Jrue Holiday w Celtics!

Portland Trail Blazers potrzebowali ledwie czterech dni, żeby znaleźć kupców na Jrue Holidaya. Są nimi Boston Celtics, którzy za 33-letniego rozgrywającego wysłali do Oregonu następujący pakiet: Robert Williams III, Malcolm Brogdon, wybór w pierwszej rundzie draftu 2024 roku (od Golden State Warriors, chroniony w top 4) oraz własny, niechroniony, wybór w pierwszej rundzie draftu 2029 roku.
Blazers będą próbowali znaleźć teraz chętnych na 30-letniego Brogdona. Z kolei Williamsa planują sobie zostawić. 25-latek ma całkiem przyjazny kontrakt ($11,5 mln w tym sezonie, $12,4 mln w przyszłym oraz $13,2 mln w rozgrywkach 2025-26).
Zatem po oddaniu do Bostonu Jrue Holidaya, łączny pakiet za Damiana Lillarda, jaki Blazers otrzymali wygląda teraz tak:
DeAndre Ayton (z Suns), Robert Williams III i Malcolm Brogdon (Celtics), wybór w I rundzie draftu 2024 roku (od Golden State, chroniony w 1-4), wybór w I rundzie draftu 2029 roku ( od Milwaukee i od Bostonu, oba niechronione). Prawo do zamiany picków z Bucks w roku 2028 i 2030.

Komentarz: Zero zdziwienia. Tak, jak pisałem przy analizie wymiany Damiana Lillarda do Bucks, usługami Holidaya zainteresowani byli wszyscy, którzy chcą zdobyć tytuł w tym sezonie. Prawie wszyscy, bo niektórzy po prostu nie mieli do zaoferowania Blazers zbyt wielu dóbr, którymi oni mogli być zainteresowani.
Boston zrobił moim zdaniem świetny ruch. Za dwóch co najwyżej rotacyjnych zawodników, dostali gracza formatu All-Star, elitarnego obrońcę, który z nawiązką zniweluje brak oddanego wcześniej do Memphis Marcusa Smarta na obwodzie. Mówi się, że Boston będzie chciał przedłużyć kontrakt z Holiday’em. Gdybym był fanem Celtics, to bardzo bym się cieszył z tego, co dzieje się ostatnio wokół klubu. Pod kontraktem jest Jaylen Brown, za rok swojego super maxa zapewne dostanie też Jayson Tatum. Zatrzymanie Jrue na mocy 2-3-letniej umowy da Bostonowi przynajmniej tak długie, lub dłuższe, okno na zdobycie tytułu. Da im też to poczucie stabilizacji, co w obecnej NBA jest luksusem dla nielicznych.

Czy Miami Heat są największymi przegranymi tego lata? Tak mi to wygląda. Rywale ze wschodu imponująco się wzmocnili, a Heat zostali w miejscu, albo nawet zrobili krok do tyłu. Pisałem jakiś czas temu, ale teraz nie mogę odnaleźć tego tekstu, czy to nie jest moment, żeby zacząć, przynajmniej trochę krytykować politykę kadrową Pata Rileya? W znakomity sposób oczyścił się 3-4 lata temu z dużych kontraktów dla średnich graczy. Ściągnięcie Jimmy’ego Butlera w sytuacji, kiedy Heat nie mieli wolnych środków, to było jak David Blaine wyciągający, ni stąd ni zowąd, żywą żabę z ust. Ale od tego czasu Miami Heat śpią. Owszem, wyniki ich bronią. Dwa finały z Jimmym, jeden finał konferencji. To dużo. Ale to jest dużo w archiwach i na papierze. Realia są takie, że Butler potrzebuje drugiej ofensywnej gwiazdy, a jej nie dostaje. Jimmy ma już 34-lata. Jak bardzo by nie kochał fitnessu i zdrowego trybu życia, to upływający czas w końcu upomni się także i o niego. Miami i Floryda są niby destynacją dla wielkich gwiazd, ale jakimś trafem, te w ostatnich latach omijają Miami.
Heat koncertowo spieprzyli kupowanie Lillarda. Zamiast wyłożyć na stół wszystko, co mieli, w szczególności draftowe dobra, to uśpili samych siebie, bo sądzili, że będący pod presją Blazers, ostatecznie się złamią. W końcu Dame i jego agent, półoficjalnie, chcieli iść tylko do Heat. Heat sądzili, że nikt na poważnie nie włączy się do gry. A wtedy pojawili się Bucks, cali na zielono, a reszta jest już historią. Nawet nie wyobrażam sobie, jaki wk..iony musi być teraz Jimmy. W Miami coś musi się wydarzyć w najbliższych miesiącach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.