Efekt motyla

Kiedy wydawało się, że jest już po sprawie i sytuacja jest opanowana liga NBA przyjęła kolejny cios. „Czarna owca”  sędzia Tima Donaghy , który przyznał się do stawianych mu zarzutów oznajmił, iż dysponuje wiedzą na temat dwudziestu innych arbitrów, którzy tak jak on ustawiali mecze, które sędziowali. Z informacji jakie do mnie docierają wynika, że skorumpowani sędziowie gwizdali tak aby osiągnąć określony próg punktowy w danym meczu. Raczej nie było ich zamiarem faworyzowanie, któregoś z grających zespołów. Nie zmienia to jednak faktu, że są przestępcami, którzy z dożywotnim zakazem sędziowania powinni znaleźć się za kratkami. Niezwykle ważne dla ligi jest to, że póki co żadnemu z aktywnych zawodników ani trenerów NBA nie postawiono zarzutów w tej sprawie i według mnie to się nie zmieni. Skąd ta pewność? Nie wierzę w to, nie wyobrażam sobie tego że tacy zawodnicy jak Kevin Garnett, Dwyane Wade, LeBron James czy Kobe Bryant zgodziliby się brać świadomy udział w ustawionych meczach. Mając na uwadze ich astronomiczne kontrakty w grę musiałyby wchodzić stawki, które trudno ogarnąć wyobraźnią. Poza tym oni na parkiecie zostawiają swoje serca i wszystkie siły, grają żeby wygrywać nie potrafią udawać czy grać na pół gwizdka. Jeśli chodzi o zawodników drugiego planu to ci rzadko kiedy bezpośrednio mogą decydować o wyniku zatem stawianie pieniędzy na wątpliwy zakład nie ma sensu. Trenerzy? Ci mają ograniczone pole manewru. W NBA nie ma spotkań „ o pietruszkę” obce też jest pojęcie „dawania-odpoczynku-gwieździe-przed-ważnym-meczem”.

Piłka jest teraz po stronie Davida Sterna. Można go nie darzyć sympatią ale faktem jest że to on , kiedy przejmował stery w latach osiemdziesiątych odbudował nadwątlony wówczas wizerunek ligi. Przede wszystkim zdyscyplinował zawodników (dress code, przepisy dotyczące zachowania podczas bójek, stosunek do mediów itp.), pozyskał strategicznych sponsorów, wypromował NBA na całym świecie. Stern będzie musiał zagrać teraz jak najlepsi z jego „podopiecznych”. Albo rzuci „game winnera” albo spudłuje i przegra. Doskonale wie, że cień rzucony na środowisko sędziowskie NBA oznaczać może powolny odpływ sponsorów oraz trudności w pozyskaniu nowych. Obecny stan rzeczy to „woda na młyn” dla „euro(ligowych) entuzjastów”, którzy od lat negują i krytykują NBA traktując ją jedynie jako „TV show” mający niewiele wspólnego z koszykówką.

W pewnym sensie David Stern pije teraz piwo, którego sam nawarzył mniej więcej w połowie lat dziewięćdziesiątych. Spadająca oglądalność głównie za sprawą niskich wyników typu 87:75, moda na defensywny styl gry skłoniły komisarza ligi do dokonania pewnych korekt w przepisach gry tak aby uprzywilejować zawodników ataku. Nikt nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego jaką broń dostają w ręce „panowie w szarym”. Między innymi zdelegalizowano tzw. „hand check”. Od tego momentu w świetle nowych zasad praktycznie każdy kontakt obrońcy z zawodnikiem będącym w posiadaniu piłki biegnącym w stronę kosza oznacza faul. Czy tak? Niekoniecznie, o ile początkowo przepis (wraz z nim także inne) doskonale się sprawdzał o tyle z czasem  okazało się, że pozostawia on sędziom zbyt wiele pola na własną interpretację. A skoro tak to celowe wypaczanie wyniku zawsze można podciągnąć pod jakiś przepis gry. Cienka niekiedy bywa granica między szarżą (faulem w ataku) a prawidłowym blokiem w tej samej akcji. Doskonale wie o tym każdy kto gra, sędziuje bądź uważnie ogląda mecze.

Liga wychodziła już z niejednej opresji, wyjdzie i z tej. Sprawa jest delikatna i bardzo na czasie bo przecież z korupcją i ustawianiem wyników walczą obecnie (często bezskutecznie) najsilniejsze ligi piłkarskie w Europie ale od kogo jeśli nie od komisarza Davida Sterna i skąd jeśli nie z NBA – najbardziej profesjonalnej ze wszystkich sportowych lig świata ma pójść przykład jak oczyścić własne podwórko?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.