Lebron i Kobe zagrają w Europie?

Jakies dwa tygodnie temu kiedy Josh Childres szykowal sie na opuszczenie NBA i zasilenie skladu Olimpiakosu Pireus na blogu Łukasza Ceglińskiego wzialem udzial w mini dyskusji na ten temat. Zastanawialismy sie jak bedzie wygladac przyszlosc. Czy decyzja bylego juz skrzydlowego Hawks jest tylko wyjatkiem, odosobnionym przypadkiem czy wrecz poczatkiem nowego trendu a sam Childres daje przyklad i przeciera szlaki innym.

Napisalem wtedy: "Moim zdaniem NBA nie przegrywa poniewaz przeplyw zawodnikow na linii NBA – Europa bedzie dotyczyl wylacznie graczy sredniej klasy. Nie wyobrazam sobie zeby jakis klub europejski byl w stanie dac Arenasowi 111 mln. $ za 6 lat gry. Natomiast jesli chodzi o graczy pokroju Delfino czy Childresa to sprawa jest prosta. Dzis bez sentymenow moga wybrac stary kontynent bez poczucia sportowej czy (przede wszystkim) finansowej degradacji. Nie zamyka sie przed nimi takze mozliwosc powrotu do NBA. Dzis ligi europejskie bacznie obserwowane sa przez amerykanskich skautow i nikt godny uwagi nie umknie ich oczom. NBA nie ma sie o co bac najlepsi zawodnicy zawsze beda w jej szeregach bo tu generowane sa najwieksze pieniadze. NBA to marketingowy majstersztyk bez grama amatorstwa."

Minelo pare dni a ja musialem zweryfikowac swoje zdanie. Na SportsIllustrated przeczytalem, iz dobrze poinformowane zrodlo glosi ze bogaty klub z Europy (najprawdopodobniej Olimpiakos) szykuje sie z zamiarem wlaczenia sie w walke o pozyskanie… LeBrona Jamesa kiedy temu skonczy sie w 2010 roku obowiazujacy obecnie kontrakt z Cavs. Pomyslalem wtedy. "Ok, dobry zart". Ale mysl nie dawala mi spokoju. Moze faktycznie cos zaczelo sie dziac, moze jednak ruch Childresa to nie byla jaskolka, ktora wiosny nie czyni. Moze Josh nieswiadomie otworzyl oczy ludziom z NBA, ze jest cos wiecej niz tylko mid-level exception i nie trzeba sie na niego godzic. Jest kilka istotnych czynnikow, ktore sprawiaja, ze Europa moze jednak faktycznie z rownej pozycji co kluby z NBA walczyc o wolnych agentow z najwyzszej polki: Po pierwsze spalby kurs dolara wobec euro (100$ to obecnie ok 66€) zatem owe 111 mln $ Arenasa o ktorym pisalem w przliczeniu na europejska walute dale okolo 73 miliony (platne w szesc lat). Kolejny a moze najwaznejszy czynnik to podatki. U nas w Europie bardzo czesto placa je kluby, w NBA sami zawodnicy. Zatem po odtraceniu podatku Gilberotwi zostaje jakies 40 milionow euro (moze troche wiecej). Ta kwota nie powala na kolana, takie pieniadze dostaja w Europie pilkarze. Skoro oni moga, moga i koszykarze. Trzeci czynniki – brak salary cap w Europie. Miliarderzy, inwestorzy zakochani w baskecie europejskim nie musza liczyc sie z pieniedzmi przy pozyskiwaniu amerykanskich gwiazd. Budzety klubow ograniczone sa tylko zasobnoscia ich portfeli. OK, wszystko juz wiemy pozostaje pytanie kto pierwszy zdecyduje sie na budowanie swojego legacy poza Stanami Zjednoczonymi? Pare dni temu glos w sprawie zabrali glowni zainteresowani. Jason Kidd wyznal ze wyobraza sobie siebie samego grajacego we wloskiej lidze. Kobe dodal ze jest w stanie zagrac na przyklad w CSKA Moskowa za 40 mln $ za sezon [slowem nie wspomnial o Plutonie – swoja droga przy mniejszym przyciaganiu mozna wyzej skakac a i kolana mniej sie mecza przy tym, nie wiem jak z podatkami;) ok, koniec zartow]. W koncu i Lebron zabral glos w dyskusji. Powiedzial, ze propozycja gry w Europie z zarobkami rzedu 50 mln za sezon zmusilaby go do "powaznego rozwazenia jej". Czy to duzo? Nie koniecznie. M.J. ponad dekade temu w sezonie 1997/98 dostal 33 miliony $. Musze wiec przyznac, ze to co dwa tygodnie temu uwazalem za szalenstwo dzis postrzegam jako naturalna ewolucje basketu zawodowego. Pod wzgledem organizacji, marketingu, PRu i (mimo wszystko nadal) pieniedzy to NBA ciagle rozdaje i w najblizszej przyszlosci rozdawac bedzie karty. Ale jesli szybko nie zrobi czegos z luxury tax, salary cap i paroma innymi przepisami (kiedys ustanowionymi dla dobra ligi, dla jej rownomiernego rozwoju) to stanie w obliczu sytuacji, w ktorej odplyw gwiazd spowoduje jej regres. Liga bez charyzmatycznych zawodnikow nie bedzie generowac takich srodkow jak obecnie, nie beda zapelniac sie hale, prawa telewizyjne nie beda rozchodzic sie po swiecie jak zwieze buleczki. W dziejszym sporcie tam gdzie nie ma najwiekszych pieniedzy tam nie ma  najwiekszych gwiazd a bez nich nie ma pieniedzy. I kolo sie zamyka. Pilka jest teraz po stronie Davida Sterna. Na razie nie ma powodow do paniki ale kto wie co bedzie za pare lat a moze nawet szybciej. Jestem spokojny o Sterna, za dlugo budowal wizerunek i strone ekonomiczna ligi by teraz lekka reka oddac to co ma najlepsze Europie. Ale zeby nie przegrac musi dzialac madrze i szybko – czyli tak jak jego najwieksze gwiazdy na parkiecie.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.