Śliwki vs Robaczywki 2022-23 Vol. 6

Zapraszam na koszyk pełen świeżych śliwek.

– 76ers, Harden, Embiid. Są trzecią siłą wschodu z maleńką stratą do drugich Bucks. Do pierwszych Celtics mają trzy mecze. W skali ligi lepsi są jeszcze tylko Nuggets.
Szóstego grudnia, po porażce z patologicznymi Rockets, ich bilans wynosił 12:12. Od tamtej pory zaczął się ich marsz w górę tabeli. Kto wie, może po latach ktoś nakręci dokument, wszak żyjemy w erze mody na (para)dokumenty, o tym jak porażka po dwóch dogrywkach z drużyną, która nawet nie kryje się z tym, że bezczelnie tankuje, sprawiła, że w głowach graczy 76ers coś „zaskoczyło”. Od tamtego czasu ich bilans wynosi 22:6. Nie możesz teraz deprecjonować tego wyniku mówiąc, że to nic nie znaczy, że play-offy wszystko wyjaśnią, a w nich Embiid dozna jakiejś kuriozalnej kontuzji, jak pęknięcie kości twarzy, a Harden….Harden!?…gdzie Ty jesteś? Nawet jeśli masz rację, bo tak, play-offy wszystko wyjaśnią, to wygranie 22 z 28 meczów nie dzieje się przez łatwy kalendarz, kłopoty u rywali, czy inne wymówki. Szóstki grają dobrze, a nawet bardzo dobrze. I trzeba o tym mówić Oczywiście, ta drużyna zbudowana jest po to, żeby zdobyć tytuł. W maju czy czerwcu ich dobra gra ze stycznia czy lutego będzie znaczyć tyle, co nic. Ale tu i teraz nierozsądnym byłoby nie mieć ich w ścisłym gronie drużyn z aspiracjami i argumentami do zdobycia tytułu. Kolejny znakomity sezon gra Embiid. Za ostatnich osiem meczów jego liczby to 33,5 punktu, 11,5 zbiórki, 3,5 asysty, 1,3 przechwytu oraz 1,4 bloku. Podoba mi się, że Harden zaakceptował, że gra u boku człowieka, który na typ etapie kariery, jest od niego poziomy lepszy. Podoba mi się, że dokonał paru usprawnień w swojej grze. A myślę, że może być jeszcze lepszy – nie tak ogólnie, ale w tej nowej roli. Maxey wchodzący z ławki, to duży sukces Riversa (?). Namówić 22-latka, żeby nie zaczynał meczów w przededniu walki o nowy kontrakt. Grający na środku PJ Tucker w niskich ustawieniach, to też znakomita rzecz już teraz, a w play-offach, to może być złoto. Oby nie złoto głupców, jeśli patrzysz z perspektywy fana tej ekipy. Całkowicie poza radarem odbywa się niezły sezon Tobiasa Harrisa. Wiem, że patrzenie na niego przez pryzmat pieniędzy jakie zarabia, zawsze będzie zniekształcać jego odbiór, ale tak w próżni, gra całkiem nieźle u boku lepszych od siebie. W ostatnich 15 meczach tylko raz nie zdobył dwucyfrowej liczby punktów, aż 9 razy trafiał z gry powyżej 50%.

– Osobne wyróżnienie dla starcia Embiid-Jokic. 47 punktów, 18 zbiórek, 5 asyst, 2 bloki, 3 przechwyty Embiida oraz skromniejsze, ale też niezłe 24/8/9/2 Jokica. Piękny pojedynek na siłę, szybkość, intelekt, wyszkolenie techniczne, przegląd boiska, znakomitą pracę nóg obu centrów.

– Nikola Jokic. Jak już przy nim jesteśmy, to wyróżnijmy go. 27-letni Serb kolejny sezon czaruje. To w ogóle jest niesamowite jak bardzo przyzwyczaił nas nas do tego standardu, który w skali ogólnej standardem przecież nie jest i jak nie zalicza po przynajmniej 40 punktów, to dość obojętnie przechodzimy obok jego „normalnych” występów. Z jednej strony jest to błąd kibiców w braniu wyjątkowości za coś pewnego, ale z drugiej strony, jest to tylko świadectwo wielkości Jokica. Nie wobec każdego gracza mamy tak wysoko ustawioną poprzeczkę. Piękne u niego jest też to, że eksperymentuje sobie z koszykówką, bawi się nią. W styczniu miał mecz, w którym oddał tylko pięć rzutów (wszystkie trafił) ale za to miał 16 asyst i 11 zbiórek. Dwa dni temu, w starciu z Hawks, tylko 8 rzutów (5 trafił), ale za to zebrał z tablic 18 piłek, rozdał 10 asyst, zablokował dwa rzuty i zaliczył jeden przechwyt. Jego średnie za sezon weszły niedawno na poziom triple-double. A jego średnie za ostatnich siedem meczów sięgają 25,4 punktu, 13,1 zbiórki, 11,9 asysty oraz 1 bloku. Skuteczność z gry, to absurdalne wręcz 70%!

