Lubię Jareda Sullingera!


Historia lubi się powtarzać ale niektórzy nie uczą się na błędach. Mówię o tych "znawcach tematu", którzy regularnie od 2009 roku tak mniej więcej w okolicach grudnia-stycznia obwieszczają koszykarskiemu światu, że Celtowie się skończyli, że są za starzy, że sezon mogą spisać na straty. Jak jest później – wszyscy widzą. II runda w 2009 (bez K.G.), Finał 2010, II runda 2011, Finał Konferencji 2012.
W tym sezonie jest tak samo z tym, że akurat światła reflektorów i skupienie "znawców tematu" skradli trochę Lakers. I dobrze, niech kradną.
Celtics od 14 grudnia do 2 stycznia przegrali aż 8 z 10 meczów. W niczym nie przypominali zespołu, który kończył miniony sezon, którym mieli być po wakacyjnych wzmocnieniach. Z bilansem 14:17 byli w dolnej strefie przeciętności Wschodu.
Minęło ledwie osiem dni, Celtics mają bilans 19:17, nie przegrali od pięciu meczów z rzędu.
Każda historia ma swojego bohatera. Rok temu, tym kto ognia dał lampie tej i uratował Bostonowi sezon był Avery Bradey (oczywiście w dużym, metaforycznym skrócie bo przecież do tego należy dodać przejście Garnetta z PF na C i parę innych rzeczy – ale nie grzebmy w trupach i nie tkwijmy w szczegółach – bo wiemy kto w nich tkwi). W tych rozgrywkach jest to w tym momencie Jared Sullinger.
W ostatnich pięciu wygranych meczach rookie z Ohio State notuje średnio 10.2 punktu oraz 10.2 zbiórki. W przeliczeniu na 48 minut z Sullingerem na parkiecie, Celtowie są lepsi od rywali aż o 23 punkty. Gdy Sulli siedzi na ławce, C’s są gorsi o 5 punktów. Ponadto z nim na parkiecie trafiają 52% swoich rzutów – bez niego niecałe 43%. Zbierają w ataku 32.7 piłki – bez niego 24.5. Pozwalają rywalom na 85.4 punktu – bez niego na 99.5. Wszystko to w przeliczeniu na 48 minut. Nieźle co?
Kevin Garnett mówił wczoraj po wygranym meczu z Rockets, że chce być dla Jareda tym, kim był dla niego Sam Mitchell w Minnesocie, kiedy jako nastolatek trafił na parkiety NBA.
Celtics wybrali Sullingera z 21 numerem ubiegłorocznego draftu i powoli zaczyna okazywać się, że mógł to być prawdziwy steal tego naboru. Plecy placami – na razie się trzymają. Jeśli ktoś nie wie – Jared prawdopodobnie byłby w TOP 10 draftu gdyby nie plotka o tym, że ma/będzie mięć w przyszłości poważne problemy z kręgosłupem. Danny Ainge postanowił zaryzykować. Historia choćby Steve’a Nasha pokazuje, że przy profesjonalnym podejściu do tematu, odpowiednich ćwiczeniach wzmacniających, szeroko rozumianej profilaktyce z nie do końca zdrowym kręgosłupem można żyć i grać długo i szczęśliwie.
Dla niespełna 21-letniego debiutanta z podkoszowych pozycji możliwość wspólnego trenowania i nauki od K.G. to najlepsze co mogło go spotkać. Uczy się od starszego kolegi co znaczy profesjonalne podejście do meczu, do treningu a podczas wewnętrznych gier dostaje taki "łomot", że jak wejdzie na parkiet w normalnym meczu NBA, to wszystko zdaje się być łatwiejsze.
Nie każdy debiutant ma okazję trafić pod takie skrzydła.
Koledzy z drużyny komplementują go, że jest inteligentnym, utalentowanym graczem z bardzo dobrym etosem pracy a Rajon Rondo idzie nawet krok dalej i przekonuje, że jeszcze nigdy nie miał do czynienia z tak mądrym koszykarsko debiutantem.
Dla Jareda gra z żywymi legendami NBA to coś niesamowitego ale także i dla weteranów, ktoś taki jak on, kto niemal z miejsca potrafił grać na określonym poziomie, to może być prawdziwy dar niebios. Już nie jest tak, że kiedy K.G. siada na ławkę – a robi to w tym sezonie częściej niż w ostatnich latach (29.5 minuty na mecz – tylko w sezonie debiutanckim grał mniej), wtedy "siada" też obrona Bostonu. W tym roku na jego miejsce wchodzi Sullinger i wszystko odbywa się płynniej. Wypoczęty K.G. i Pierce w czasie sezonu regularnego, to większe szanse na "świeże nogi" w play-offach. Ograny w sezonie debiutant to skarb w postseason
Ta "siódemka" może być szczęśliwą siódemką Bostonu…



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.