Dzień dobry! Dziś bierzemy na warsztat finały obu konferencji, a tym samym spinamy klamrą dotychczasowe wydarzenia z tegorocznych play-offów. Zapraszam!
Minnesota Timberwolves (3) – Dallas Mavericks (5).
Śliwki:
– Dallas Mavericks. Zrobili to, weszli do finałów NBA. Są o cztery mecze od tytułu. Tak blisko nie byli od 2011 roku, kiedy Dirk Nowitzki i Jason Kidd, obecny trener Mavs, pokonali faworyzowanych Miami Heat i sięgnęli po mistrzostwo.
– Kyrie Irving. Trzecia i prawdopodobnie najlepsza seria w wykonaniu Irvinga w barwach Mavs. Zaczął nieźle z Clippers, potem delikatnie wycofał się w serii z Thunder. Tu z Wolves mogliśmy oglądać i podziwiać doświadczonego mistrza, wirtuoza z piłką w swojej najlepszej formie. To jeszcze nie był ten poziom, co w 2016 roku, w finałach u boku LeBrona. Ten Kyrie jest starszy, ale na pewno też dojrzalszy i bardzo pogodzony z rolą „tej drugiej opcji”. 27 punktów na mecz. Do tego 3,6 zbiórki oraz 4,6 asysty. I co było kolosalnie ważne dla tej serii – 5,2 rzutu wolnego na mecz. Serię wcześniej Kyrie stawał na linię rzutów wolnych średnio tylko 1,8 razu na mecz. Atakujący obręcz Irving, a przy okazji nadal grożący trójką (2,4 na mecz) jak i dobrym podaniem, to jest Irving praktycznie niemożliwy do zneutralizowania. Świetny występ kończący tę serię – 36 punktów, (14/27 z gry), 4 zbiórek, 5 asysty, zero strat. W zasadzie tylko jeden słabszy występ (16 punktów, 6/18 z gry), który Mavs przegrali. Kolejny raz napiszę, że podoba mi się jak bezproblemowo wszedł w rolę drugich skrzypiec za Luką. Czy to wiek, czy to ewidentny, bezdyskusyjny talent Słoweńca, czy to przykre doświadczenie ostatnich lat? Nie wiem, ale widzę, że Kyrie nie walczy sam ze sobą, nie potrzebuje pokazać światu, kto jest liderem Mavs. Albo inaczej, on to pokazuje, ale dobitnie pokazuje, że nie jest to jego drużyna. I to dobrze dla Mavs, dla Luki i dla samego Irvinga.
– Luka Doncic. Play-offy zaczął obolały, kontuzjowany, jakiś taki ociężały, ale z serii na serię zaczyna wyglądać coraz lepiej. Może to medycy z Dallas, może to bliskość tytułu, może kombinacja każdej z tych rzeczy sprawiają, że Luka znów jest zabójczo groźny i niemożliwy do zatrzymania. Cztery z pięciu meczów kończył z 30+ punktami, dwa z triple-double. Średnie za całą serię sięgnęły 32,4 punktu, 9,6 zbiórki, 8,2 asysty oraz 2,2 przechwytu. Luka trafiał 47,3% swoich rzutów, 43,4% zza łuku (aż 4,6 celnej trójki na mecz) oraz 84,6% z linii. Wolves ze swoją żelazną obroną próbowali przeciwko niemu wszystkiego. A Luka, ze swoim komputerem w głowie, w okamgnieniu czytał to jak elementarz dla 5-latków i robił, co miał zrobić, co chciał zrobić. To było potężnie niesamowite! O jego wielkości niech świadczy choćby jego „najsłabszy” mecz w tej serii – 28 punktów, 15 zbiórek, 10 asyst. To był jego n-a-j-g-o-r-s-z-y występ w tej serii. Więc o czym my tu w ogóle mówimy?
– Luka i jego rzut na wagę wygranej w meczu drugim. To zasługuje na osobne wyróżnienie. W tej sekwencji było wszystko, co czyni Lukę Luką. Taniec z piłką, seria zwodów, idealna praca nów, stepback trójka, która stała się ostrym sztyletem prosto w serca watahy leśnych wilków.
– Daniel Gafford. W serii z Thunder był dobry, w tej był jeszcze lepszy. 75% z gry! Do tego 2,6 bloku! To są wartości z wykrzyknikami, bo to są wartości, do których powinien dążyć każdy center grający przy Doncicu. Gafford zdaje się doskonale to rozumieć i idealnie wchodzi w tę rolę. Obroń, postaw zasłonę, zetnij pod kosz, złap lob, powtórz. A potem czekaj na przelew. Do wyżej wymienionych liczb, 25-latek dorzucał 10,8 punktu i 6,8 zbiórki. Ciekawe czy Luka rozmawiał z nim już o możliwości starania się o słoweńskie obywatelstwo.
