Dzień dobry! Po przeanalizowaniu wschodu, tym razem na warsztat bierzemy pierwszą oraz drugą rundę tegorocznych play-offów po zachodniej stronie NBA. Tradycją ostatnich dwóch sezonów, zamiast zwykłego podziału, analizuję poszczególne pary, a w nich wyodrębniam dobre i złe rzeczy, które tam się wydarzyły. Zapraszam! Wschód na czynniki pierwsze został rozebrany TUTAJ.
Oklahoma Thunder (1) – New Orleans Pelicans (8).
Śliwki:
– Lu Dort. Defensywa na elitarnym poziomie, proszę spytać pana Ingrama, oraz celne rzuty z otwartych pozycji. Tylko tyle i aż tyle. 52,2% zza łuku, 3 celne trójki na mecz. To była wielka rzecz dla tego, co grają w ataku Thunder. Tego czegoś zabrakło im w drugiej rundzie. 11 punktów, 4,3 zbiórki, 2,3 asysty. Kanadyjczyk był ważnym ogniwem w tej serii. Czasem bywa tak, że dobrzy defensorzy nie grają, bo zabijają spacing, czołem Matisse Thybulle, więc kwestią ich być albo nie być na boisku, mimo obrony, jest doprowadzenie swojego rzutu do poziomu, od którego nie można bezkarnie ich zostawiać niekrytych. 25-letni Dort dość szybko to zrozumiał. Od 29,7% zza łuku cztery lata temu, do 39,4% w minionym.
Robaczywki:
– Brandon Ingram. Tylko 34,5% z gry i 25% za trzy. Tylko 14,3 punktu na mecz. Ani razu 20+ punktów, a w meczu zamykającym serię tylko 8 punktów (2/14). Wydaje mi się, że coś zaczyna odjeżdżać w jego karierze. Zamiast stabilizacji na poziomie All-Star, lub gdzieś blisko, następuje u niego powolna podróż w średniość. A to dla Pelikanów fatalne wiadomości. W napakowanym talentem zachodzie, ta rotacja potrzebuje drugiego All-Stara obok Ziona, żeby marzyć o play-offach.
Los Angeles Clippers (4) – Dallas Mavericks (5).
Śliwki:
– Kyrie Irving. 26,5 punktu przy bardzo dobrej skuteczności (51,4% z gry, 44,9% za trzy, 85,2% z linii). Do tego 5,7 zbiórki, 4,7 asysty oraz 1,8 przechwytu. Solidny występ kończący serię – 30 punktów, (11/19 z gry), 6 zbiórek, 4 asysty, 2 bloki, 2 przechwyty.
– Luka Doncic. W skali serii nie był za bardzo skuteczny, ale gdy trzeba było, to znajdował drogę do kosza. Trzy z sześciu meczów kończył z 30+ punktami, jedno z triple-double, pięć z double-double na koncie. Średnie za całą serię sięgnęły 29,8 punktu, 8,8 zbiórki, 9,5 asysty.
Robaczywki:
– Russell Westbrook. Dwucyfrową liczbę punktów zaliczył tylko w pierwszym meczu. Trafił wtedy 5 z 8 rzutów. W pięciu kolejnych starciach był… 8/42! Średnie na poziomie 6,3 punktu, 4,2 zbiórki, 1,7 asysty oraz 1,2 przechwytu. To ewidentnie nie była jego seria.
– Clippers. To taka zbiorcza robaczywka dla całej organizacji, bo znajduje się ona w…całkiem ciekawym miejscu, bym powiedział. Nie powiem tragicznym, bo tragiczne nie jest. To nadal jest miasto Los Angeles, a to samo w sobie już jest sukcesem. Właścicielem drużyny jest Steve Ballmer, który gdy trzeba, nie zawaha się sięgnąć głębiej do kieszeni. Wiec dramatu nie ma, ale… musi być jakieś ale, prawda? Tak, musi. I jest. Moim zdaniem ta formuła właśnie się wyczerpała. Paul George ma 34 lata, James Harden w sierpniu skończy 35, Russell Westbrook na jesieni skończy 36. Cała trójka może latem wejść na wolny. O ile nie spodziewam się, żeby Russ gdzieś się wybierał, o tyle pozostała dwójka, to nic pewnego. Dasz i maksy, jesteś upupiony, nie dasz, też jesteś. No i na koniec on, Kawhi, za miesiąc 33-latek. Koszykarz wielki, gdy zdrowy, przy czym on rzadko bywa zdrowy. Przychodzi taki moment, w którym trzeba skonfrontować się z rzeczywistością i pogodzić się z faktem, że ten człowiek, jak bardzo utalentowany by nie był, nie potrafi być zdrowy od października do czerwca i kropka. I to już się nie zmieni, bo niby dlaczego miałoby się zmienić? No i na takich ośmiu nogach oni chcą postawić kolosa zdolnego do walki o tytuł? Już nawet nie chce mi się liczyć ile razy łącznie te nogi były operowane.
