Lakers lepsi bez Bynuma?!

Może to co powiem zabrzmi jak herezja szczególnie dla admiratorów talentu wielkoluda z Kalifornii ale uważam, że bez Bynuma jako podstawowego centra Lakers są zespołem – co tu dużo mówić lepszym. Andrew jest typowym kolosem na glinianych nogach – dosłownie i w przenośni. Poza niesamowitymi warunkami fizycznymi ( 213 cm wzrostu, prawie 130 kg wagi) oferuje stosunkowo niewiele. Ma słabą pracę nóg, nie ma eksplozywności Dwighta Howarda, nie zbiera i nie blokuje tak jak on (w bezpośrednim pojedynku w L.A. Howard zdominował mecz – rzucił 25 punktów, zebrał 20 piłek… Bynum 3 a Lakers przegrali), biorąc pod uwagę, że jego rzut z półdystansu praktycznie nie istnieje stanowi niewielkie zagrożenie w ataku a kreowanie go na pozycjach tyłem do kosza niejednokrotnie źle się kończy ponieważ raz wrzucona piłka pod kosz do młodego centra w większości przypadków nie wraca na obwód (tylko 1,4 asysty w meczu) a ze skutecznością jego rzutów też nie jest rewelacyjnie jak na gracza podkoszowego. Lakers bez Bynuma są według mnie silniejsi w obronie (bardziej agresywni, lepiej pomagają sobie na zasłonach a przechwycona bądź zebrana piłka natychmiast napędza kontry) oraz bardziej niebezpieczni i nieprzewidywalnym w ataku (lepszy ruch piłki i samych zawodników). Na jego nieobecności (lub ograniczonej roli) najbardziej zyskuje Lamar Odom. L.O. żeby grać produktywnie potrzebuje minut. Nie jest on typem gracza, który wnosi coś natychmiast po pojawieniu się na placu gry jednak gdy złapie swój normalny meczowy rytm jest w stanie notować niesamowite liczby i momentami grać nawet na wszystkich pięciu pozycjach. Już w następnym meczu po styczniowej kontuzji Bynuma Odom odżył – przynajmniej statystycznie. Z Nowym Jorkiem zebrał 14 piłek, zablokował 3 rzuty. 5 dni pozniej 28 puntów, 17 zbiórek i pierwsza porażka Cavs u siebie (w międzyczasie 20 punktów i 6 zbiórek  w wyjazdowym, wygranym meczu z Celtami).
Nie twierdzę, że Bynum jest Lakersom niepotrzebny. Nie. Być może w niedalekiej przyszłości stanie się zawodnikiem wybitnym na swojej swojej pozycji a rezygnowanie z niego byłoby głupotą ale nie ulega wątpliwości, że póki co wybity nie jest.
Wprawdzie wczoraj Lakers przegrali z Jazz i można dyskutować na ile zdrowy Bynum byłby w stanie ograniczyć choć trochę podkoszową dominację Carlosa Boozera, na ile nieskuteczna gra w ataku Kobe to efekt po prostu słabszego dnia a na ile to rezultat twardej obrony C.J. Miles’a. Warto jednak zauważyć, że bez Bynuma Lakers mieli już 13 punktową przewagę (wygrali II i III kwartę łącznie 17 punktami). Przegrali ponieważ Boozer (z dużą pomocą Derona Williamsa) zdominował IV kwartę i przyczynił się jednocześnie do czegoś co nie przytrafiło się Jeziorowcom w play-offs od ponad 20 lat (przegrali mecz prowadząc przed ostatnią częścią gry ośmioma punktami). Odom w tym meczu rzucił 21 punktów i zebrał 14 piłek i powiedzmy sobie szczerze – gdyby Lakers wygrali to starcie (a było blisko) byłby to silny argument za powierzeniem L.O. roli startera i ukształtowaniem takiej właśnie, silnej na obu końcach parkietu pierwszej piątki Lakers w obecnych play-offs (Fisher, Bryant, Ariza, Odom, Gasol)
Andrew Bynum jako wspierający Pau Gasola i Lamara Odoma gracz z ławki – tak
Andrew Bynum jako pewny punkt w podstawowym składzie Phila Jacksona idącego po swoje dziesiąte mistrzostwo a czwarte dla Bryanta? Ja tego nie widzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.