– Wolves. Za kolektywną decyzję o bojkocie występu w „Inside the NBA” po tym, jak Draymond Green, zapraszany do programu w roli eksperta, niejednokrotnie szydził z Goberta i KATa. Gracz Warriors używał wobec Goberta zwrotu „grillowany kurczak” mając na myśli to, że w kryciu Luki Francuz jest notorycznie „grillowany” czyli bezradny. Nie ma nic złego w krytyce, szczególnie gdy jest konstruktywna i zgodna z prawdą. Ale moim zdaniem Green pomylił trochę telewizję ze swoim prywatnym podcastem, albo niezbadanymi przestrzeniami w internecie, w których da się zmieścić wszystko, w dowolnej formie. Telewizja publiczna, to zgoła inny format. I tutaj jestem po stronie graczy Wolves.
Robaczywki:
– Jechanie po Gobercie. No i tutaj płynnie przechodzimy do tego. Owszem, Luka za nic miał kryjącego go Goberta w akcji, która przejdzie do historii play-offów NBA. Rzucił i trafił ogromny rzut na miarę wyjścia na 2:0 po dwóch meczach na wyjeździe. Po trafieniu puścił w stronę Francuza i kibiców w Minnesocie „wiązankę” niecenzuralnych słów, która w pewnym sensie jeszcze bardziej zdołowała wysiłki Goberta, ale…Ale nie możesz do licha nie widzieć, że mimo ruchów, które wyglądają trochę na pokraczne, trochę na walkę o życie, to ostatecznie, bądź jak kto woli „finalnie”, Gobert był tam, gdzie miał być jako obrońca tego rzutu. No nie możesz tego nie widzieć. Bądźmy uczciwi! Doncic, mimo kapitalnego opanowania, mimo znakomitej sekwencji zmian tempa, mimo książkowej pracy nóg, mimo tego wszystkiego, nie zostawił nigdzie Goberta, nie ośmieszył go. Francuska ręka sprawiedliwości była tam, gdzie być powinna. Dobra obrona, jeszcze lepszy atak.
– Kroki? Parę linijek wyżej wyróżniam Lukę za jego rzut nad Gobertem. Wiesz, że są tacy, którzy w tej sekwencji doszukują się błędu kroków? Rozumiesz coś z tego? Nie? Ja też nie. I na tym poprzestańmy, bo szkoda na to Twojego i mojego czasu.
– KAT faule, obrona. Po przejściu Nuggets, byliśmy zgodni, że ten skład musi zostać utrzymany, że Wolves powinni mieć możliwość powrotu w tym, albo lepszym składzie, z rok bardziej doświadczonym Edwardsem i znów powalczyć o tytuł. A teraz, po serii z Mavs, myślisz sobie czy aby na pewno byłby to najlepszy scenariusz dla tej rotacji i tej organizacji. Z końcem przyszłego sezonu klub z Minnesoty odprowadzi do ligowej kasy ciężkie miliony z racji posiadania ogromnych kontraktów Goberta, KATa, Edwardsa, McDanielsa i reszty. Mogą tego częściowo uniknąć schodząc z którejś z dużych umów. To teraz nie czas i miejsce, żeby mówić o przyszłości tego klubu, szczególnie w aspekcie finansów, ale taka rozmowa prędzej czy później zostanie podjęta, a wtedy nazwisko Townsa na pewno padnie. KAT ma 28 lat. Jako koszykarz jeszcze przez ładnych parę lat może grać na poziomie All-Star. Problemem dla niego i dla Wolves jest to, że niestety w sferze mentalnej, KAT miewa „zawieszki” i takie powiedzmy dziecinne zagrania. Teraz, gdy Edwards jest liderem tej szatni, a Towns zszedł trochę na dalszy plan, ten problem nie jest aż tak palący. Ale jeśli Wolves chcą zdobyć tytuł, a chcą i mogą to zrobić, to wszystkie ręce na pokład, będą potrzebowali lepszą mentalnie wersję KATa albo…kogoś innego na to miejsce. Towns głupio fauluje. Musi zrozumieć, że przy swoim wzroście czasem wystarczy tylko ustać z ręką. KAT z kłopotami z faulami, to KAT sfrustrowany, myślami poza meczami. Tak łatwo jest wybić go mentalnej równowagi. Dość charakterystycznym obrazkiem w jego grze jest to, że gdy coś nie pójdzie mu w ataku, to w następnej akcji głupio sfauluje w obronie. A potem jest „ugotowany” i wyjęty z dużego fragmentu meczu. Gdy Wolves grali tylko o play-offy, to był jeszcze do przełknięcia. Teraz, w tym składzie, Wolves grają o tytuł i takie momenty nie mogą się przydarzać drugiemu w ataku graczowi z maksymalnym kontraktem. Poza tym wszystkim tylko 37,9% z gry i 24,2% za trzy KATa. W serii z Nuggets to było 51% i 39,4%.
