Jak co roku, podejmuję się próby uporządkowania drużynowego układu sił w NBA. Zaczynam od Konferencji Wschodniej. Kto wejdzie do play-offs, kto skończy jako ekipa loteryjna, no i oczywiście, kto zarezerwuje sobie prawo gry w turnieju play-in? Serdecznie zapraszam do dyskutowania i zamieszczania własnych rankingów. U mnie wygląda to tak:
1. Philadelphia 76ers. Joel Embiid nigdy nie miał wokół siebie tak dobrej, tak głębokiej, tak dobrze dopasowanej drużyny. Może jedynie ta z Jimmy’m Butlerem i JJ Redickiem była porównywalna jeśli chodzi o talent, ale biorąc pod uwagę fakt, że dopasowanie Embiida i Simmonsa blokowało (przez lata) ich obu, to tę obecną ekipę trzeba uznać za lepszą. Być może daję się nabierać na stare sztuczki, ale naprawdę wierzę, że James Harden pokaże nam jedną z lepszych wersji samego siebie. Pewnie już nie taką na 30 punktów i 10 asyst z Rockets, pewnie już nie w najlepszej piątce All-NBA, ale nie widzę niczego szalonego w tym, żeby myśleć, że nadal jest w stanie być All-Starem, może nawet w All-NBA 3rd Team. Pick and roll Embiid-Harden niemal z miejsca był zabójczy, a przecież Harden nigdy w swojej karierze nie grał z tak utalentowanym centrem. Po tych kilku miesiącach grania razem, po obozie przygotowawczym, ich współpraca będzie jeszcze lepsza. Po prostu będzie. Przyjście PJ Tuckera doda temu składowi trochę twardości (fizycznej i mentalnej), doświadczenia, obrony na obwodzie, trójek z rogów.
Nie wiem czy już to zrobił, czy w ogóle to zrobi, ale ja na miejscu Matisse’a Thybulle’a traktowałbym Tuckera jako siebie samego z przyszłości i jeśli by mi pozwolił, to wskoczyłbym pod jego skrzydła. O 12 lat młodszy Thybulle tak właśnie powinien modelować swoją karierę. Trójki i obrona. Obrona i trójki. Zapomnij o czymkolwiek innym!
Mały duży ruch, to sprawdzenie z Memphis De’Anthony’ego Meltona. 24-latek przyda się na obu końcach parkietu. 21-letni Tyrese Maxey wszedł w tamtym roku na pułap 17.5 punktu z ledwie 8 w debiutanckim sezonie. Jeśli w jego grze jest kolejny poziom do odblokowania, niekoniecznie musi być to skok aż o +9 punktów na mecz, siła ognia 76ers będzie imponująca. Ale jeśli zostanie na tych 17-19 punktach, to też będzie dobrze.
Montrezl Harrell ma sporo ograniczeń w swojej grze, ale na tym etapie kariery jest o niebo lepszy od DeAndre Jordana i Dwighta Howarda, gdy ci byli zmiennikami Embiida.
A gdzieś tam w zaciszu obiektów treningowych Sixers siedzi sobie w swoim biurze Daryl Morey i już główkuje jak ulepszyć tę drużynę. Sixers mają kilka kontraktów, które będzie można złożyć w fajną paczkę i wysłać do któregoś z „tankowców” w zamian za jeszcze więcej talentu i doświadczenia.
2. Milwaukee Bucks. Niemal wzorowo prowadzona organizacja z prawdopodobnie najlepszym zawodnikiem obecnie w NBA. Nie chciałbym nadużywać argumentu o zdrowiu, bo tego można użyć przy każdej innej drużynie. Ale jak wziąć pod lupę Bucks, to tam, poza zdrowiem właśnie, nie ma żadnych znaków zapytania, czy ognisk zapalnych do potencjalnych problemów w trakcie rozgrywek. Bucksom, którzy chcą odzyskać mistrzowski tytuł, może jedynie się trochę nie chcieć przechodzić przez 82 mecze do play-offów. I tyle jeśli chodzi o zmartwienia. Coach Bud i jego sztab będą trochę kombinować z rotacjami, ze schematami gry w obronie i ataku. Jak mało kto w lidze, Bucks mają grupę może nawet 13 zawodników, którymi można regularnie grać. W skali ogólnie ekipa z Milwaukee, to imponująco działająca maszyna. A najlepsze, lub najbardziej przerażające z perspektywy rywali jest to, że gdy czasem nie idzie, bo czasem nie idzie nawet najlepszym, to Bucks mogą najzwyczajniej w świecie zrobić miejsce Giannisowi, by ten operował. Lider Bucks jest gwarantem, że ta ekipa, jak bardzo by jej się nudziło w rundzie zasadniczej, to poniżej pewnego poziomu nie spadnie.
