W zakończonym parę godzin temu meczu nr 5 koszykarze Boston Celtics pokonali Los Angeles Lakers i w serii do czterech zwycięstw prowadzą 3:2. Był to zarazem ostatni mecz w Bostonie. Teraz seria przenosi na maksymalnie dwa spotkania do Kalifornii.
Po raz pierwszy w tym Finale którejś z drużyn udało się wygrać drugi mecz z rzędu. Tradycyjnie dla tej serii Celtowie świetnie broni a w ataku dzielili się piłką z kolei Lakers polegali w ataku na Kobe Bryancie bardziej niż poprzednio. Lider Lakers zdobył aż 38 punktów na 86 całej swojej drużyny ale przy małym wsparciu ze strony partnerów i przy duszącej obronie Celtics, to właśnie oni mogli cieszyć się z trzeciej wygranej.
Pierwsza połowa nie zapowiadała niesamowitego występu Kobego, który po dwóch kwartach miał tylko 10 punktów (4/12 z gry) a cały zespół z L.A. zatrzymany został na ledwie 33% skuteczności z gry (14/42).
Z kolei Boston po pierwszych 24 minutach gry legitymował się imponującą skutecznością aż 65%. Biorąc pod uwagę taką dysproporcję w skuteczności wynik 45:39 wydawał się być i tak łagodny dla gości, którzy wyraźnie nie mogli złapać odpowiedniego rytmu w grze. Ratowała ich natomiast duża liczbą strat Bostonu (10), która uniemożliwiła im objęcie większego prowadzenia.
Tak jak i w poprzednich dwóch meczach granych w Bostonie wszystko co najciekawsze zdarzyło się w tym meczu po zmianie stron.
Trzecia kwarta to przebudzenie przyczajonego do tej pory Kobego. 10 punktów w 4 minuty gry a to jeszcze nie koniec. W ciągu następnych trzech minut gorący jak rozgrzana stal Bryant dorzucił kolejnych 9 punktów łącznie gromadząc ich 19 w niewiele ponad 7 minut gry.
Boston nie miał jednak zamiaru przyglądać się popisom K.B. i kolejny raz potwierdził, że w dzisiejszej koszykówce to nie gwiazdy lecz odpowiednio zbudowane drużyny dają możliwość realnej szansy na wygrywanie. Na każdy rzut Kobego Celtowie mieli odpowiedź po drugiej stornie parkietu i nie dość, że przetrwali kanonadę Bryanta to jeszcze powiększyli prowadzenie zaczynając ostatnie 12 minut gry od wyniku 73:65.
Kiedy wydawało się, że jest już po meczu koszmary z przeszłości zaczęły nękać gospodarzy. Celtics mają bowiem w tym sezonie całą historię spotkań, które przegrywali mimo wyraźnego prowadzenia. Dziś naprawdę niewiele brakował a byłoby podobnie. Na niespełna 4 minuty przed końcem po niesamowitej dobitce Rajona Rondo przewaga Celtów sięgnęła 12 punktów (87:75). Mało kto spodziewał się pewnie ze przez następne 3 minuty gospodarze nie znajdą ani razu drogi do kosza a Lakers rzucą 7 kolejnych punktów.
Po time-oucie na 35 sekund przed końcem 2 punkty po niesamowicie wyprowadzonej akcji zdobył jednak Rajon Rondo i przewaga Celtów wróciła na w miarę bezpieczne 7 punktów. Czas pracował już w tym momencie na niekorzyść Lakers i pod jego presją to było wszystko na co było ich stać tego wieczoru.
Świetny mecz zagrał Kevin Garnett, który był tam gdzie drużyna potrzebowała go w danym momencie. Jak zawsze pełen emocji i sportowej złości, którą sam się napędza rzucał, zbierał, podawał, ostro bronił i nurkował po bezpańskie piłki by ostatecznie zakończyć mecz z dorobkiem 18 punków, 10 zbiórek, 3 asyst, 5 pięciu przechwytów i 2 bloków.
Wreszcie w tej serii swój magic touch odnalazł Paul Perce, który zdobył tego wieczoru 27 punktów parę razy popisując się swoim firmowym rzutem z półdystansu po serii spinów, dryblingów i dodatkowych back stepów.
