Szalony comeback Raptors, Mavs 12, Celtics 10, Heat 8

70




Detroit – Toronto 116:120
Pistons prowadzili w tym meczu już 25 puntami. Była to mnie więcej połowa III kwarty i niewiele wskazywało na to, żeby goście z Kanady który grali poprzedniego wieczoru energochłonny mecz z Denver byli jeszcze w stanie się podnieść. A jednak dość nieoczekiwanie zrobili to. Dzięki szalonej IV kwarcie, wygranej przez Raps aż 37:17 największych comeback w historii klubu stał się faktem. Goście rzucali ze skutecznością aż 62%. Najlepszym ich strzelcem był pozyskany niedawno z Nowego Orleanu Jerryd Bayless (31 punktów, 10/12 z gry + 7 asyst i 5 zbiórek) i wygląda na to, że w końcu choach Triano jest tym który przestanie walczyć z jego naturą i wykorzysta jego łatwość w zdobywaniu punktów – to, że ktoś jest niski i szybki wcale nie musi znaczyć, że jest rozgrywającym. Bayless to strzelec, który jeśli będzie miał świadomość tego, że co by się nie działo drużyna i koledzy wierzą w jego rzut, odda co ma najlepsze a wierzcie mi ma do zaoferowania dużo i warto będzie obserwować jego dalsze losy w Kanadzie.
Można bić rekordy w wieku 36 lat? Można. Ben Wallace, który swego czasu nosił się z zamiarem wieszania koszykarskich butów na kołku pobił wczoraj swój strzelecki rekord, który wynosi teraz 23. Tak w ogóle był to najlepszy mecz Bena w Pistons od czasów jego drugiego przyjścia do MoTown (zebrał 14 piłek i zaliczył 4 asysty). Dodatkowo po raz pierwszy od 4 lat udało mu się trafić za trzy punkty. Piston niestety dla fanów tego klubu nie grają z mentalnością, która kiedyś był ich etykietą. Patrząc na skład widać wyraźnie, że ani talentu ani doświadczenia ani domieszki młodości i atletyzmu nie brakuje a jednak Detroit błąka się gdzieś w dolnych strefach tabeli Wschodu. Przykro patrzeć na organizację, która niemal przed dekadę była twarzą Konferencji a dziś całkowicie zatraciła swoją tożsamość. MECZ



Dallas – Utah 103:97

Zaczęło się od 29:4 dla Mavs i wyglądało na kolejny mecz bez historii. Jazz jednak są mistrzami powrotów i kolejny raz pokazali charakter – charakter, który od ponad 20 lat cechuje ekipy coacha Sloane’a. Sukcesywnie zmniejszali różnicę a D-Will chłopak rodem z Dallas właśnie raz po raz czarował jak nie krosem to niesamowitym podaniem. Końcówka należała jednak do Dirka i kolegów – i to jest właśnie różnica która sprawia, że tegoroczni Mavs to nie to samo co ich poprzednie wersje. Kiedyś wszystko zależało od Niemca i na ile starczało mu sił i zdrowia na tyle zespół utrzymywał się w grze. Dziś praktycznie w 10 osobowej rotacji są ludzie, którzy mogą zdejmować z jego barków. Jason Terry powiedział przed sezonem, że kogoś takiego jak Tyson Chandler właśnie im brakowało i gdyby mieli go 2 lata wcześniej, to mieliby na palcach 2 mistrzostwa. Nie da się tego sprawdzić ale da się zauważyć, że Chandler faktycznie daje zespołowi Marka Cubana to czego od lat potrzebował – widocznej obecności w pomalowanym. Nie do końca broniącej się statystykami ale bezsprzecznie bardzo widocznej dającej komfort psychiczny reszcie drużyny zarówno w obronie jak i w ataku. W meczu tym punktowali – Nowitzki (31 punktów, 15 zbiórek i 4 asysty), Stevenson 17 (5×3), Butler 16, Terry 14.
Dla Jazz Williams 34, Millsap 16. MECZ



Charlotte – Boston 62:93
Był to typowy mecz ekip Larry’ego Browna z drużynami (jak Boston) zorientowanymi defensywnie. W sumie 155 punktów, dużo mocnej obrony i poukładanego do bólu ataku z obu stron. Oba systemy dobre ale ten bostoński ma lepszych wykonawców stąd kontrola praktycznie całego meczu i odjazd w IV kwarcie. Przypominało to trochę bokserski pojedynek Witalija Kliczki i Alberta Sosnowskiego. Pierwsze trzy kwarty spokojnie 20:16, 22:16 i 22:15 dla Bostonu – na dystans, bez fajerwerków, z rosnącą przewagą. Ostatnia odsłona to 29:15 dla Celtów i 10 z rzędu wygrana w kieszeni. Boston z bilansem 19:4, wspólnie z Dallas są tylko pół wygranej za najlepszymi w lidze Spurs (19:3). Dla gości punktowało aż dziesięciu graczy a pięciu z nich rzuciło 10 i więcej punktów. Najwięcej (po 16) uzbierali Ray Allen i coraz bardziej liczący się w walce o miano Najlepszego Rezerwowego Ligi, Glen Davis.
Dla Bobcats 14 punktów zdobył Nazr Mohammed a 13 i 7 asyst dołożył Kapitan Jack. MECZ

Sacramento – Miami 83:104
Ósma wygrana z rzędu Heat i dzięki potknięciom Orlando (4 porażki z rzędu) awans na drugie miejsce Wschodu. Na razie nie wiem gdzie ustawić Miami w swoim prywatnym rankingu najlepszych drużyn bo wprawdzie bilans 17:8 oraz 8-meczowa seria wygranych to jest coś ale warto zauważyć, że zarówno ostatni run jak większość wygranych Florydczyków pochodzą od ekip średnich i słabych. Może trudno w to uwierzyć ale faktem jest, że tylko 3 z owych 17 wygranych meczów zostały osiągnięte z drużynami będącymi powyżej 50% wygranych w tym sezonie (Atlanta, Utah i Orlando). Póki co czekam więc na prawdziwe mecze z prawdziwymi rywali jak miernik prawdziwej siły tego zespołu. Oczywiście głupotą byłoby szukanie dziury w całym. Heat świetnie bronią a po drugiej stronie parkietu Wade i James z pomocą Bosha robią swoje i tak to wygląda. Grając pierwszy sezon ze sobą, bez dwóch kontuzjowanych graczy, którzy także mieli stanowić o charakterze i sile tego zespołu, będąc pod stałą obserwacją i ostrą krytyką mediów i kibiców innych drużyn uważam wynik i grę Heat za niezłe.
W meczu z Kings różnica klas (nie licząc pierwszej kwarty) nie podlegała dyskusji. Heat przyjechali do Kalifornii, przejechali się po Kings, poszli pod prysznic i to cała historia tego meczu. James, Wade i Bosh wystarczą póki co na wygrywanie z 23 z 29 rywali Heat w lidze – co będzie później zobaczymy.
Najlepiej zagrali: Wade 36/6/6, James 25/10/3 oraz Bosh 14/17.
Dla Kings Omri Casspi 20.
MECZ
Buty do koszykówki – największy wybór na www.1but.pl – Zobacz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.