Grego Oden nie zagra w tym sezonie!

88

 

To już trzeci raz od roku 2007 kiedy tytuł "Oden nie zagra w tym sezonie" niestety staje się aktualny. Kiedy wydawało się, że do jego powrotu na parkiet jest już tak blisko, z Oregonu napłynęły druzgocące wieści. Lewe kolano  Grega wymaga operacji, kolejnej operacji, choć ludzie w Portland podkreślają, że zabieg nie ma nic wspólnego z tym sprzed roku kiedy to Oden złamał rzepkę. Małe to pocieszenie dla sympatyków jego talentu (do których zaliczam samego siebie) skoro operacją jaką przejdzie jest "microfracture surgery" czyli operacja "mikro-złamań" mająca na celu stymulację organizmu do produkcji chrząstki. Pisałem o tym kilka dni temu (o ironio) w odniesieniu do Brandona Roya a tu "trach" – nowy sezon, stara śpiewka.
Każdy kto uprawia czynnie sport i doznał kiedyś jakiejś poważniejszej kontuzji, ma namiastkę tego co może czuć niespełna 23-letni Oden.
Teoretycznie powinien być to jego czwarty sezon w NBA a ma na swoim koncie tyle spotkań, ile ci zdrowsi zaliczają w czasie jednej kampanii (82).
Mniej więcej dwa tygodnie temu do sztabu medycznego Blazer dotarło, że w kolanie Odena brakuje chrząstki. Podobnie jak u Roya staw Grega mocno bolał, puchł i zbierał się w nim płyn.
"Tak jakby ktoś kopnął mnie mocno w brzuch. To uczucie można porównać do śmierci w rodzinie." – wyjaśnił dusząc łzy Jay Jensen, człowiek od wyszkolenia atletycznego graczy Blazers i dodał, że podczas przeddraftowych rutynowych badań oba kolana Odena były "nieskazitelnie czyste".
Badanie rezonansem magnetycznym (MRI) pokazało, że w lewym kolanie Odena jest znaczny ubytek na chrząstce, i że bez ingerencji zewnętrznej się nie obejdzie.
Dajcie spokój z przywoływaniem historii. Tak – Sam Bowie przed Jordanem, tak – Grego Oden przed Durantem. Komuś zrobiło się lepiej? Dla mnie jest to bardzo smutny dzień i wierzę i trzymam kciuki za to, że pan Grego Oden jeszcze triumfalnie wróci na parkiety NBA. Jeśli już grzebać w historii, to daleko szukać nie trzeba – Bill Walton, pierwszy numer draftu 1974 roku. Zaczął karierę od złamania nosa, stopy i nadgarstka (nie jednocześnie) by w 1977 roku wywalczyć z Blazers mistrzowski tytuł.
Paradoksem Potland, ich kolan i chrząstek jest postawa Marcusa Camby, o którym w początkach jego kariery można było powiedzieć wiele ale na pewno to, że był tytanem zdrowia. Prawie 37-letni już "Cambyman" dopiero po siedmiu pierwszych sezonach w NBA (stracił aż 222 mecze) pozbył się (i też nie na dobre) zdrowotnego pecha.
Ale czy ktoś, kiedyś powiedział że świat jest sprawiedliwy? 
Buty do koszykówki – największy wybór na www.1but.pl – Zobacz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.