– Giannis Antetokounmpo, Milwaukee Bucks. Oho, budzi się potwór! Za ostatnich osiem meczów jego średnie sięgają 38,9 punktu przy 61,4% z gry (!), 14,9 zbiórki oraz 5,6 asysty. Bucks wygrali wszystkie te mecze. Mistrzowie z roku 2021 zaczynają budzić się ze snu. Wygrali 10 z ostatnich 11 meczów. A tak poza tym, to są w tym sezonie liderami jeśli chodzi o odsetek wygranych przeciwko drużynom z dodatnim bilansem w tym sezonie. Do gry wrócił pan Middleton. Z nim w składzie, po powrocie po kontuzji (24 stycznia) Bucks jeszcze nie przegrali (8:0). Play-offy na wschodzie będą na noże w tym sezonie!

– LeBron James. Za ostatnich dziewięć meczów 31 punktów, 8,9 zbiórki oraz 7,7 asysty. W wieku 38 lat, w 20 roku gry. W tej chwili, jest to jeszcze zbyt świeże, żeby mieć do tego odpowiedni dystans i perspektywę. Za 5-10 lat, albo raczej 5-10 lat po tym, jak przestanie grać w NBA do ludzi dotrze, że to było coś wyjątkowego. Mam tu na myśli konkretnie tę „ostatnią prostą”, której jest w stanie utrzymywać swoje ciało na tak nieprawdopodobnym poziomie. Piszę o tym braku perspektywy, bo mam wrażenie, że powszechnym staje się pogląd, że 35 jest Twoim nowym 25, jeśli chodzi o wiek, A tak nie jest. Po prostu LeBron (i trochę też CP3) zatarł i w szalony sposób przesunął granicę, po której następuje wyraźny zjazd fizycznych osiągów.

– Miami Heat, Bam Adebayo. Po bardzo przezroczystej i dość przeciętnej pierwszej połowie tego sezonu, jak na standardy tej organizacji, Heat zaczęli ostatnio delikatny marsz w górę tabeli wschodu. Bilans 29:25 nie powala na kolana, ale jest to już szóste miejsce w tabeli i potencjalny match up w play-offach z 76ers. To by było coś! W obliczu kontuzji i różnego rodzaju problemów w rotacji coacha Spo, jest taki jeden facet, który trzyma ich w grze przez cały sezon. Gdyby nie Bam Adebayo, opoka tej drużyny, to Heat mieliby poważne problemy, żeby wygrzebać się ze swojej przeciętności. W żaden sposób nie jestem w stanie tego udowodnić, ale myślę, że gdyby nie tak dobrze grający Adebayo, to ten sezon już mógłby być stracony dla Miami. Wiesz ile razy Bam nie zdobył dwucyfrowej liczby punktów w tym sezonie? Zero! Ta jakościowa zmiana w jego ofensywnej grze, jest ogromną wartością dla Heat. Bam był jest i jeszcze długo będzie elitarnym defensorem. Ale jeśli Heat marzą, a na pewno to robią, o tym żeby z nim w składzie, z nim jako liderem, wygrać coś znaczącego w postseason, to nie może być przepaści w dysproporcji między jego grą w ataku i w obronie. W zeszłym sezonie zbyt często (ofensywnie) przechodził obok meczów. Potrafił zagrać spotkanie na 20+ punktów, by przez następnych kilka starć zadowalać jakimiś 5, czy 7 punktami. W tym sezonie, jego atak jest o klasę wyżej. Bam nadal nie rzuca za trzy punkty. Od trzeciego grudnia (27 meczów) oddał tylko jeden rzut zza łuku. Mam taką swoją małą teorię, że gdyby chciał oddawać po po 4-6 trójek na mecz, to miałby na zielone światło oraz całkiem przyzwoity odsetek celności. Nie robi tego świadomie, bo jego operowanie przy obręczy, gdy jest otoczony ludźmi, którzy potrafią rozciągać grę, ma większość wartość od jego własnego rozciągania gry dla innych. Wątpię, żeby w schematach Heat cokolwiek było dziełem przypadku. Jego średnie z poszczególnych miesięcy niemal idealnie pokrywają z jego średnimi za sezon (21,5 punktu, 10 zbiórek, 3,2 asysty, 54% z gry). Szwajcar, panie!

