Bohaterowie drugiego planu – Didier Ilunga-Mbenga

Zapraszam do zapoznania się z moim tekstem, który ukazał się w lutowym wydaniu Magazynu MVP (strona 41). Był to trzeci tekst cyklu "Bohaterowie Drugie Planu",
gdzie przybliżam sylwetki zawodników z mistrzowskich składów. Zawodników
będących ostatnimi na ławce ale jednocześnie, zawodników z historią do
opowiedzenia. W grudniowym numerze pisałem o Juwanie Howardzie, w styczniowym o Brianie Cardinalu w marcowym o parze P.J. Brown i Scot Pollard. W
kwietniowym znalazł się Gary Payton. W maju cykl zawiesiłem z racji trzech wyjazdów na zagraniczne turnieje ale już od czerwcowego numeru wracam z tematem.

"Bohaterowie
drugiego planu – Didier Ilunga-Mbenga”

Idąc
dalej śladem bohaterów dalekiego, a czasem nawet bardzo dalekiego
planu mistrzowskich ekip, nie możemy pominąć pewnego giganta z
Demokratycznej Republiki Konga. Przed Wami Didier Ilunga-Mbenga
członek mistrzowskich składów Los Angeles Lakers z 2009 i 2010
roku.

http://www.narragansett.k12.ri.us/nhs/computer/First_Semester_08-09/FS_Period_6A/Pat_Degnan_Los_Angelous_Lakers/images/dj_mbenga.jpg

W jednym z afrykańskich narzeczy Mbengą określa się Goliata Tygrysiego – gatunek niezwykle drapieżnej ryby. Rybę tę spotkać można w wodach rzek Nil, Kongo, Lualaba oraz jeziorach tropikalnej i subtropikalnej Afryki (Upemba, Tanganika). Gatunek ten nie ma swojego odpowiednika na całym świecie.

Didier też był w NBA koszykarskim okazem, którego odpowiednika próżno było szukać gdzie indziej. 213 cm wzrostu, mocno zbudowane ciało i twarz, która bez problemu pozwoliłaby mu grać w strasznych (względnie śmiesznych) filmach bez większej charakteryzacji. Lakers po przegranym Finale 2005 roku (4:1 z Pistons) przez trzy koleje lata pogrążyli się w kryzysie. Raz nie weszli nawet do play-offs a dwa razy pożegnali się z nimi już w pierwszej rundzie. Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem kolosa z Czarnego Lądu.

Goliat Tygrysi, kształtem przypomina łososia ale to, co robi największe wrażenie są jego szczęki. Porównuje się go czasem do piranii. Jest bardzo mięsożerny i agresywny, uważa się go za króla afrykańskich ryb. Osiąga rozmiary nawet 150cm długości i wagi 50-70kg. Podobno widywano osobniki osiągające nawet 100kg.

Didier urodził się 30 grudnia 1980 roku w Kinszasie. Kiedy sytuacja polityczna w kraju stała się napięta ojciec Didiera – członek rządu, wysłał swoich synów do Belgii. Stąd też Didier zwany przez znajomych D.J’em posiada także belgijski paszport i reprezentował ten kraj na arenie międzynarodowej – w koszykówce rzecz jasna. Do NBA trafił w 2004 roku do drużyny Dallas Mavericks. Kolegą Dirka Nowitzkiego był przez trzy lata, potem przeniósł swoje talenty do Golden State Warriors. Dokładnie mówiąc został zwolniony, żeby zrobić miejsce w składzie dla… Juwana Howarda – postać znaną bliżej z pierwszej części „Bohaterów Drugiego Planu”. D.J. był świetnym obrońcą w Dallas – niestety dla klubu i jego samego – nie na parkiecie. Do historii przeszło jego wtargnięcie na widownię w Dallas w czasie play-offs 2006 roku. Intencje były nader szlachetne – w asyście Marka Cubana ruszył z pomocą żonie trenera Avery’ego Johnsona, która podobno była zaczepiana przez „wstawionych” fanów. Wydział dyscypliny NBA docenił ten akt wspaniałomyślności i odwagi zawieszeniem na 6 meczów bez wynagrodzenia. Resztę posteseaon Didier zmuszony był oglądać w telewizji. „Czasem nie mogę oglądać Mavs w TV. Kiedy widzę DeSaganę Diopa i Ericka Dampiera borykających się z faulami wściekam się, mam ochotę rozwalić telewizor.” 