Typowany przez wielu na MVP tego Finału (oczywiście jeśli Celtowie sięgną po mistrzowski tytuł) Rajon Rondo zdobył 18 punktów, zebrał 5 piłek i zaliczył 8 asyst ale warto dodać, że dziś często nie mógł zrozumieć się z partnerami czego rezultatem było aż 7 strat młodego rozgrywającego C’s.
Ray Allen dorzucił 12 punktów i solidną obronę na Bryancie ale niepokojące dla Celtów może być to, że po rekordowym występie z ośmioma "trójkami" Ray spudłował 16 kolejnych rzutów z dystansu w meczach 3,4 i 5.
Co dziwne dla ekip Phila Jacksona Lakers wyglądają na drużynę pozbawioną atutów w ataku. W wielu przypadkach ich atak opera się na izolacjach dla Kobego co przy mocnej drużynowej obronie Celtów jest przysłowiową wodą na ich młyn. Mały ruch piłki najlepiej obrazuje statystyka asyst, która w przypadku Lakers wyniosła tylko 12 w tym meczu (przy 21 Celtów).
Goście aż 16 ze swoich 34 zbiórek zaliczyli na atakowanej tablicy ale nie przełożyło się zbytnio na punkty z drugiej szansy.
12 punktów, 12 zbiórek i 3 bloki zaliczył Hiszpan Pau Gasol ale tradycyjnie już dla tej trzymeczowej serii w Bostonie koledzy nie szukali go piłką tak często jak możnaby się było spodziewać.
Boston prowadzi w serii 3:2 ale powiedzieć, że jest o krok od mistrzostwa mogłoby być lekkim nadużyciem. Wszyscy gracze C’s zdają sobie doskonale sprawę z tego, że o wygraną w Kalifornii będzie niezwykle ciężko nawet biorąc pod uwagę, że już tam wygrywali, że zmanierowani kibice w dużej mierze złożeni z gwiazd Hollywood nie mają wuwuzeli i nie wywierają aż tak wielkiej presji na drużynach przyjezdnych.
Historia jest teraz za Bostonem ponieważ w 19 przypadkach na 25 w historii NBA drużyny, które wygrywały mecz nr 5 po remisie 2:2 w czterech pierwszych starciach sięgały potem po mistrzowski tytuł. Z kolei inna statystyka przypomina, że drużyny prowadzone przez coacha Jacksona na 47 przypadków gdy zaczynały serię w play-offs od wygranej nigdy potem nie odpadały.
Jedno jest pewne – puchar Larry O’Briena już jutro będzie w hali Staples Center razem z komisarzem Davidem Sternem gotowym wręczyć go Celtom. Gdzieś tam przygotowane będą zielone koszulki i czapeczki z napisem "2010 NBA Champion" i chłodzony będzie szampan. Ale… zielone koszulki już 2 dni później mogą być nieaktualne i zastąpione przez żółte o takim samym napisie a szampan chłodzony 48 godzin dłużej smakować będzie jeszcze bardziej. Zaczynamy wsteczne odliczanie…
Po meczu powiedzieli:
Paul Pierce:"To był do tej pory nasz najważniejszy mecz sezonu. Jesteśmy w dobrej pozycji wyjściowej. Jedziemy do L.A. na potencjalnie 2 mecze z czego musimy wygrać jeden."
Kobe Bryant:"Tak, straciliśmy pewność siebie [śmiech]. Przegrywamy 3:2. Po prostu musimy wrócić do domu, wygrać jeden mecz a potem kolejny. Prosta sprawa. Jeśli czujemy, że mamy im coś do powiedzenia to znaczy, że nie zasługujemy na mistrzostwo."
Doc Rivers:"Powtarzam moim graczom, że on [Kobe] nie rzuca po 10 punktów w akcji. Jednak uważam, że przez większość meczu bronimy przeciw niemu dobrze a szczególnie przeciwko reszcie Lakers. Moim zdaniem to jest klucz. Kobe to najlepszy łowca punktów. Może i są lepsi atleci i w ogóle ale to on jest najlepszy w zdobywaniu punktów. Trzeba się z tym pogodzić i próbować to zniwelować."
L.A. Lakers – Boston Celtics
Stan rywalizacji 2:3
Mecz nr 6 we wtorek w Los Angeles. (15.06)
*Mecz nr 7 w czwartek w Los Angeles. (17.06)
* Jeśli będzie potrzebny.