Minnesota Timberwolves (3) – Phoenix Suns (6).
Śliwki:
– Anthony Edwards. Z czterech meczów, trzy miał świetne, a ten ostatni, wysyłający Suns na wakacje, najlepszy (40 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst, 2 bloki, 1 przechwyt, 13/23 z gry). Średnie za serię na poziomie 31 punktów, 8 zbiórek, 6,3 asysty, 2 przechwytów. 51,2% z gry, 43,8% zza łuku (3,5 celnej trójki w meczu). Jeśli nie nie są narodziny wielkiej gwiazdy, to nie wiem co to jest.
– Wolves. Zniszczyli Suns w obronie. W zasadzie, to swoją defensywą wybili im koszykówkę z głowy.
Robaczywki:
– Suns. Stawiałem w tej serii na Minnesotę, ale spodziewałem się dużo bardziej wyrównanej serii. Słońca pokazały w tych czterech meczach mieszankę bezradności, braku siły, braku atletyzmu i krótkiej ławki. Gdybym był fanem tej drużyny, to z niepokojem spoglądałbym w przyszłość. Tylko trzech graczy, dobrze wiesz których, zdobywało dwucyfrową liczbę punktów. To było dużo za mało do nawiązania jakiejkolwiek rywalizacji z Wolves.
– Zwolnienie Franka Vogela. Nie podoba mi się, że trochę zrobiło się z niego kozła ofiarnego tego sezonu. To nie były dobre rozgrywki dla Słońc, ale jeśli chodzi o szkoleniowca, to jego raczej winiłbym jako jednego z ostatnich. I teraz stawiam tezę, bo nie mam twardych dowodów, czy jakby Durant, Booker i Beal wstawili się za swoim coachem, to czy „góra” by nie posłuchała? Nie twierdzę, że chcieli jego zwolnienia, ale twierdzę, że w pewnym sensie na rękę był im ten ruch.
Denver Nuggets (2) – Los Angeles Lakers (7).
Śliwki:
– LeBron James. Za serię 27,8 punktu, 6,8 zbiórki, 8,8 asysty, 2,4 przechwytu, 1 blok. Cóż mogę dodać więcej? Wyróżniam, bo w wieku 39 lat takie rzeczy w NBA się nie działy (tak, pamiętam Jordana w Wizards) i po erze LeBrona raczej nie należy się spodziewać, że będą się dziać. No ale, to już nie jest LeBrona z 2018 roku, który z fajką za uchem, z chłopakami zawiniętymi do żuka z przystanku autobusowego wejdzie Ci do finałów. To już nie jest ten poziom fizyczności i wytrzymałości. Zagrał dobrze, nie tylko jak na swój wiek, ale to nadal było za mało do nawiązania walki z Nuggets.
– Jamal Murray. W serii 23,6 punktu, 4,6 zbiórki, 7,2 asysty i 1 przechwyt. Nie miał najlepszych skuteczności, ale gdy trzeba było, to trafiał. Piękny, niełatwy rzut na wygranie meczu drugiego. Do tego rzut o kolosalnym znaczeniu na zakończenie serii.
– Nikola Jokic. Serb jest już na tym poziomie, że nawet wybitny poziom, to dla nas jego norma. Z jednej strony, to jest wyróżnienie, bo tak patrzymy tylko na garstkę zawodników w historii. Ale z drugiej strony, może trochę podświadomie, pozwalamy, żeby uciekało nam trochę radości z „tu i teraz”. Patrz, 28,2 punktu, 16,2 zbiórki, 9,8 asysty, 1,2 przechwytu, 59% z gry. To są liczby na poziomie zachwytu i długich tekstów…gdyby dotyczyły większość innych graczy tej ligi. Przy Jokicu, to może tylko ziewnięcie. Jak dla mnie, to jest świadectwo wielkości. Jedno z wielu. Wobec ilu graczy obecnej NBA bylibyśmy równie niewzruszeni przy takiej linijce? Dwóch? Może.