Silne szczęki Goliata Tygrysiego uzbrojone są w 32 duże i ostre zęby. Umiejscowione są one tak, że bez względu na to czy szczęki są otwarte czy nie zawsze widać 18 z nich, co czyni wygląd ryby niezwykle groźnym. I taka w istocie jest ta ryba. Tubylcy twierdzą, że Goliat Tygrysi jest jedyną rybą, która nie boi się krokodyli. Co więcej – małe krokodyle są ich źródłem pożywienia. Ataki na ludzi zdarzają się, rzadko ale kiedy to nastąpi nie ma wątpliwości kto stał za atakiem. Rany zadane przez Goliata są precyzyjne i głębokie. 

W listopadzie 2007 roku Didier podpisał kontrakt z Warriors, zagrał dla nich 16 meczów po czym kontuzja kolana wyłączyła go z gry na dłuższy czas. Zarząd klubu z Oakland nie miał cierpliwości czekać – Belg stracił pracę. Już w styczniu 2008 roku zgłosili się po niego Lakers i to okazało się być strzałem w dziesiątkę. Po trzech latach „chudych” Jeziorowcy wrócili do Finałów. Wprawdzie przegrali je po pasjonującej walce z Boston Celtics (4:2) ale dwa kolejne sezony należały już tylko do nich. Po długich siedmiu latach Kobe Bryant i jego Lakers wrócili w 2009 roku na szczyt NBA. Gdzieś tam wśród lejącego się szampana, wśród latającego konfetti, obok schodzących do szatni pokonanych Orlando Magic, pod czapeczką z daszkiem z napisem NBA Champion odszukać można było uradowaną twarz Didiera z odsłoniętym garniturem białych jak śnieg zębów. Od azylanta uciekającego z pogrążonego wewnętrznymi konfliktami kraju do mistrza NBA. Nieźle panie Mbenga. Kolejny sezon skończył się w LA. według podobnego scenariusza. Lakers wzięli rewanż na Celtach i po 7-meczowej, epickiej batalii drugi rok z rzędu podnosili w górę puchar Larry’ego O’Briena. 

Wszystko co dobre, szybko się kończy. Didier, ulubieniec publiczności ze Staples Center, zwany pieszczotliwie „Congo Cash”, jako dwukrotny mistrz NBA, zdecydował kontynuować swoją karierę gdzie indziej. Przebierając w ofertach wybrał jednoroczny kontrakt od New Orleans Hornets za „okrągły” milion dolarów. Jak się później okazało był to jego ostatni epizod w NBA.  Kongijczyk z belgijskim paszportem ostatnio widziany był w Chinach w drużynie Qingdao Double Star Eagles. W każdym meczu notował średnio blisko 12 punktów, 8.6 zbiórki oraz prawie 2 bloki. 

W NBA zagrał w 234 meczach (4 raz w pierwszej piątce). Jego średnie to 1.8 punktu oraz 1.5 zbiórki w ciągu niespełna 7 minut na parkiecie. Raz był w stanie zdobyć 11 punktów, dwa razy zbierał po 8 piłek z tablic, 2 razy blokował po 5 rzutów rywali.  Didier w ciągu siedmiu sezonów w NBA zarobił ok $10 mln. Zna pięć języków: Angielski, francuski, portugalski i dwa dialekty afrykańskie. Ma czarny pas w judo oraz coś czego najprawdopodobniej Kobe Bryant nigdy mieć nie będzie… jest mistrzem ligi belgijskiej z 2004 roku. Lakers przestali dominować po jego odejściu. W dwóch kolejnych sezonach ich przygoda z play-offami skończyła się na II rundzie. W tych rozgrywkach nie jest nawet do końca pewne czy awansują…"

http://cdn4.pix.avaxnews.com/avaxnews/5a/76/0000765a_medium.jpeg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.