Śliwki vs Robaczywki 2019-20 Vol. 7

Dzień dobry! Zapraszam do Twojego ulubionego segmentu o NBA. Nie jest ulubiony? Jakoś będę z tym żył. Dziś same Śliwki. Dzięki za podsyłanie własnych propozycji i przemyśleń.

– Ben Simmons. Pogadajmy o Australijczyku. Przy czym, za dużo sobie nie podyskutujemy, jak z uporem maniaka będziesz patrzeć na to, czego nie robi, w czym ma braki, zamiast skupić się na tym, w czym jest fenomenalny. Dla Ciebie jest obiektem żartów, bo nie rzuca, bo w trzy lata, trafił ledwie dwie trójki w NBA. Dla mnie jest fenomenem, których ten sport widział ledwie garstkę w swojej historii. Rzucę najpierw w Ciebie garścią liczb. Benny (założę się, że tak mówili na niego, jak był mały) zagrał niedawno swój dwusetnym meczu w NBA. Dokładnie miał wtedy na koncie 3228 punktów, 1660 zbiórek oraz 1608 asyst (plus 158 bloków i 337 przechwytów).
W historii NBA było jeszcze tylko dwóch zawodników, którzy po pierwszych 200 meczach kariery, mieli na koncie ponad 3000 punktów, 1500 zbiórek i 1500 asyst. Byli to Oscar Robertson i Magic Johnson. Zanim strzelisz z palców i napiszesz coś w stylu „rekordy dziś nic nie znaczą, bo dziś nie bronią, bo jest więcej posiadań, dużo rzucają i biegają”. Zanim zechcesz to zrobić, sprawdź sobie jakie tempo gry było w czasach Big O i Magica Johnsona, ile zdobywało się punktów. Podejrzewam, że się zdziwisz. Liczby na bok. Uważam, że wspólna gra Embiida i Simmonsa nie ma sensu dla nich obu. Benny powinien dostać drużynę (w Filadelfii czy gdzieś indziej), która byłaby zbudowana na kształt tego, co ma wokół siebie Giannis. On i strzelcy. On i dobry spacing. Dopiero w takim środowisku Simmons mógłby zmaksymalizować swój talent i pokazać pełnie możliwości. Świetny gracz, inteligentny na boisku, dużo widzi, podaje nie gorzej niż klasyczni, niscy rozgrywający. No i na koniec – broni! I to jak! Potrafi usiąść i stłamsić najlepszych graczy rywali z kilku pozycji. I to jest wielkie, jeśli Twój lider daje taki przykład. Simmons w styczniu – 21.7 punktu, prawie 62% z gry, 10.2 zbiórki, 8.2 asysty, 2.1 przechwytu. Tak, tak nie trafił żadnej trójki. Nawet nie próbował.

– Evan Fournier. Tak trochę poza radarami, 27-letni Francuz rozgrywa sezon swojej kariery. To oczywiście nie jest poziom All-Star, nie jest to nawet też poziom konwersacji o ASG, ale jest parę drużyn o jednego Fourniera od włączenia się do walki o tytuł. Pisząc to, nie spodziewam się żadnej wymiany z jego udziałem. 19 punktów, 2 zbiórki, 3 asysty, 1 przechwyt, 41% zza łuku. W Eurolidze byłby gwiazdą. W NBA brakuje mu jedynie trochę więcej siły, szybkości, wyskoku, lub tylko jednej z tych cech.

– New Orleans Pelicans. Świetnie, że póki co nie poddają sezonu, a trochę już zaczynało tym pachnieć, gdy mieli bilans 6:22. Potem wygrali 11 z kolejnych 16 meczów, wraca Zion (piszę to na parę godzin przed jego wielkim debiutem) i może być jeszcze ciekawie. Brandon Ingram gra jak prawdziwy lider i mocny kandydat do udziału w Meczu Gwiazd. W styczniu prawie 27 punktów, 5.8 zbiórki ,6 asyst i 1 blok. W końcu kontuzje puściły Lonzo Balla, a ten zaczął pokazywać swój talent i atletyzm. W styczniu 15 punktów, 7.5 zbiórki, 8.8 asysty oraz 1.3 przechwytu na mecz. Do tego 2.5 trójki w każdym spotkaniu. Jason Kidd nie był tak dobry w swoim trzecim sezonie.

– Derrick Rose. 18.4 punktu, 5.8 asysty na mecz. Wartości na tym poziomie Rose nie notował od sezonu 2011-12. Trafia 49.8% z gry, co jest na ten moment najlepszą skutecznością w jego karierze. Ale to nie jest takie ważne. Najważniejsze jest to, że jest zdrowy i może grać.

– Zach LaVine. Od dwunastu meczów nie zszedł poniżej poziomu 20 puntów. Za styczeń notuje po 30 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty i 2 przechwyty. Nadal dostaje wysypki, gdy musi bronić i dopóki tego u siebie nie zwalczy, dopóty jego liczby będzie można brać jedynie za puste kalorie. Ale na koniec dnia bardzo doceniam jego postęp w grze ofensywnej oraz powrót po kontuzji lewego kolana. Mógł skończyć jako jednowymiarowy dunker, a tymczasem rozwinął się do poziomu rozmowy o All-Star.