– Michael Porter Jr. W serii z Lakers dał to, czego zabrakło Nuggets z jego strony w serii z Wolves. A dawał po 22,8 punktu (56,3% z gry, 48,8% zza łuku), 8,4 zbiórki, 1,2 asysty, 1,2 przechwytu. Za takie liczby jako średnie w sezonie mogę płacić mu $30+ mln. Za te z serii w Wolves, o tym niżej, absolutnie nie.
– Anthony Davis. AD trochę polaryzuje koszykarskie środowisko, ale bądźmy uczciwi, ta seria była dobra w jego wykonaniu. 27,8 punktu, 15,6 zbiórki, 4 asysty, 1,6 bloku, 63,4% z gry,
Robaczywki:
– Ławka Lakers. Zdobywali po ledwie 11,8 punktu na meczu. Nic więcej na ich temat nie napiszę, bo nie zasługują na to.
Druga runda:
Denver Nuggets (2) – Minnesota Timberwolves (3).
Śliwki:
– Timberwolves. Ogromne słowa uznania za pokonanie mistrzów oraz za styl, w jakim to zrobili. Najpierw dwie wielkie wygrane na terenie rywala, potem trzy porażki z rzędu, po których można było pomyśleć, że obrońcy tytułu już tego nie wypuszczą, tym bardziej, że game 7 mieli u siebie, tym bardziej, że w tymże meczu prowadzili w trzeciej kwarcie już 20 punktami. Wielki powrót Minnesoty, wielka wygrana dla tej organizacji, kolejna karta do bogatej historii monumentalnych chwil w play-offach NBA.
– Anthony Edwards. 27,7 punktu, 5,1 zbiórki, 5,7 asysty, 1,6 przechwytu, 50% z gry. Świetnie otworzył serię (44 punkty), co trochę nadało tonu tej rywalizacji.
– Osobno wyróżniam go też za game 7, w którym moim zdaniem zagrał jak profesor. Młody profesor. Edwards był ostatecznie 6/24 z gry, ale żeby zrozumieć jego wartość w tym spotkaniu, trzeba po prostu zobaczyć ten mecz. W zasadzie ciężko wskazać jakieś rażące błędy w jego selekcji rzutowej tego wieczoru. A fakt, że mimo „zimnej nocy” potrafił znaleźć swoją niszę i pozytywnie zaznaczyć swoją obecność, świadczy bardzo dobrze o jego dojrzałości, jak i poczuciu własnej wartości. Nie miał nikomu niczego do udowodnienia. Miał pomóc Wolves wygrać mecz i to zrobił. I to jak! Obrona na Murrayu, ruch piłki, decyzje, zasłony, czytanie gry. W wieku 22 lat. Kłaniam się nisko! Do 16 punktów w całym spotkaniu dodał 8 zbiórek, 7 asyst, 2 przechwyty i tylko jedna stratę.
– Jaden McDaniels. Świetnie odkupił się za zeszły rok. W tamtym play-inie z Pelicans, w przypływie złości, złamał sobie kość prawej dłoni, i serię z Nuggets obejrzał z ławki. W tej serii był esencjonalny dla Wolves. Świetna obrona przez całą serię oraz dwa ostatnie mecze, w których odpalił ofensywnie. Właśnie wtedy, gdy drużyna potrzebowała tego najbardziej. 23 punkty w meczu siódmym, 21 we wcześniejszym. Łącznie 6/9 zza łuku w obu starciach i tona potężnej defensywy.
– KAT. Czy to był najlepszy w karierze mecz Townsa? Być może. Na pewno jeden z. 23 punkty, 12 zbiórek, 2 asysty, 2 przechwyty i 1 blok. KAT kryjący poprawnie Jokica, będący jednocześnie zagrożeniem w ataku. Nie dostaniesz od niego nic więcej, nie oczekuj nawet. To nie krytyka, to komplement za ten występ. Nadal miał kilka swoich firmowych „zwieszek”, ale w tym meczu, na szczęście dla niego samego, dla jego „legacy”, a co najważniejsze, dla Wolves, tych „zawieszek” było mało.