3. Boston Celtics. Sprawa z Ime Udoką strzeliła w koszykarski świat jak grom z jasnego nieba. Udoka był znakomity w ubiegłym sezonie, szczególnie w jego dalszej części. Myślę sobie, że nie ma możliwości, żeby to nie miało jakiegoś wpływu na drużynę. Ale potem też przypominam sobie najbardziej podstawową z prawd w zawodowym sporcie – coach wygląda tak dobrze, jak dobrzy są jego gracze. Czy Steve Kerr wyglądałby równie dobrze w Knicks, których ostatecznie nie wybrał dla Warriors? Czy Phil Jackson zbudowałby swoją legendę, gdyby nie miał do dyspozycji Jordana i Pippena, a później Shaq’a i Kobe’ego? Udoka wyglądał dobrze, bo Tatum, Brown, Smart, Horford i inni grali koncertową koszykówkę. To nigdzie nie wyparuje. Ta drużyna nadal będzie dobra, nadal ma szanse na mistrzowski tytuł. Z Brogdonem w składzie, Celtics mają jeszcze głębszą rotację. Napisawszy to, myślę jednak, że nieobecność Roberta Williamsa będzie dla nich odczuwalne.
4. Brooklyn Nets. Zdaję sobie sprawę z tego, że w tej drużynie jest więcej znaków zapytania, niż zdań twierdzących. Starzejący się KD, Kyrie, któremu tak po prostu może nie chcieć się grać, nie do końca zdrowy i nie do końca pewny Simmons. Wracający po operacjach Joe Harris i Seth Curry. Zresztą przecież i Simmons wraca po operacji kręgosłupa. Ja,może naiwnie, patrzę na sportowy potencjał tej drużyny. A ten jest imponujący. Simmons był w All-NBA, All-Star i najlepszej piątce defensorów ledwie dwa lata temu (!). Wiem, że na standardy NBA, to jest wieczność. Ale jeśli zdrowotnie wróci do sprawności, to ogrom ofensywnego talentu Nets pozwoli mu zamaskować własne mankamenty. A z drugiej strony, jego defensywa będzie czymś esencjonalnie ważnym dla tego składu.
Liczę, że Kyrie zagra mocny sezon. Latem przetestował rynek, i wyszło mu, że w tym momencie mało kto go chce. Spodziewam się więc, że w roku kontraktowym zobaczymy u niego więcej koszykówki, mniej filozofowania.
No i na koniec KD. Trochę się obawiam czy przypadkiem ostatnie play-offy z Celtics nie były żywym przykładem na to, że dziadek czas dopadł i jego. Ale potem zestawiam ze sobą dwie rzeczy. Po pierwsze Celtics grali elitarnie wyjątkową obronę. Po drugie liczby Duranta w tej serii wcale nie były takie złe.
Jak widać mam wiele obaw przy tej drużynie. Zupełnie odwrotnie, niż przy choćby Bucks. No cóż, albo się bardzo pomylę, albo będę miał tak zwanego nosa. Tam jest parę scenariuszy na katastrofę, ale jest też kilka na całkiem mocny i ciekawy sezon. Pożyjemy, zobaczymy.