– Damian Lillard. Za ostatnich 11 meczów 36,5 punktu (lepszy w tym okresie był tylko Giannis), 4,5 zbiórki, 7,6 asysty. Dame trafił w tym czasie 50 trójek, trafiał 50,4% z gry, prawie 40% zza łuku oraz 96% z linii. Pod koniec stycznie zaaplikował Jazz 60 punktów.

– Sacramento Kings. Po ponad 50 meczach sezonu są na trzecim miejscu na zachodzie. Na standardy tej organizacji, to ogromna rzecz. Biland 30:23 wygląda okazale.

– Los Angeles Clippers, Kawhi Leonard. 8 wygranych w ostatnich 10 meczach. Kawhi powoli zaczyna wyglądać jak człowiek, z którym będzie trzeba się liczyć w dalszej części rozgrywek. Za ostatnich 10 meczów, w których grał, jego średnie to 28,6 punktu (52% z gry, 90,3% z linii, 44,4% zza łuku), 6,1 zbiórki, 4,4 asysty oraz 1,9 przechwytu. To między innymi dlatego, gdy byłem pytany w „Programie do Kosza” przed sezonem, a potem na przełamaniu rozgrywek, kogo mam w ścisłym gronie do zdobycia tytułu, dwa razy podawałem Clippers, choć za drugim razem, trochę wbrew sobie, na pewno wbrew temu, co oglądałem w ich wykonaniu. Tej drużynie naprawdę potrzeba tylko zdrowia i zgrania. Bo poza tym, wszystko, co potrzebne, żeby wygrywać, tam jest.

– Anthony Edwards. Mało się o nim mówi dobrze, bo o Wolves w tym sezonie mówi się albo źle, albo w prześmiewczy sposób. O samym Edwardsie też mówiło się na początku sezonu na te dwa sposoby. Ba, sam krytykowałem go na początku rozgrywek za to, że pojawił się na obozie przygotowawczym wyraźnie z kilkoma kilogramami samego siebie więcej. Krytykowałem go też za to, że w nieprzemyślany sposób mówił o benefitach grania niskim składem, podczas gdy dwóch jego najlepiej opłacanych kolegów w drużynie, to podkoszowi. Ale nieważne. Nie myślmy już o tym.
Pod nieobecność KATa, przy większych lub mniejszych problemach Goberta, to właśnie ANT sprawia, że ten sezon Minnesoty jeszcze nie jest stracony, a ja myślę, że nadal może być całkiem dobry. Wolves wygrali 7 z ostatnich 10 meczów. To na razie jest tylko bilans 29:27. To na razie jest tylko ósme miejsce na Zachodzie, ale pamiętajmy, że ich w teorii najlepszy zawodnik, nie gra od 29 listopada.
Ant gra w ostatnich 11 meczach gra na poziomie 28 punktów, 6,2 zbiórki, 5 asyst oraz 1,8 przechwytu. Edwards trafił w tym czasie 36 trójek przy dobrej skuteczności na poziomie 38%. Na przełomie stycznia i lutego miał sześć kolejnych występów na poziomie 44, 31, 37, 25, 34 i 33 punktów. Chłopak ma 21 lat. Tak tylko chciałem przypomnieć w czasach, gdy wszystko ma być na już, na teraz. W czasach, w których każdemu się spieszy i nie ma za bardzo czasu na „proces”. W obliczu kontuzji Stepha Curry’ego liczę na powołanie dla niego do Meczu Gwiazd.

