O transferowych plotkach w NBA wiemy tyle, ile ktoś chce nam o nich powiedzieć. Powtarzam to od lat a prawdziwość tych słów potwierdza się sama niemal na każdym kroku.
Jak powstają? Jak je dzielimy?
Są cztery główne rodzaje plotek:
– Tworzą je sami zawodnicy często niezadowoleni z sytuacji w klubie. Przekazują dziennikarzom "newsa" a ten idzie w świat. Cel? Faktyczna chęć zmiany otoczenia lub sytuacji we własnym klubie (kontrakt, minuty gry itp). Jest to działanie ryzykowne bo z jednej strony może przynieść pożądane skutki ale z drugiej może jeszcze bardziej popsuć relacje w drużynie.
– Tworzą je agenci zawodników. Cel? Cel jest oczywisty – podbicie rynkowej wartości zawodnika. Agenci przekazują dziennikarzom newsa, że ich klientem zainteresowany jest zespół X,Y,Z. Macierzysty klub (o ile dany zawodnik nie jest wolny) zaczyna czuć że ma konkurentów. Jeśli zawodnik jest bez kontraktu to nawet lepiej – zaczyna się o nim mówić a on i jego agent z wolnej stopy mogą sobie negocjować. Co jeśli klub wie, że to tylko sztuczne podbijanie ceny? Jeśli agent jest silną postacią, to może naprawdę wiele. Zapytajcie L.A. Clippers, Eltona Branda i jego agenta.
Przykład: Przed sezonem 2007-2008 Brand zerwał lewego Achillesa, zdążył wrócić na ostatnich 8 meczów. Jego rynkowa wartość mimo wszystko nie spadła – głównie za sprawą jego agenta Davida Falka. E.B. początkowo negocjował z Clippers sam. Po pierwszym impasie w rozmowach Falk powiedział do Branda słynne słowa "Turn your phone off. You’re not talking to them anymore. I’m your agent. Let me do my job." – i zrobił swój job. $82mln płatne w 5 lat… tyle, że z 76ers nie Clippers.
– Tworzą je dziennikarze blisko związani z klubami. Cel? Piszą o koszykówce, znają się na niej, wydaje im się że ich pomysły są dobre. W wielu przypadkach tak właśnie jest. Dany dziennikarz nie pójdzie do biura klubu i nie powie – "Moim zdanie musicie sprzedać zawodnika A za zawodnika B do klubu C." – to byłoby bez sensu i taki dziennikarz popsułby sobie relacje z klubem i na przyszłość mógłby tylko pomarzyć o insiderskich wiadomościach. Mają jednak świadomość, że dysponują orężem niejednokrotnie znaczenie silniejszym – słowem pisanym, które szybko niesie się w świecie – szczególnie dziś w dobie swobodnego dostępu do informacji.
Dany dziennikarz puszcza, wyssaną wcześniej z palca plotkę. Wyssaną ale pod wieloma względami logiczną i całkiem realną. Jako osoba związana z danym klubem jest na tyle wiarygodny, żeby plotka została powielona przez innych i zaczęła żyć swoim życiem. Prosi o anonimowość (zaczyna być nazywany wtedy "źródłem blisko związanym z drużyną/sytuacją/otoczeniem gracza) tym samym umywa ręce od całej sprawy. Cele? Mogą być różne. Zakładając, że nie działa na trzecim froncie (czyli swoim własnym), chodzi mu o to, żeby zwrócić uwagę swojego klubu na pewne scenariusze lub bardziej zwrócić uwagę innych ekip na możliwości wymiany/negocjacji z "jego" klubem.
Przykład 1: Plotka: K.G. odchodzi do Clippers za Erica Bledsoe i DeAndre Jordana. Danny Ainge nic nie wie, Gary Sacks i Vinny Del Negro robią wielkie oczy i zaprzeczają. Cel? Ktoś w L.A. lub/i Bostonie chce zwrócić włodarzom obu klubów uwagę na taką możliwość. Teraz niech oni ruszą głowami i się zastanowią czy warto. Wcześniej żadna ze stron nie myślała o takim kierunku ale skoro temat został poruszony to… Ainge dzwoni do ludzi z Clippers (abo odwrotnie) i pyta: "No to jak to jest tam u was z tymi możliwościami wymian?" Warto pytać, warto zwracać ludziom uwagę na różne sprawy. Czasem coś z tego wychodzi.