5. Cleveland Cavaliers. Stosunkowo niewielkim kosztem Cavs dodali sobie na obwód All-Stara ocierającego się o All-NBA. Cena (w ludziach w zamian) była za niego stosunkowo niska. Kogoś takiego nie mieli rok temu, a bardzo potrzebowali. To musi coś znaczyć. Podoba mi się ten skład. Dwóch znakomitych wysokich w osobach Allena i Mobleya oraz dwóch obwodowych w osobach Garlanda i Mitchella. Dosłownie i w przenośni trochę brakuje łącznika między tymi formacjami. Tutaj swoją obecność będą musieli zaznaczyć Okoro i Osman, a czasem także i LeVert. Spodziewam się jakościowego skoku w grze Evana Mobleya. Między innymi stąd tak wysokie miejsce Cavs w tabli Wschodu. W debiutanckim sezonie był znakomity w obronie, co rzadko zdarza się u pierwszoroczniaków. Teraz, siłą rzeczy, z rocznym doświadczeniem za pasem, będzie jeszcze lepiej. Jeśli do tego dojdzie atak, a są głosy z obozu Cleveland, że tak będzie, to ten gracz ma szansę być kimś wyjątkowym w NBA na długie lata, a jego Cavs mogą być naprawdę dobrzy.
6. Toronto Raptors. Raptors są jak Bucks, oczywiście minus Giannis. Są pookładani na obu końcach parkietu, mają szeroką rotację kompetentnych zawodników. No właśnie, Giannis. Raps nie mają kogoś takiego, kto czasem, gdy rywal czyta wszystko, co chowasz w rękawie, siłą, po chamsku dostałby się pod kosz, na linię, z lekkością zdobył punkty. Jeśli mam jakieś obawy przy tej ekipie, to jest nią zdobywanie punktów. Tu nadal brakuje mi gracza, który robiłby to z relatywną łatwością. Siakam, gdy ma dzień, wygląda jakby pływał obok rywali. Ale tak na co dzień, punktowanie przychodzi Raps często w bólach. Ale nadal ta drużyna będzie mieć swoją tożsamość w defensywie. To tu wszystko się będzie zaczynać. Raps mają rotację (przynajmniej) 10 graczy na poziomie NBA, w których jeden jest na poziomie All-NBA, jeden na poziomie All-Star oraz dwóch kolejnych, którzy pretendują do tego poziomu. Ta organizacja ma mocne fundamenty, doskonały coaching i tonę potencjału, żeby być wysoko na Wschodzie.
7. Miami Heat. Dlaczego tak nisko? Wątpię, żeby 33-letni Jimmy Butler grał na 100% przez cały sezon. Po pierwsze, fizycznie, tak się nie da. Po drugie trudno o odpowiedni poziom motywacji na mecze gdzieś w Indianie czy Orlando w połowie grudnia. Po trzecie w niczyim interesie nie jest, żeby zabijał się o zagranie w jak największej liczbie meczów. Ten sam opis można by przyłożyć do (o trzy lata starszego) Kyle’a Lowry’ego. Heat będą zawsze przygotowani i zawsze groźni, ale nie zawsze będą kłaść na szali wszystkiego, co mają. Ekipa z Miami nie poczyniła latem żadnych wzmocnień, a rywale ponad nimi tak. Być może się mylę, ale moim zdaniem Heat mają zbyt krótką rotację, żeby bezproblemowo przejść przez cały sezon. Play-offy, to inna historia. Tam dwa razy się zastanowię, zanim postawię przeciwko Heat. W rundzie zasadniczej może brakować im młodych, zdrowych, wybieganych nóg, żeby nadążyć za tymi wszystkimi Morantami, Edwardami i innymi Zionami.
8. Atlanta Hawks. Dlaczego tak nisko? Trochę jak przy Nets. Mam wiele znaków zapytania przy tym składzie. Raczej nie obawiam się o współpracę duetu Young-Murray. Jeden jest wybitnym strzelcem, drugi wybitnym obrońcą. Obaj mogą korzystać ze swojego, różnego, stylu gry. O co się obawiam? Głównie o to, że jest to dość krótka rotacja, w której zbyt wiele zależeć będzie od trójki graczy. Jak patrzę na ten skład, to nie zdziwi mnie jeśli wygrają koło 50 meczów i zajmą któreś z miejsce w top 4-5 na Wschodzie. Ale też w ogóle nie zdziwiłoby mnie, gdyby ledwo przebili się przez próg 40 wygranych i skończyli rozgrywki w play-in. I ostatecznie właśnie tu ich umiejscawiam. Bardzo ważne będzie, jak po wakacjach wyglądać będzie John Collins, jak wpasuje się jako trzecie ofensywnie skrzypce w rotacji coacha McMillana. Jeśli otrze się o poziom All-Star, nie koniecznie łapiąc się do meczowej dwunastki na Mecz Gwiazd, to Hawks mogą być dobrzy. Widziałem go na żywo w Abu Zabi i tam wyglądał bardzo dobrze. Na treningu oraz w starciach z Bucks zrobił kilka rzeczy, których nie widziałem u niego w przeszłości.
