Pół Fin – Pół podróżnik czyli Drew Gooden jakiego nie znacie

Drew trafił do NBA w roku 2002 jako gwiazda uniwersytetu Kansas. Z wysokim czwartym numerem trafił do Memphis Grizzlies gdzie miał przez lata stanowić o podkoszowej sile. Lata zamieniły się na zaledwie 51 meczów, po których oddano go do Orlando Magic.

Dokończył tam swój debiutancki sezon, został na cały kolejny w międzyczasie stając się ofiarą jednej z najciekawszych kontuzji w historii NBA – zapalenie cebulek włosowych nogi, którego przyczyną było ugryzienie pająka. Rozgrywki 2004/2005 zaczął już jako "Kawalerzysta" u boku LeBrona Jamesa. W Ohio spędził pełne trzy sezony i sporą część czwartego, co dziś z perspektywy czasu wygląda jak wieczność w odniesieniu do "Goodiego".

Mimo całkiem dobrej gry zarząd klubu postanowił iść inną drogą. "Wieczny podróżnik" Drew kolejny raz zmuszony był spakować swoje walizki. Tym razem jego nowym domem stało się Chicago. Rok później w podobnych okolicznościach szaleństwa zakupów/sprzedaży przy okazji trade deadline sympatyczny brodacz z rozbrajającym uśmiechem znów był w drodze. Tym razem los skierował go na zachód a konkretnie do Sacramento. Oficjalnie spędził tam całe 26 minut zdobył 12 punktów, zebrał 13 piłek, wział prysznic i po jednym meczu w barwach Kings trafił do San Antonio Spurs.

W Teksasie udało mu się dokończyć sezon 2008/2009 by latem triumfalnie ogłosić, że jego nowym koszykarskim domem jest Dallas. Cieszył się Mark Cuban, cieszył się sam Drew, który chciał w końcu zatrzymać się gdzieś na dłużej w dobrym towarzystwie. Nie wyszło. Po niespełna siedmiu miesiącach sympatyczny brodacz był już w samolocie do Waszyngtonu. Stolica Stanów Zjednoczonych była jednak dla Goodena nowym domem tylko przez… 4 dni. W barwach Wizards nie zagrał ani jednego meczu, nie wziął udziału w żadnej sesji treningowej – zabrakło czasu. Tajemnicza siła znów kazała mu ruszać przed siebie. Znów na zachód.

W obecnej chwili sympatycznego brodacza o szerokim uśmiechu spotkać można w Los Angeles w koszulce z napisem "Clippers".

Wczoraj zagrał dla nich swój pierwszy mecz (zdobył 10 punktów i zebrał 9 piłek). W ogólnym rozrachunku Drew ma już w szafie osiem koszulek różnych klubów NBA ze swoim nazwiskiem na plecach. Licząc epizod w Waszyngtonie w ciągu ośmiu lat miał aż dziewięciu pracodawców.

Drew nie ma żalu do tych, którzy na przestrzeni lat rezygnowali z jego usług. Wie doskonale, że transfery to nieodzowny element tego biznesu. Jest na tyle zdystansowany do siebie i swojej niecodziennej historii, że stać go na żarty na swój temat.

"Znam zagrywki wszystkich drużyn co czyni mnie cennym źródłem informacji o taktyce rywali." – żartuje.
Mało kto wie, że Drew Gooden ma skandynawskie korzenie. To nie żart. Jego ojciec Andrew Gooden grał zawodowo w Finlandii w klubie z Äänekoski. Poznał tam Ullę – przyszłą matkę skrzydłowego Grizzlies, Magic, Cavs, Bulls, Kings, Spurs, Mavs i Clippers, który w wolnych chwilach lubi pograć na pianinie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.