– Chicago Bulls. 7 wygranych w ostatnich 10 meczach, już tylko mecz od bycia na poziomie 50% wygranych (26:27). Dziewiąte miejsce na wchodzie, to chwilowy moment na wzięcie oddechu, i kto wie, może jakieś wzmocnienie przez zamknięciem transferowego okna. Bulls wybrali rok temu drogę budowania się przez wolną agenturę, nie przez draft, jak to miało miejsce w latach wcześniejszych. Organizacja z Chicago chce odbudować swoją mocarstwową markę. Ja nie krytykuję ich za tę decyzję tak, jak robi to internet. Dla mnie ta drużyna, ze zdrowym Lonzo Ballem, byłaby regularną, play-offową drużyną. A wtedy trochę inaczej patrzyłoby się na wymianę z Magic, po której do Orlando trafił Frans Wagner. Myślę, że dużym ich błędem byłoby, gdyby po roku, nagle wrócili na kurs tankowania. Nie spodziewam się, że będą się wyprzedawać w czasie trade deadline.

– Jeremy Sochan. Zanim nabawił się, miejmy nadzieję, niegroźnej kontuzji pleców, nasz Jeremiaszek miał serię siedmiu meczów, w których zdobywał 15, 16, 16, 18, 14, 30 (!) i 17 punktów. W tym czasie trafił z gry 47 rzutów na 93 próby, 11 trójek na 20 prób oraz 21 rzutów wolnych na 25 prób. Do tego notował po 5,9 zbiórki i 3,3 asysty. Jest to bardzo mała próbka, więc mogę się mylić, ale powtórzę to, co powiedziałem w Kanale Sportowym, a także podczas mojego ostatnie NBA Small Talk. To, jak ofensywnie rozwija się Jeremi, każe mi myśleć, że jeśli kiedykolwiek w swojej karierze, Polak nie zostanie All-Starem, to będzie znaczyło, że gdzieś, coś tragicznego wydarzało się w jego karierze. Gdy przychodził do ligi, z racji swojej fizyczności, moimi wzorami, jak może wyglądać jego kariera, byli Mikal Bridges, Dorian Finney-Smith oraz O.G. Anunoby. Teraz, po jakichś 70% sezonu, patrząc jaki progres czyni praktycznie z miesiąca na miesiąc, moja poprzeczka oczekiwań wobec jego kariery rośnie. Oczekiwań, to może złe słowo. Ja nie stoję obok niego z linijką szkolną i nie „oczekuję” wyników. Raczej chodzi mi o wizję trajektorii jego rozwoju. Nie miałem żadnych wątpliwości, że dzięki swoim fizycznym atrybutom, będzie w stanie utrzymać się w NBA na lata. To jest kolosalna baza pod dalszy rozwój. Patrząc na to, jak szybko chłonie wiedzę, jak szybko i chętnie przekuwa ją w działanie, jak płynnie przekłada to na mecze, to mój standard patrzenia na niego, w tej chwili przekracza całą wyżej wymienioną trójkę.

– Cam Thomas. Staropolskie przysłowie mówi, że jak zdobywasz 91 punktów w dwóch kolejnych meczach, to musisz zostać wyróżniony śliwką. 44 przeciwko Wizards oraz 47 z Clippers. Łącznie 11 trójek na 16 prób oraz 31 celnych rzutów z gry na 52 oddane. Do tego 18 z 20 rzutów wolnych. Jestem ciekaw czy będzie mieć to jakiekolwiek znaczenie w kontekście nieuchronnie zbliżającego się trade deadline. W sensie czy tym występem potwierdził Nets, że mogą robić „inne” ruchy, a jego włączyć do stałej rotacji. Czy przeciwnie – jego wartość wzrosła do tego stopnia, że Nets spróbują go drogo sprzedać. Ma super przyjazny kontrakt. Tylko po $2 mln w tym i kolejnym sezonie, potem 4 mln w opcji klubu. Paradoksalnie, takie umowy aż tak łatwe do handlowania nie są, bo taki Thomas jest dużo lepszy od przeciętnego gracza zarabiającego tak mało. Ale na przykład „osłodzenie” nim kontraktu Bena Simmonsa w potencjalnej wymianie, byłoby lżejsze do przełknięcie dla kupującego.

– Nic Claxton. Za 11 ostatnich meczów 17,1 punktu przy aż 76% skuteczności z gry. Do tego 11,4 zbiórki, 2,6 asysty i 2,6 bloku. Gdybym był fanem Nets, to trzymałbym mocno kciuki, żeby Claxton nie podzielił losów Jarretta Allena, czyli innego świetnego podkoszowego, którego Nets wybrali, wyhodowali, a potem dołączyli do paczki za Jamesa Hardena. Szkoda by było, żeby Claxton stał się paczką fajek w paczce po kogoś o większym nazwisku.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.