9. Chicago Bulls. Bardzo minimalnie, ale powyżej. Po silnym starcie tamtego sezonu, Bulls zaliczyli mocny zjazd. W dużej mierze przez kontuzje. No właśnie. Lonzo Ball nawet nie jest jeszcze w stanie w pełni zgiąć nogi w swoim już dwukrotnie operowanym kolanie. Ale Bulls mieli wiele miesięcy, żeby się na to przygotować. DeRozan być może nie zagra drugi raz sezonu na 28/5/5, ale jestem przekonany, że dużo poniżej swojego normalnego poziomu nie zejdzie. Jest tytanem ciężkiej pracy, a takim ludziom nie zdarzają nagłe spadki formy. O niego jestem spokojny. Byki nie mają mistrzowskiego składu. Bardzo dużo musi pójść po ich myśli, żeby weszli do play-offów, ale przecież LaVine, Vucevic, Dragic to dobrzy i doświadczeni gracze. Znów zdrowy jest Caruso, z ławki przydatny będzie Drummond. Czynnikiem X będzie tu (spodziewany) skok w jakości gry Patricka Williamsa. To mimo wszystko nie jest głupi skład.
10. New York Knicks. To miejsce Knicks uzasadniam sobie na trzy sposoby. Po pierwsze, przynajmniej wstępnie, nie zakładamy, że będą tankować. A to już stawia ich ponad Pacers, Hornets oraz najprawdopodobniej także i Pistons i Magic. Po drugie, tak po prostu, mają całkiem niegłupi skład, który bez Jalena Brunsona wygrał 37 meczów i zajął jedenaste miejsce na Wschodzie w tamtym sezonie. Tu przechodzimy do punktu trzeciego – Jalen Brunson. To nie jest zawodnik, na którego plecach pobijesz się o tytuł. Nie jest też zawodnikiem, z którym na pewno wejdziesz do play-offów. Ale z całą pewnością jest to gracz na tyle dobry, żeby był wzmocnieniem dla drużyny, która mimo licznych problemów nie była tragiczna przed rokiem. Poza tym myślę, że Randle zagra lepszy sezon, niż ten poprzedni. A RJ Barrett zaliczy dalszy progres w swojej grze.
11. Washington Wizards. Nie dam się pokroić za ten typ. W sumie za żaden się nie dam, ale za ten (i parę innych) szczególnie. Nie czuję tego składu, nie mogę rozgryźć intencji tej organizacji. Wyjściowo myślę, że świeżo podpisany Bradley Beal i zdrowy (na razie) Kristaps Porzingis, to dobra baza pod to, żeby spróbować być dobrym. Nie wyobrażam sobie, żeby organizacja, która dała swojemu liderowi umowę za ćwierć miliarda dolarów, chciała tankować już w pierwszym roku jej trwania. Tam jest trochę talentu, trochę doświadczenia. Wizards mają dwunasty budżet w skali ligi na ten sezon. Klasyczna ekipa, która jest za dobra i za droga, żeby z czystym sumieniem zatankować, ale też za słaba, żeby spokojnie myśleć o play-offach. Kluczowe będzie tu pierwsze 30-40 meczów. Jeśli będzie dobrze, to będzie dobrze. Jeśli nie, to ktoś może tam zdecydować o odłączeniu tlenu. Wizz mogą spokojnie wylądować na wyższym, a co za tym idzie play-inowym, miejscu. Jak dla mnie, to będzie pojedynek między nimi Knicks, i Bulls. Trzy drużyny powalczą o dwa ostatnie miejsca dające prawo gry w play-in.
