Końcówka półfinałowego meczu Turcja – Serbia. Ömer Aşık wchodzi pod kosz i zostaje sfaulowany przez Milosa Teodosica. Nie wiedzieć czemu znany z fatalnej skuteczności na linii Asik pada i łapie się za twarz, na zegarze minuta i 18 sekund. Zmiana.Dušan Ivković, coach Serbów rozkłada ręce i uśmiecha się z niedowierzaniem bo wie co jest grane. Sędziowie pozwalają na zmianę kontuzjowanego gracza. Na linii staje Ender Arslan i trafia 1 z 2 rzutów wolnych – 79:77 dla Turcji. Zaryzykuję tezę, że Asik zrobił to celowo. O ile był jakiś kontakt z jego twarzą to nie taki, żeby nie był w stanie rzucać, tym bardziej że po końcowym gwizdku był pierwszym, który ruszył fetować zwycięstwo – już zregenerowany. Sprytnie wykalkulował, że drużyna przez minutę bardziej niż jego obecności pod koszem potrzebuje cennych punktów. Jak się okazało owy punkt w ogólnym rozrachunku był na wagę wielkiego Finału. Oczywiście nie chcę niczego zabierać Turcji bo do tej pory grali ciekawą i solidną koszykówkę ale tego typu akcje po prostu mi się nie podobają. Serbia miała w tym meczu jeszcze później swoje szanse i nawet dwa razy obejmowała prowadzenie ale w kluczowej dla wyniku akcji zaspała ich obrona i łatwe punkty klasycznym kelnerem zdobył Tunceri.
A zetem jutro Finał, którego turecka cześć kibiców oczekiwała. Chcieliście to macie… Hamburgery kontra Kebaby. Turkoglu i partnerzy kontra Kevin Durant czyli człowiek z misją…