Carmelo Anthony odejdzie z Rockets?

Niecałe cztery tygodnie po rozpoczęciu sezonu, Carmelo Anthony może być na wylocie z Houston Rockets. Jeśli wierzyć źródłom z Teksasu, wielu zawodników oraz pracowników klubu uważa, że Melo, ma już za sobą ostatni mecz w barwach Rakiet. Podczas specjalnie pod to zwołanej konferencji prasowej, Daryl Morey, menadżer klubu, zaprzeczył tym plotkom, nazywając je nieuczciwymi, ale też prawdą jest, że Melo spotkał się przed minionym weekendem z przedstawicielami drużyny, żeby przedyskutować swoją rolę w rotacji. Do rozmowy doszło po czwartkowym meczu z Thunder, w którym Anthony spudłował 10 z 11 rzutów z gry. W dwóch kolejnych starciach, Rockets musieli radzić sobie już bez 34-latka, a jego status oficjalnie brzmi „choroba”.

W przeciwieństwie do lat poprzednich w Denver, w Nowym Jorku czy nawet ostatnio w Oklahomie, przyjściu Anthony’ego do Houston nie towarzyszyły praktycznie żadne oczekiwania i nadzieje. Klub zakontraktował go na mocy minimalnego kontraktu ($2.4 mln). Strony od samego początku dały sobie do zrozumienia, że drzwi będą cały czas otwarte – z obu stron. Jeśli pomoże, fajnie. Jeśli nie, to nie. Rockets są zbudowani na dwóch, może trzech filarach. Melo nie jest żadnym z nich. W swoim szesnastym sezonie w NBA, Melo po raz pierwszy zaznał smaku grania z ławki. W dziesięciu meczach, w jakich wystąpił, jego średnie sięgnęły 13.4 punktu oraz 5.4 zbiórki. 

Rockets zajmują w tej chwili dwunaste miejsce na Zachodzie (5:7). Z Melo w składzie byli 4:6. 

Jeśli Rockets pożegnają się z Melo, jego miejsce w składzie może zająć Gary Clark, który w tej chwili związany jest z drużyną na mocy kontraktu two-way. W ostatnich pięciu starciach był graczem rotacji Rakiet. Coach D’Antoni wypowiada się o nim w ciepłych słowach. 

Co może być tu problemem?

Zapewne sam Melo. W Nowym Jorku, gdy był gwiazdą NBA, jego niechęć do systemu Mike’a D’Anthoni’ego kosztowała coacha posadę. Tu w Houston, po latach, status Melo jest inny. Nie jest już gwiazdą ligi. Z jego atutów nie pozostało już prawie nic. Jego minusowość w obronie jest coraz brutalniej obnażana przez rywali. Jego firmowy jab step, wraz z upływem lat i wraz z utratą eksplozywności w nogach, przestał być śmiercionośną bronią. Jego zamiłowanie do grania izolacji, stało się reliktem przeszłości w obecnej NBA. Choć z drugiej strony, w idealnym scenariuszu, mogło się udać, bo Rockets grają przecież izolacje. Stąd właśnie decyzja o połączeniu.  

Rok temu, gdy Melo przechodził do Thunder, byłem na tak. Uważałem, że po latach graniach o nic w Knicks, będzie w stanie wydobyć z siebie swoją najlepszą wersję. Z różnych przyczyn się udało. Grał poza pozycją, nadał czuł się gwiazdą, w żadnym ze scenariuszy nie chciał widzieć siebie, jako gracza z ławki. 

Anthony, w przeciwieństwie, na przykład do Vince’a Cartera czy Dwyane’a Wade’a, jego kumpla z Bananowej Łódki, nie potrafi zredefiniować siebie samego i swojej roli w NBA. Tylko nieliczni byli w stanie przez całą karierę być gwiazdami ligi i wiodącymi postaciami swoich drużyn. Zazwyczaj zawodnicy, czując upływający czas, są w stanie dokonać zmian w swojej grze, zostawić ego w szatni. Melo jeszcze może być produktywny w tej lidze. Ale już nie jako All-Star z plakatów. Jeśli będzie chciał wejść w buty Cartera, wchodzić co wieczór na parkiet na kilkanaście-dwadzieścia minut i rzucać trójki, raz na dwa tygodnie zrobić 20+, to jest dla niego miejsce w tej lidze. Jeśli nadal będzie upierał się przy swoim, wyjdzie z NBA kuchennymi drzwiami, jak Allen Iverson.

Dziś nagraliśmy Podcast Specjalny, w którym omawiamy temat Melo.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.