Przykład 2: Nie wiem czy wiecie ale epizod Gilbera Arenasa w Memphis w końcówce sezonu 2011-2012 był zasługą pewnego blogera. Napisał on mądry tekst, że ściągnięcie Gila do Memphis niesie ze sobą stosunkowo małe ryzyko a może być korzystne dla drużyny. Napisał to na tyle mądrze i ciekawie, że tekst trafił na biurko w klubie. Ktoś to przeczytał, przeanalizował i uznał " ten gość ma rację". Bam… Arenas podpisał kontrakt z Grizzlies do końca rozgrywek. Zagrał w 17 meczach sezonu regularnego, 6 w play-offach. Potem strony sobie podziękowały. Warto było spróbować, nikt na tym nie stracił a zyskać mogli wszyscy.
– Są prawdziwe a my dostajemy raporty z ich przebiegu. Oczywiście nie jest tak, że wszystko o czym czytamy przed trade-deadlne (i nie tylko wtedy) to misterna gra określonych ośrodków kreujących nasze opinie. Wiele rozmów toczy się w bardziej lub mniej jawny sposób a my kibice i dziennikarze dostajemy w miarę pełny obraz sytuacji. Niektóre z nich potwierdzają się później w rzeczywistości a inne zgodnie z oczekiwaniami umierają śmiercią naturalną.
Pamiętać musimy jednak o pewnym niezaprzeczalnym fakcie. Mamy ok. 450 zawodników w 30 klubach NBA. Jest naprawdę wąska grupa graczy, którzy mogą powiedzieć o sobie że są "nie do ruszenia". Zdecydowana większość może być brana pod uwagę przy propozycjach wymian i tak właśnie jest. Uwierzcie, że telefony wszystkich menadżerów są teraz gorące – oczywiście jedne bardziej gorące niż drugie ale luźne zapytania wysyłane są cały czas w różnych konfiguracjach. I są to prawdziwe rozmowy a nie jakieś bajki. Jaki % z nich dociera do nas? No właśnie…
Niemal dokładnie dwa lata temu Deron Williams został sprzedany do New Jersey Nets. Był to najlepszy przykład na to, że o plotkach transferowych wiemy tyle, ile ktoś chce nam o nich powiedzieć. Do czasu wymiany temat odejścia Williamsa z Utah nie istniał.
Będąc w Londynie miałem okazję porozmawiać o tym z ludźmi blisko związanymi zarówno z Knicks jak i Pistons. Schematy są właśnie takie, o jakich napisałem wyżej. Temat został nawet w żartobliwy sposób poruszony przez Davida Sterna. Jakiś dziennikarz z Sacramento zapytał coś o Kings. Zaczął słowami "Mówi się, że…". Stern mu przerwał i z uśmiechem zapytał: "Mówi się, czy wy sami o tym mówcie i piszecie?" – to jest właśnie to.
Wracając do D-Willa to mam z jego udziałem jeszcze jeden przykład. Gdy pracowałem dla eurobasket.com, poznałem wielu agentów, kilku z nich naprawdę z wysokiej półki. W życiu jest często tak, że jeśli jesteś dla ludzi dobry, to ta dobroć prędzej czy później do ciebie wróci (w drugą stronę to też działa – w sensie bycia złym). Robiłem pewne rzeczy dla pewnego agenta. Rzeczy żmudne i mało ciekawe on to wiedział i pewnego razu odwdzięczył się. Deron Williams negocjował w Europie a ja jako jeden z pierwszych wiedziałem, że podpisze kontrakt z Besiktasem. To było miłe z jego strony. Dobry uczynek za dobry uczynek… a przy okazji kolejny przykład. Informacja jest w dzisiejszych czasach produktem, który kosztuje i ma wymierną wartość. On chce mi powiedzieć o czymś bo wie, że dzięki temu ja zyskuje w oczach tych, którzy mnie czytają on zyskuje w moich jako wiarygodne źródło. Może kiedyś napiszę coś dobrego o którymś z jego klientów – i nie będzie to naciąganie faktów.
Do trade-deadline już tylko 4 dni. Piszę o tym, żebyście wiedzieli, żebyście nie łykali wszystkiego jak pelikany. Każdego roku jest tak samo więc myślę, że warto zapoznać się z mechanizmami działania tego zjawiska. Nie, ja też nie posiadłem ostatecznej zdolności oddzielania ziaren od plew ale myślę, że dzięki temu co wiem jestem bardziej wrażliwy na te tematy…