Boston Celtics (1) – Indiana Pacers (6).
Śliwki:
– Jaylen Brown. Był kapitalny w tej serii. Na obu końcach parkietu. Wisienką na torcie serii z Pacers był jego występ w meczu otwierającym tę serię. Pacers mieli Celtics na widelcu. Brown, po znakomitym podaniu Holidaya, po świetnie rozrysowanej akcji, trafił jeszcze piękniejszy, niełatwy rzut z roku za trzy, na dogrywkę. W niej Celtics byli nieznacznie lepsi od Pacers. Kto wie, co działoby się dalej, gdyby Indiana wygrała ten mecz. Najprawdopodobniej Bostonu i tak by nie przeszła, tym bardziej że później kontuzji uda doznał Haliburton, ale inaczej gra się po wyrwaniu meczu u faworyzowanego rywala, niż po takiej druzgocącej porażce. Średnie 27-latka z tych czterech meczów sięgnęły 29,8 punktu, o prawie sześć punktów więcej w porównaniu z serią z Cavs i aż o siedem punktów (!) więcej w porównaniu z serią z Heat. To niby był tylko cztery mecze, ale to nie było aż takie gładkie 4:0, jak mogłoby się wydawać. Brown trafiał 51,7% rzutów z gry, do tego notował po 5 zbiórek, 3 asysty i 2 przechwyty.
– Jayson Tatum. To też była jego najbardziej ofensywna seria tych play-offów. No a przy tym Tatum nic nie stracił ze swojej obrony. Trzeba mówić i pisać o tym więcej, że liderzy Bostonu są elitą na obu końcach parkietu. 30,3 punktu na mecz, o 8,5 (!) więcej, niż w serii z Heat. Do tego 10,3 zbiórki, 6,3 asysty oraz 1,3 przechwytu. Celtics nie będą mieć najlepszego gracza w finałowej serii z Mavs, ale jeśli chcą zdobyć 18. tytuł w historii klubu, a chcą, to będą potrzebowali, żeby Tatum dojechał z ofensywną produkcją tak blisko Luki, jak tylko się da.
– Jrue Holiday. Chciałem napisać, że o jego defensywie nawet nie trzeba pisać, ale to jest błąd, który za często popełnia się przy jego postaci. Mówmy o tym, jak wyjątkowy w obronie jest Jrue! Fajne, a nawet śmieszne było to, że Pacers chcieli trochę „schować” Haliburtona w obronie właśnie na Jrue. 32-latek nie jest łowcą punktów, w serii z Heat zdobywał tylko po 7,8 punktu, z Cavs po 13. Gdy zobaczył naprzeciwko siebie próbującego kryć go Haliburtona pomyślał sobie pewnie „OK, potrzymajcie mi piwo” i ruszył do ataku. 18,5 punktu (58,7% z gry, 41,7% zza łuku, 100% z linii), 7,3 zbiórki, 5,8 asysty, 1,5 przechwytu za serię. Oj, już nie mogę doczekać się Holidaya kryjącego któregoś z pary Doncic lub Irving. Chyba, że coach Mazzulla ustawi go wstępnie na kimś innym, żeby być gotowym na switch. Tam się będą działy rzeczy!
– Andrew Nembhard. Pod nieobecność kontuzjowanego Haliburtona dostał szansę na wyniesienie swojej ofensywnej gry na wyższy poziom i to zrobił 21 punktów za serię przy niezłej skuteczności (54,1% z gry, 47,6% za trzy, 88,9% z linii). Do tego 7,8 asysty i 3,8 zbiórki. Pacers podpisali z nim tamtego lata czteroletnią umowę wartą… $8,5 mln. Ładny strzał. Nawet może trochę za mało jeśli myśleć o potencjalnym spakowaniu go i wysłaniu za lepszego gracza. Z taką grą mocno przewyższa swoją wartość do zarobków. Reprezentacja Kanady lubi to i już czeka na olimpijski turniej w Paryżu.
Robaczywki:
– Pacers. Końcówka game 1. To jest robaczywka dla Pacers ale równie dobrza mogła to być śliwka dla Celtics. Na minutę i dziewięć sekund prze końcem czwartej kwarty Pacers zebrali piłkę przy prowadzeniu 115:112. Jedenaście sekund później Tyrese Haliburton nie trafił za trzy. Moim zdaniem stanowczo za wcześnie w tym posiadaniu. Tym bardziej, że nie był to super otwarty rzut. Na 34 sekundy przed końcem czwartej kwarty, przy prowadzeniu Pacers 117:114, Andrew Nembhard zbiera piłkę. Siedem sekund później Haliburton traci ją w juniorski sposób. Potem Celtics kilka razy nie trafiają do kosza, zapraszają wręcz Pacers do wygrania tego starcia. Pacers grzecznie dziękują i mówią nie. Brown doprowadza do dogrywki, Celtics wygrywają ten i trzy kolejne mecze.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.