Anty nagrody za sezon 2018/19

Rozdałem już prawdziwe nagrody indywidualne za rozgrywki 2018-19, a teraz wracam do czegoś, co robiłem parę lat temu. Przyznam anty nagrody czyli ni mniej, ni więcej, tylko odwrotność tych prawdziwych – MVP, Obrońca Roku, Gracz, który poczynił największe postępy, Najlepszy Rezerwowy, Najlepszy Trener oraz Menadżer Roku. W swoich analizach pomijam Debiutanta Roku. Płynnym kryterium, którym się kieruję jest to, jak bardzo moje oczekiwania minęły się z rzeczywistością. Ocena jest rzecz jasna subiektywna, bo moja.

(anty) MVP. Nominowani: Anthony Davis, Carmelo Anthony, John Wall, Andrew Wiggins

Mój typ: Anthony Davis.

Musimy tutaj rozdzielić dwie rzeczy. Grającego Davisa oraz wszystko to, co łączy się z jego postacią poza parkietem. I właśnie ten drugi aspekt zostaje przede mnie „nagrodzony”. Grający w koszykówkę Davis to zupełnie inna bajka. Za te rozgrywki wywindował swoje średnie do blisko 26 punktów, 12 zbiórek, prawie 4 asyst, 2.4 bloku oraz 1.6 przechwytu. Gra jak hybryda Kevina Garnetta, Dirka Nowitzki’ego i Tima Duncana. Świetnie kozłuje, trafia zza łuku, niesamowicie broni kilku pozycji. Jego praca nóg to poezja koszykówki. To jest materiał na postać Hall of Fame. To jest gracz, który na koniec kariery może wedrzeć się do top 15, top 10 najlepszych graczy wszech czasów.

Napisawszy to wszystko, w głowie mam cały czas jego mały dramat z opuszczaniem Nowego Orleanu oraz wszystkim, co się z tą historią wiązało. Ktoś wszedł do jego głowy (czołem Klutch Sports) i zaszczepił mu wizję grania w Los Angeles u boku LeBrona. Ta wizja wyglądała tak fantastycznie, że A.D. zapragnął, żeby jak najszybciej nabrała namacalnych kształtów. Problem był taki, że Davis i jego agent zapomnieli, że jego kontrakt nie kończy się po tych rozgrywkach, że Pelikany mogą nie mieć interesu w tym, żeby wymieniać go przed wakacjami. Zaczął się dramat. Medialne wrzutki, dziwne wypowiedzi. Na koniec symboliczne granie w wybranych meczach. To nie była dobra wizytówka ani dla ligi ani dla jednego z jej najlepszych graczy.

 

(anty) Obrońca Roku. Nominowani: Zach LaVine, Karl-Anthony Towns, Andrew Wiggins, LeBron James.

Mój typ: Andrew Wiggins.

Do samego końca rywalizował o to miano ze swoim kolegą z drużyny. Ostatecznie jednak zdecydowałem się na Kanadyjczyka. Wiggins, swoją pasywną grą, skutecznie pozwala nam zapomnieć o tym, że jest fizycznym wybrykiem natury. Przy wzroście 203 cm, rozpiętość jego ramion sięga 210 cm. Jego wyskok dosiężny to ok. 110 cm. O takich parametrach może tylko pomarzyć większość graczy w NBA. To są warunki fizyczne, obok których sam Kawhi Leonard nie przeszedłby obojętnie. Dlaczego więc Wiggins nie jest w stanie zrobić użytku ze swojego niesamowitego ciała i zacząć bronić? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale na szczęście ja nie mam płacone, żeby rozwiązać tę zagadkę. Wiggins w obronie nie jest nawet przeciętny. On w wielu przypadkach daje się wręcz ośmieszać atakującym go zawodnikom. Ten chłopak ma dopiero 24 lata. To powinien być ten czas jego kariery, kiedy energia i intensywność wylewają się z jego butów. Z jakiegoś powodu, to się nie dzieje. Wyobraźcie sobie Patricka Beverleya włożonego w ciało Wigginsa…no właśnie.

 

Gracz, który poczynił największy regres czyli odwrotność MIP. Nominowani: Jaylen Brown, Jayson Tatum, Harrison Barnes, Nicolas Batum.

Mój typ: Nicolas Batum.

Za 9 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty Hornets zapłacili w tym sezonie $24 mln. Batum, w ciągu siedmiu lat w Portland dorobił się renomy gracza wszechstronnego, inteligentnego, przebojowego i bardzo dynamicznego. Taki trochę LeBron w lżejszej wersji. Dziś jest to już tylko wspomnienie. Francuz był jednym z największych beneficjentów szalonych wakacji 2016 roku, kiedy na wolnych agentów czekały ciężkie miliony. Przyjął od Charlotte Hornets propozycję pięcioletniego kontraktu wartego $120 mln. W ciągu pierwszych dwóch sezonów ruch ten nie wyglądał źle. Batum robił mniej więcej to, co wcześniej w Blazers. Jego usługi do tanich nie należały, ale robił to, czego wszyscy się po nim spodziewali. Miewał mecze świetnie i nie schodził poniżej pewnego poziomu. Ostatnie dwa sezony, to już jednak wycieczka po równi pochyłej. Już nie ma w nim tej przebojowości, tego błysku na parkiecie, tego europejskiego polotu, który Ameryka tak ostatnio polubiła. W tym sezonie w wielu meczach obecny był tylko ciałem. Ma dopiero 30 lat, więc tym bardziej dziwi, że czasem po parkiecie snuje się jak emeryt. W następnym sezonie zarobi $25.5 mln, a w roku kolejnym $27 mln.

