W 1995 roku młody, głodny sukcesów zespół Orlando Magic, prowadzony przez 22 letniego Shaquilla O’Nealla awansował do wielkiego finału NBA, gdzie spotkał się z doświadczonymi mistrzami z Houston. Dziś po 14 latach, jak to często w NBA bywa, historia zatoczyła pełne koło. Młody głodny sukcesów zespół z Orlando prowadzony przez 23 letniego Dwighta Howarda zmierzy się za kilka dni z bardziej utytułowanym, doświadczonym klubem z Los Angeles.
Howard, rzecz jasna często porównywany do Shaq’a nie jest maszynką do zdobywania punktów jak jego wielki poprzednik. Dominuje na inny sposób po innej stronie parkietu, choć ostatni mecz pokazuje, że jest pojętnym uczniem i jeśli tylko do swojego repertuaru zagrań dołoży pewność w ofensywie może zacząć robić miejsce na szkatułkę z biżuterią.
40 punktów, 14 zbiórek, 4 asysty – pełna dominacja.
A LeBron? Ostatni mecz sezonu był w pewnym sensie materialnym odniesieniem do ostatnich reklam z laleczkami LeBrona i Kobe. W serii reklam zupełnie jak do dziś w rzeczywistości Jamesa było wszędzie pełno. Analizy, porównania, filmy, szalone statystyki a stary Kobe przyczajony, spokojny, wyciszony strzepnął kredę ze swojej koszulki i kolejny raz jest w wielkim finale.
Na co komu triple-double, szalone średnie skoro brakuje ostatecznego potwierdzenia supremacji,kreski na "O" w słowie "Król"? Tylko 4 punkty w IV kwarcie ostatniego meczu (pierwszy na 4 min. przed końcem meczu gdy losy meczu były już rozstrzygnięte).
W Ohio szykuje się długie i gorące lato z wielkim znakiem zapytania w tle.
Ale to co najważniejsze teraz to zapowiedź niesamowitej rywalizacji w finale wreszcie z polskim akcentem w tle. Jak dalekim tle? Przekonamy się niebawem.