Robaczywki:
– Zawodnicy Nuggets w game 7, którzy nie nazywali się Jokic lub Murray. Dwaj liderzy Nuggets zdobyli łącznie 69 punktów z 90 całej drużyny w tym spotkaniu, które okazało się dla nich ostatnim w sezonie. Zebrali z tablic 22 piłki z 44 drużyny, rozdali 10 z 18 asyst, oddali 55 z 83 rzutów z gry, 12 z 16 z linii, trafili 26 z 34 rzutów z gry oraz 6 z 8 zza łuku. Pozostali starterzy zdobyli razem 16 punktów (byli 7/24 z gry). Wśród rezerwowych tylko Christian Braun zapunktował, ale jego zdobycz wyniosła ledwie 5. Z jednej strony nie wyciągałbym jakichś zbyt daleko idących wniosków. Nugget byli silni i silni pozostaną. Ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę finansowy model, jaki zaczyna obowiązywać w NBA, zmontować ekipę na mistrza, to będzie jedno, ale utrzymać ją, to będzie nie lada sztuka. Dla każdego rynku z podkreśleniem tych średnich i małych oczywiście. Może więc niedługo się okazać, że okno na tytuł, w tym konkretnym składzie, było otwarte dla Nuggets od ostatnich 2-3 lat, udało się „tylko” raz, głównie przez kontuzje Murraya (oraz siłę innych drużyn), a dalej może być ekstremalnie trudno, żeby tę ekipę utrzymać. I nie jestem pewny czy ci, którzy tą drużyną zarządzają oraz ci, którzy za nią płacą, będą chcieli ten skład za wszelką cenę utrzymać. Co rzecz jasna wcale nie musi oznaczać niczego dramatycznie złego w aspekcie sportowym.
– Michael Porter Jr. Jeśli mówimy o zawodnikach nie tanich, którzy zawiedli w serii z Wolves, to MPJ jest tu sztandarowym przykładem. Tylko w dwóch meczach z siedmiu zapunktował dwucyfrowo. Trafiał tylko 37% rzutów z gry, oddawał tylko po 1,9 rzutu wolnego na mecz, łącznie miał tylko 7 asyst (do 13 strat). Zdobywał tylko po 10,7 punktu na mecz, ponad dwa razy mniej (!) niż w serii z Lakers. Nuggets mają go pod kontraktem jeszcze trzy sezony, w których zarobi ponad $115 mln. Czy to jest już teraz problem dla Nuggets? Jeszcze nie, ale jeśli okaże się, że kariera 25-latka będzie niebezpiecznie szła w stronę jakiejś tam wersji Tobiasa Harrisa, to będzie źle. MPJ, jak wiecie, jest świetnym strzelcem. Ale jeśli jest to jedyna rzecz, jaką oferujesz, nawet na znakomitym poziom, to nadal jest to za mało w porównaniu z tym, ile zarabiasz. Nuggets z małego rynku nie mogą pozwolić sobie, żeby ich trzeci najwyższy kontrakt należał do człowieka, który nie podaje, nie atakuje obręczy i broni co najwyżej średnio.
– KAT. Na 65 sekund do końca meczu (93:86 dla Wolves) KAT zapomniał jak po koszu wprowadzić piłkę do gry. Dwie sekundy później, po stracie, Nuggets trafili na 93:88. Za niedługo nikt tego pamiętać nie będzie, ale gdyby Wolves przegrali, byłby to kolejny wpis do pamiętnika Townsa z meczów, w których go zabrakło, z których sam się wyautował.
Oklahoma Thunder (1) – Dallas Mavericks (5).
Śliwki:
– Shai Gilgeous-Alexander. Za serię 32,2 punktu przy znakomitej skuteczności (50,7% z gry, 55% (!) za trzy), 8 zbiórek, 7,3 asysty, 2,3 bloku (!), 1,2 przechwytu. Kolejny już raz potwierdził, że można budować na nim drużynę walczącą o najwyższe cele, że może jak równy z równym rywalizować z elitą NBA. Wszak sam się do niej zalicza.
– Luka Doncic. Obolały, potłuczony, bity i maltretowany, a i tak dał radę. Triple-double w trzech ostatnich meczach, a za całą serię całkiem zdrowe 24,7 punktu, 10,5 zbiórki, 8,7 asysty oraz 1,8 przechwytu. No i nie zapominajmy o obronie. To nigdy nie będzie all-defence first team, bo wcale nie musi być. Wystarczy, że nie da się z Luką „jechać”. Do cudów, jakie robi w ataku, to wystarcza. Naprawdę. A w tej serii jego obrony było znaczenie więcej.
– Kyrie Irving. Podoba mi się jak bezproblemowo wszedł w rolę drugich skrzypiec za Luką. Czy to wiek, czy to ewidentny, bezdyskusyjny talent Słoweńca, czy to przykre doświadczenie ostatnich lat? Nie wiem, ale widzę, że Kyrie nie walczy sam ze sobą, nie potrzebuje pokazać światu, kto jest liderem Mavs. Albo inaczej, on to pokazuje, ale dobitnie pokazuje, że nie jest to jego drużyna. I to dobrze dla Mavs, dla Luki i dla samego Irvinga. Jego liczby za serię na kolana nie powalają, bo to tylko 15,7 punktu, 2,3 zbiórki, 6,2 asysty i 1 przechwyt, ale były momenty na przestrzeni serii, że Kyrie przejmował krótkie fragmenty meczów i to było prawdziwym skarbem dla tej ekipy.