– Michael Porter Jr. Trzeba mu życzyć tylko zdrowia. A potem trochę cierpliwości. Reszta przyjdzie. Taki talent nie zaginie w tłumie. Nawet w ograniczonych minutach w listopadzie czy grudniu widać było u niego przebłyski ogromnego talentu. W ostatnim czasie ten talent leje się ze wszystkich stron. A to dopiero początek. Dwucyfrowe zdobycze punktowe za ostatnich pięć spotkań. Świetny mecz w Indianie (25 punktów, 11/12 z gry, w 23 minuty). Niedługo może się okazać, że to Nuggets, obok Mavs, będą wygranymi draftu 2018 roku.

– Ja Morant crossuje, patrzy na ofiarę, rzuca, trafia. Lou Williams zatwierdza. Piękna sekwencja, talentu, techniki i szacunku weterana do młodego wilka, lub raczej niedźwiedzia.

– I tu musimy się na moment zatrzymać. Ja Morant! Ja Cię przepraszam! Przywoływanie jego liczb, to drugorzędna sprawa. Wystarczy zobaczyć parę meczów Grizzlies, by zorientować się z jakiego typu talentem i jak nieprzeciętnym atletą, mamy do czynienia. Spokój, decyzyjność, przegląd boiska, selekcja rzutowa już na poziomie All-Star. Jeśli przesadzam, to znaczy że Ty nie oglądasz NBA. Jestem zaskoczony tym, jak grają Grizzlies. Może nie tyle samym graniem, co faktem (?), że chyba naprawdę chcą zaatakować ósemkę. Przed sezonem sądziłem, że starając się ogrywać młodzież, będą w kontrolowany sposób przegrywać mecze. Dlaczego? Dlatego, że jeśli ich tegoroczny wybór w drafcie spadnie poniżej top 6, wtedy trafi do Bostonu. Tym bardziej biję im brawo, tym bardziej szanuję decyzję, że zamiast uganiać się za nie wiadomo kim, postanowili budować tu i teraz. Marzy mi się reforma draftu w taki sposób, żeby każda drużyna nagradzana była za wygrywanie, a nie nieudolność. I chwała Grizzlies za to, że gdy rozejrzeli się wokół własnej szatni, gdy zobaczyli w jednym rogu Moranta, w drugim Jacksona Jra, jeszcze w innym Clarke’a, to pomyśleli sobie „wali nas ten pick!”. I bardzo słusznie. Nie spodziewałem się, że to nadchodzi, ale teraz rozumiem. Tankujesz, uczysz młodych ludzi złych nawyków i czekasz na… no właśnie, kogo? Oni już wygrali na loterii. Chwalę Moranta, ale wcale daleko nie jest JJJ. A przecież Dillon Brooks też ma dopiero 23 lata. A przecież Brandon Clarke, 21 wybór zeszłorocznego draftu wygląda jak lekka kradzież. Brawo Grizzlies! Poszedłem kupić ich koszulkę!

– Niecałe 500 mil na zachód od Memphis (jesteś z tych, co zaraz pójdą sprawdzić czy jest faktycznie tyle?), dzieją się równie dobre rzeczy. Dzieję się Shai Gilgeous-Alexander i dzieją się Thunder. Jeśli Clippers w najbliższych dwóch latach nie zdobędą tytułu z Leonardem i George’em, to Thunder będą wygranymi tej wymiany. Jeśli zdobędą, to wygrane będą obie strony. 21-letni Kanadyjczyk, to miód na serca tych, którzy delektują się oglądaniem młodych atletów, którzy poza mięśniami lubią i potrafią używać też głowy.

– Serge Ibaka. Od przynajmniej dwóch lat, Serge ma momenty, w których wpisuje się w ten stereotyp o zaniżanym wieku przez afrykańskich sportowców. Czasem wygląda, jakby miał nogi z ołowiu. Czasem wygląda, jakby jego rok urodzenia (1989) to była sprawa bardzo umowna i mocno naciągana. Ale Serge, tak trochę po cichu, rozgrywa całkiem niezły sezon. Miał ostatnio serię 13 meczów, w których nie zszedł poniżej 12 punktów. W tym sześć razy notował ich 20 i więcej. Niedawno zakończył też serię ośmiu meczów z przynajmniej 10 zbiórkami. Ibaka już nie blokuje i nie dunkuje tak regularnie i efektownie, jak kiedyś w Oklahomie, ale nadal potrafi to zrobić. Był bardzo ważny dla rotacji Nurse’a podczas nieobecności Gasola i Siakama.

