul (lub faul techniczny) dyskwalifikuje go bowiem z danego meczu. Dodatkowo, drużyna poszkodowana otrzymuje dwa rzuty wolne oraz zachowuje posiadanie piłki. W NBA, w myśl nowych interpretacji, tego typu faule będą zapisywane jako zwykłe faule. Zadaniowiec z ławki będzie mógł zatem skasować niemal bezkarnie pięć kontr i nadal być w grze. No i zamiast dwóch rzutów, drużyna faulowana otrzyma tylko jeden rzut.

Mijające się z sensem jest też dla mnie wyłączenie ostatnich dwóch minut meczów oraz (całych) dogrywek z nowej interpretacji. To jest nielogiczne.

Cieszy mnie sama decyzja, żeby zaadresować duży problem NBA. Jeszcze bardziej cieszy mnie jednak, że Adam Silver, komisarz NBA, przyznał że nowy przepis może zmieniać swój kształt w przyszłości. I myślę, że zmieni.
Myślę, że zakochane w liczbach sztaby trenerskie drużyn NBA szybko sobie przeliczą, że zamiast stracić dwa łatwe punkty, wolą postawić rywala na linii, a potem obronić posiadanie. Bo nadal pewne dwa punkty, to więcej niż jeden punkt z linii, następnie 40% zza łuku oraz 50%+ z półdystansu.

Dodatkowo obawiam się o to, jak będzie to wyglądać od strony technicznej. Czy sędziowie będą zobligowani obejrzeć daną akcję, zanim podejmą decyzję? Czy będą mieli suwerenność na tym polu i będą mogli wydać decyzję z pozycji parkietu? Czy nadal będą konserwatywni, jeśli chodzi o odgwizdywanie czegoś więcej, niż zwykłe faule.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

2 comments on “NBA bierze się za faule w kontrze i…nie robi tego dobrze

  1. 71

    No tu zdecydowanie przepisy FIBA są dużo lepsze. Nieraz szlag człowieka trafia jak ma być kontra a tu faul.

    Reply
  2. -p-

    Fiba super do tego tematu podeszła. Druga sprawa w podobnym temacie to łapanie w pół człowieka który idzie do góry. Niby fajnie że łapiemy bo bezpiecznie ale tego typu akcje w koszykówce Fiba to faul niesportowy. I zdecydowanie lepiej to wpływa na widowisko

    Reply

Skomentuj -p- Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.