 

(anty) Najlepszy Rezerwowy. Nominowani: Frank Kaminsky, Evan Turner, Patrick Patterson, Nerlends Noel.

Mój typ: Patrick Patterson.

Po blisko czterech niezłych sezonach w Toronto, przybył do Oklahomy latem ubiegłego roku jako glue guy, którego można wysyłać do łatania dziur na obu końcach parkietu. Jako swingman na kilka pozycji, który w niskich ustawieniach może występować nawet na środku. Jako defensor na przebojowych skrzydłowych. Chyba nikt nie spodziewał się, że Patterson przywiezie z Kanady do Oklahomy tylko cień samego siebie. Albo nawet i to nie. By być sprawiedliwym, trzeba oddać mu, że już po przenosinach do Thunder, przeszedł operację lewego kolana, która tylko w teorii miała być rutynowym zabiegiem. Jak się później okazało, Patterson nigdy nie odzyskał swojej dawnej mobilności, która była jego atutem z pozycji skrzydłowego. Dopiero 30-letni zawodnik grał śladowo w tym sezonie. Tylko 13.7 minuty na mecz, w czasie których produkował ledwie 3.6 punktu i 2.3 zbiórki. Jego rola w rotacji Thunder była marginalna. Był to jego najgorszy sezon w dziewięcioletniej karierze.

 

(anty) Trener Roku.

Mój typ: Tom Thibodeau.

Mam tutaj tylko jednego kandydata. Nie do końca sprawiedliwym byłoby nominowanie szkoleniowców Suns, Knicks, Cavs czy Bulls czyli ekip, które ordynarnie tankowały w tym sezonie. Minusowi Mavs mocno zainwestowali w Doncica i przyszłość, kiedy w wymianach pozbyli się czterech z pięciu starterów, którzy otwierali ten sezon. Hawks byli mocno minusowi, ale w wielu meczach wyglądali bardzo dobrze. Widać, że jest tam pomysł na grę. Grizzlies wywiesili białą flagę, Wizards wpadli w swoje własne, wewnętrzne bagno. Został mi tylko Thibodeau i Minnesota. Dlaczego? To nie była prawda, że Jimmy Butler zażądał transferu w przeddzień rozpoczęcia obozów treningowych. Zrobił to już w lipcu. Thibodeau postanowił podjąć próbę namówienia Butlera na pozostanie, choć jasnym było, że ten plan nie ma szans na powodzenie. Poza tym, z pozycji parkietu, koszykówka trochę odjechała Thibsowi. Nie nadążył za zmieniającymi się trendami. W przeciwieństwie do Gregga Popovicha, który historycznie lubi iść pod prąd obowiązujących i modnych w danym okresie filozofii gry, Thibodeau nie zaproponował żadnych wartościowych alternatyw. Jego firmowa defensywa nie była wizytówką Wolves. Ba, oni byli fatalni w obronie.

(anty) Menadżer Roku. Nominowani: Magic Johnson i Rob Pelinka, Scott Perry, Ernie Grunfeld, Mitch Kupchak.

Mój typ: Magic Johnson i Rob Pelinka.  

Mamy rok 2019. Czasy, w których była gwiazda NBA wchodzi do pokoju negocjacyjnych rozmów z topowym wolnym agentem, i samą swoją obecnością robi różnicę, minęły bezpowrotnie. Dziś liczą się analytics i wszystko to, co się z nimi wiąże. Wolni agenci chcą znać plan drogi do wielkości. Chcą konkretów odnośnie zmaksymalizowania ich talentów na parkiecie, chcą znać swoje role i mieć sprawnie działające organizacje na wielu poziomach. Magic Johnson boleśnie przekonał się, że praca menadżera w NBA jest trudna i niewdzięczna, że jej codzienność jest szara, żmudna, a przy tym wymaga poświęceń. Jest to praca, w której swoje ego i legendę trzeba włożyć do szuflady. Dlatego z niej zrezygnował. Dużo łatwiej być „doradcą, konsultantem” bez żadnej odpowiedzialności. Można dyskutować, że gdyby nie Magic, to być może LeBron nie zdecydowałby się na przenosiny do L.A. Magic padł jednak potem ofiarą myślenia „mamy Jamesa, reszta jakoś się ułoży,” Nie ułożyła się. Paul George nawet nie usiadł do rozmów z Lakers. Do drużyny sprowadzono ludzi, którzy z miejsca wydawali się złym dopasowaniem dla LeBrona. „W tym szaleństwie jest metoda” mówili fani Lakers. Ostatecznie wyszło, że w tym szaleństwie było tylko szaleństwo. Dziś już nie wystarczy sprzedać wolnemu agentowi wizję grania pod palmami Los Angeles, w legendarnym klubie.

* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam kilkanaście dni temu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.