Sam Mitchell: Nikt nie trenował z taką intensywnością, jak Kevin Garnett

Udało mi się porozmawiać z Samem Mitchellem, który przez 12 lat gry w NBA bronił barw Wolves i Pacers. Później, jako główny trener, pracował w Toronto i Minnesocie. W ostatnim sezonie był jednym z asystentów w Memphis Grizzlies.

Pewnie masz już dość pytań o Finały. Zapytam Cię więc o Kevina Garnetta.

O, bardzo chętnie!

Pojawił się w NBA jako nastolatek po szkole średniej, a Ty wziąłeś go pod swoje skrzydła. Opowiedz proszę o tych relacjach między Wami. Co dostrzegłeś w tym dzieciaku?

Zacznijmy od tego, że na pierwszym treningu z drużną, Kevin znał wszystkich z naszego składu. Po drugie dobrze znał historię NBA. Po trzecie jego etyka pracy, przywiązywanie wagi do najdrobniejszych detali, jego profesjonalizm w wieku zaledwie 19 lat były nie do porównania z niczym innym, co wcześniej widziałem. I wreszcie na koniec – był najciężej pracującym na treningach graczem. Wcześniej wydawało mi się, że to ja wyznaczam standardy, ale Kevin wyniósł to na jeszcze wyższy poziom.
Przypisuje mi się zasługi w rozwoju Kevina, ale ja zawsze mówię ludziom, że to on bardziej pomógł mi, niż ja jemu.
Przecież to ja musiałem codziennie na treningach grać przeciwko niemu. I nie mam najmniejszych wątpliwości, że fakt, iż grałem w lidze do czterdziestki, zawdzięczam jemu. Musiałem go kryć, musiałem starać się dotrzymywać mu kroku. I w końcu zrozumiałem tę prostą prawdę – jeśli jestem wstanie być godnym rywalem dla najlepszego silnego skrzydłowego w NBA, gracza top5 ligi, to spokojnie mogę cały czas w niej grać. To był taki mój miernik mojej wartości jako zawodnika, mojego miejsca.
Wtedy, tego pierwszego dnia, kiedy poznałem Kevina, siedziałem i rozmawiałem z Dougiem Westem, kolegą z Wolves. Obaj zgodnie stwierdziliśmy, że pewnego dnia będziemy ludziom opowiadać, że to my mieliśmy szczęście grać w tej samej drużynie z jednym z najlepszych koszykarzy w historii NBA. Wiedzieliśmy to od pierwszego dnia.

Masz jakieś historie z Kevinem, które jeszcze nigdy nie ujrzały światła dziennego?

O stary, mam ich setki (śmiech)! On jest…no dobra, słuchaj tego. Świetna historia. Kevin przeszedł do Bostonu. Tak się akurat złożyło, Celtics grali przedsezonowy mecz w Rzymie, przeciwko właśnie Toronto Raptors, których ja wtedy trenowałem.
Przychodzi do mnie Doc Rivers i mówi: „Słuchaj Sam, musisz mi pomóc. Potrzebuję, żebyś pogadał z KG.” Pytam o co chodzi. Doc na to, że Kevin jest u nich taki ostry, taki intensywny i nieustępliwy, nawet o centymetr nie odpuszcza na treningach. Że za bardzo chce zrobić wrażenie na nowym klubie. Ja na to „chwileczkę, Doc. Musicie zrozumieć, że on nie stara Wam się przypodobać czy jakoś wkupić do zespołu. On taki jest. 365 dni w roku. I nigdy się nie zmieni.” Pod koniec roku znów rozmawiam z Riversem. Pierwsze, co mi mówi to „Nigdy bym nie uwierzył, że może być ktoś taki, kto przynosi ze sobą tyle energii i intensywności każdego dnia.” 
Taki właśnie był KG. Nigdy nie odpuszczał, nigdy nie zawodził swoich kolegów, nigdy nie miał treningu na pół gwizdka. Nigdy!

Gdzie masz go na liście najlepszych silnych skrzydłowych w historii ligi?

Nie możesz mieć go niżej, niż top3. Przynajmniej w moich rankingach tam właśnie jest. On potrafił zdobywać punkty na wiele sposobów, ale trzeba pamiętać, że w przez długie lata był najlepszym obrońcą pick and rolli. Posłuchaj mnie uważnie, chcę to podkreślić. Był najlepszym (!) obrońcą na zagrania pick and roll. Jeśli masz do czynienia z graczem wysokim, jak Kevin, to musisz mieć umiejętność, żeby zatrzymać próbę penetracji kozłującego niskiego gracza, opanować sytuację, a potem zająć się zawodnikiem, który ścina pod kosz, albo zostaje, żeby oddać rzut. On był najlepszy w tym fachu. Nikt nie robił tego lepiej!

Właśnie. Pogadajmy o jego obronie. Ile jest prawdy w tym, że znał zagrywki wszystkich drużyn, z którymi grał, że tak fantastycznie czytał i przewidywał zdarzenia na boisku.

O tak, to wszystko prawda! Kevin znał zagrywki wszystkich drużyn. Lubił analizować zapisy video z meczów rywali. Kiedy później na parkiecie przeciwny trener albo rozgrywający zarządzali jakąś zagrywkę, KG od razu krzyczał do swoich kolegów gdzie mają się przemieścić, co mają zrobić, czego się spodziewać.

Może dlatego miał tak dobre relacje z Rajonem Rondo? Podobne podejście, podobny charakter.

Racja! Obaj są szaleńcami (śmiech)! Oczywiście w pozytywnym słowa znaczeniu (śmiech).

Na koniec pytanie o Toronto. Pracowałeś tutaj jako trener przez ponad cztery lata (2004-2008). Czy dostrzegasz jakieś minusy płynące z mieszkania tutaj? Oczywiście nie licząc pogody w zimie.

Nie! I pogoda też nie jest problemem, ponieważ to miasto samo w sobie jest fantastyczne. Tak samo jak kibice Raptors. Nie rozumiem, jak można nie uwielbiać tego miasta. Zawsze powtarzam ludziom, że Toronto jest jak Nowy Jork. Z tą tylko różnicą, że w Toronto jest czyściejsze i bezpieczniejsze. Nic tego nie przebije.

3 comments on “Sam Mitchell: Nikt nie trenował z taką intensywnością, jak Kevin Garnett

  1. Anonim

    Panie Karolu, Sam Mitchell szeroko się uśmiecha, a Pan taki poważny. Swoją drogą dziwnie wygląda pasek DG u mężczyzny. Sądziłem, że to zwykle dupeczkowy atrybut.

    Reply

Skomentuj Tato Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.