12. Orlando Magic. Jestem bardzo ciekaw czy w trakcie sezonu ktoś w klubie nie powie „hej, a może walić ten draft i iść na całość?” Na co ktoś z drugiej strony klubowej stołówki odpowie „Sławek, poniosło Cię”. To znaczy nie wiem czy to zrobi, ale powinien to zrobić. Bo tak czysto sportowo, to tegoroczny skład Magic nie jest lepszy od ośmiu drużyn na Wschodzie, jest na pewno lepszy od trzech, a pobić się jak równy z równym może z kolejnymi trzema ekipami. Prosta matematyka sugerowałaby zatem, że dziesiątka jest w ich zasięgu. Oczywiście na papierze. Poza nim, tym papierem, w realnym świecie, jest tam wiele zmiennych, by móc realnie ocenić jak ten sezon może wyglądać w ich wykonaniu. Pomijając zdrowie (lub jego brak) w Orlando i u rywali, tankowanie jest czymś, co skrzywia moje postrzeganie ekip typu Magic. Paolo Banchero, Franz Wagner, Jalen Suggs, Wendell Carter Jr., Cole Anthony. Jest trochę talentu w tej szatni. Ale wydaje mi się, że na „górze” jest też trochę rozsądku i długofalowej wizji na budowanie tej ekipy. To jeszcze nie ten rok.
13. Detroit Pistons. Mają całkiem ciekawą mieszankę młodości z doświadczeniem, ale nierozsądnym byłoby dla nich wyciskać z tego składu 100% możliwości już w tym sezonie. Nie, gdy nagroda za wylosowanie „jedynki” lub „dwójki” przyszłorocznego draftu jest tak wielka (dosłownie i w przenośni). Bojan Bogdanovic jest w Detroit w „trampolinowej” sytuacji. Pogra, będzie dobrze wyglądał, a gdy przyjdzie czas, Pistons oddadzą go do play-offowej drużyny za rzeczy, które ich interesują, czyli wybory w drafcie opakowane w schodzące umowy. Bardzo zdziwię się jeśli Chorwat zakończy sezon w Motown. Spodziewam się jakościowego skoku w grze Cade’a Cunninghama, oraz dobrego debiutu w lidze od Jadena Iveya. Spodziewam się też, że Pistons zaskoczą nie jednego faworyta i ogólnie będą grać poprawną koszykówkę. Ale nie spodziewam się, żeby realnie powalczyli o play-in.
14. Charlotte Hornets. Tutaj nie ma za bardzo o czym pisać. Szerszeniom będzie mocno brakować talentu, żeby wygrywać mecze. Im szybciej to zrozumieją, tym lepiej dla tej organizacji. Gordon Hayward nie przekroczył progu 50 rozegranych meczów w dwóch ostatnich sezonach. 28-letni Terry Rozier jest w tej chwili najlepszym graczem tej drużyny. Dla Charlotte najlepiej byłoby pograć nim miesiąc lub dwa, podbić jego wartość, a potem dobrze sprzedać. Nie widzę scenariuszy na to, żeby ta drużyna była w stanie pobić się o play-in. Gdy dotrze to do Michaela Jordana, właściciela Hornets, decyzja o zatankowaniu, powinna być czymś naturalnym.
15. Indiana Pacers. Indiana Pacers, to organizacje, której niemal punktem honoru zawsze było nie tankowanie. Ekipa z małego rynku, jak na standardy NBA, ale za to z bardzo koszykarskiego regionu, od sezonu 1989-1990 tylko raz nie przekroczyła progu 30 wygranych. Ten jeden raz miał miejsce w ubiegłym sezonie (25:57). W tym będzie podobnie. Dla ich własnego dobra. Wolni agenci nie przychodzą z własnej woli do takich miast jak Indianapolis. Zatem, chcąc nie chcąc, trzeba się budować poprzez drafty. Kiedy, jeśli nie teraz, w sezonie, po którym nagrodą w drafcie mogą być Victor Wembanyama lub Scoot Henderson? Dodatkowo, pomijając już samą decyzję o nie wygrywaniu w tym sezonie, Pacers mają zbyt wątłą rotację, żeby wygrać więcej, niż 20-25 meczów.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.
1. Bucks
2. C’s
3. Cavs
4. Sixers
5. Hawks
6. Raptors
7. Bulls
8. Nets
9. Heat
10. Knicks
11. Wizards
12. Pistons
13. Hornets
14. Pacers
15. Magic