– Lu Dort. Głównie za obronę na Luce Doncicu. O tym, ile sił go to kosztowało, nie świadczą choćby jego skuteczności – 31,1% z gry, 31,7% za trzy. Wyżej chwalę go również za atak, w tej serii bardzo tego zabrakło.
– Jason Kidd. Za strategię zagęszczania strefy podkoszowej kosztem zostawiania więcej luzu Thunder do rzucania z dystansu. To mogło się zemścić, ale się nie zemściło. I właśnie wyżej wymieniony Dort jest tu idealnym przykładem. Serię wcześniej trafiał, w tej nie. I tu nie chodzi o samego Dorta, tylko prawie całą drużynę Thunder. Mavs uznali, że nie mogą kryć rywali „od wszystkiego”, więc wybrali krycie od wejścia pod kosz, zostawiając przestrzeń do rzutów z dystansu. Niby nic napoleońskiego, a jednak na awans do finałów zachodu starczyło. Proste, nie prostackie, rozwiązania, dziecino!
– P.J. Washington. Za serię 17,7 punktu, 8,3 zbiórki, 2 asysty. Do tego najważniejsze – 3,8 celnej trójki na mecz, przy skuteczności na poziomie prawie 47%. W połączeniu z bardzo dobrą obroną, to jest to, o czym Mavs marzyli od lat. Dać Luce skrzydłowego, który broni, który jest przy tym kompetentny w ataku. Nie wiem czy pamiętają państwo, ale w lipcu ubiegłego roku ekipa z Dallas zaproponowała Matisse’owi Thybulle’owi trzyletnią umowę wartą $33 mln. 26-latek był zastrzeżonym wolnym agentem, więc Portland Trail Blazers zdecydowali się umowę wyrównać. Tak bardzo byli zdesperowani! Gracz Blazers może i jest ciut lepszy w obronie (a może i nie), ale w atakuj jest analfabetą. A Mavs, w serii z Thunder, potrzebowali z tej pozycji nie tylko obrony, ale także punktów i spacingu. Od Thybulle’a nie dostaliby tego. Washington był znakomity w tej serii, a jego końcówka meczu szóstego była kluczowa do zamknięcia serii. Kto wie co działoby się w game 7 w Oklahomie?
– Daniel Gafford. Czy Bulls patrzą z zazdrością pomieszaną ze smutkiem, gdy widzą tak dobrze grającego Gafforda? Nie wiem, ale domyślam się, że tak. To też jest archetyp gracza, którego Luka potrzebuje. Obroń, postaw zasłonę, zetnij pod kosz, złap lob, powtórz. A potem czekaj na przelew. 11 punktów (61% z gry), 7,5 zbiórki, 1,3 asysty i bardzo ważne 2 bloki na mecz. Niczego więcej nie potrzeba od środkowego, w drużynie Luki Doncica.
Robaczywki:
– Sędziowie. Wyróżniłem wyżej Lu Dorta, bo uważam, że jeśli chodzi o krycie Luki Doncica, to chyba niewiele więcej dałoby się zrobić. Ale. Tak, jest jedno ale. W wielu przypadkach sędziowie puszczali nader oczywiste faule Kanadyjczyka na Słoweńcu, czyli Dorta na Doncicu. Myślę sobie, „o co tu chodzi?”. Dort wręcz bije, Luka płacze, sędzia milczy, krupier rozdaje nową kolejkę. Mam poważny problem z brakiem konsekwencji sędziów w NBA. Ale to osobny temat.
– Josh Giddey. Trochę się chłopina pogubił i bardzo jestem ciekaw jaki pomysł na niego ma Sam Presti. Zanim zacznę krytykować, a nie będzie to nic wielkiego, to przypomnę tylko, że on ma nadal tylko 21 lat! W serii z Mavs 6,2 punktu, 2,7 zbiórki, 1,3 asysty. Do tego 43,2% z gry oraz 18,8% (!) zza łuku czyli coś, co zmiotło go z placu gry w tej serii. Ja bym jeszcze nie sprzedawał jego akcji. Ba, w tym spadku, to nawet bym ich dokupił.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.