– Właśnie! Widać, że przerwa w grze dobrze zrobiła Gasolowi. Powellowi zresztą też. Hiszpan, w pięciu meczach po powrocie po kontuzji robi 13 puntów, 5 zbiórek, 4 asysty, 1.3 przechwytu. Trafia 59% z gry i 52% zza łuku. Po Powellu nie widać śladu rdzy. W sześciu meczach w styczniu produkuje co wieczór 23 punkty, 3 zbiórki, 2 asysty i 1.6 przechwytu. Trafia 59% swoich rzutów oraz 53% za trzy punkty (średnio 3.6 celnej trójki na mecz).

– DeMar Derozan. D.D. miał serię 14 meczów, w których zdobywał przynajmniej 20 punktów (zakończyła się ona ostatnio w Phoenix). W ramach tej serii zaliczył też 10 meczów, w których trafiał ponad 50% swoich rzutów. Żaden gracz w historii organizacji Spurs nie miał podobnej serii, a trochę dobrych nazwisk się przewinęło przez tę szatnię. Ale wszyscy wiemy dobrze, że będzie to tylko statystyczna ciekawostka, jeśli Spurs nie zakończą rundy zasadniczej na przynajmniej ósmym miejscu. Ostrogi wpadły na pomysł, żeby zamiast wypychać DeRozana z jego strefy komfortu i kazać mu rzucać za trzy punkty, poproszą o to samo Aldridge’a, który przecież od lat trafia rzuty, z których wiele oddaje z odległości o pół koszykarskiego buta od łuku. L.A. postanowił łaskawie cofnąć swoją dużą stopę za tenże łuk. W listopadzie trafiał pół trójki na mecz. W styczniu już 2.5. Nie jest to przypadek, że zbiegło się to w czasie z dobrą grą DeRozana. Aldridge rozciąga grę, DeMar korzysta z miejsca na półdystansie i pod koszem. Tak, to było takie proste.

 

– Utah Jazz. Słyszysz coś? To tez jazz. Może i to był dość łatwy kalendarz, ale co by nie powiedzieć, wygrana jest wygraną i nikt Ci jej nie zabierze. Być może właśnie teraz, w styczniu-lutym, w tych niby łatwych meczach, dajesz sobie przewagę własnego parkietu w pierwszej rundzie play-offs. Na Zachodzie jest wiele ciekawych, potencjalnych par, gdzie o awansie mogą zadecydować detale. A własny parkiet, to nie detal, to ważny atut. Podopieczni Quina Snydera wygrali 18 z ostatnich 20 meczów. Są też 13:1 od kiedy sprowadzili do siebie Jordana Clarksona. Pomyliłem się co do tego ruchu. Przed oczami miałem jego obraz z play-offów 2018, kiedy u boku LeBrona nie wnosił absolutnie nic do gry Cavs w postseason. Być może spokorniał. Daje Jazz trochę kontrolowanego szaleństwa. Na dzień dobry dostał po 12 rzutów z ławki, które zamienia na prawie 15 punktów przy blisko 47% z gry. Świetny też jest Rudy Gobert, którego ewentualne pominięcie w tym roku do Meczu Gwiazd, będzie trzeba nazwać zwyczajnie kpiną. Francuz od ośmiu meczów nie zszedł z parkietu bez double-double, a od 12 meczów bez przynajmniej 12 zbiórek. Jego liczby w styczniu to 17 punktów, 15 zbiórek, 2.3 asysty i 2 bloki. Obudził się Bojan Bogdanovic. z 37.7% i 19 punktów w grudniu, wskoczył na 22.5 punktu i 50% w styczniu. Przywrócony do wyjściowej piątki Joe Ingles znów cieszy oko swoją inteligentną grą. Atak na All-Star robi też Donovan Mitchell. Ta drużyna zaczęła grać tak, jak miało to wyglądać, gdy dokonywały się wszystkie ich ruchy tego lata. Po kontuzji wrócił Mike Conley. Jego wątek będzie ciekawą rzeczą do obserwowania.

– Miami Heat. Moje dłonie nie przestają klaskać, gdy widzę, co dzieje się w tej organizacji. Komplementowałem ich już kilka razy w tym sezonie. Tym razem wyróżniam ich za ten gest. W 2012 roku, 16-letni wówczas Chris Silva, opuścił swój rodzinny Gabon. Ruszył w nieznane do USA. Bez rodziny, bez znajomości języka angielskiego. Od tamtego czasu widział swoją matkę tylko raz. Do tego momentu.   Heat, we współpracy z Adamem Silverem oraz NBA Africa, zorganizowali swojemu zawodnikowi wspaniałą niespodziankę.

– Tribute Videro dla Russella Westbrooka. Nie mam jakiegoś swojego prywatnego rankingu tego typu materiałów, ale gdybym miał, to ten, którzy przygotowali spece od mediów Thunder miałbym prawdopodobnie w top2, zaraz obok tego, co Raptors zrobili dla Leonarda. Widzisz, są odejścia i odejścia. Tak samo jak są powitania i powitania.


Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam kilkanaście dni temu.

3 comments on “Śliwki vs Robaczywki 2019-20 Vol. 7

Skomentuj Kuno Wittram Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.