Na horyzoncie pojawił się bardzo ciekawy projekt, który ma ujrzeć światło dzienne latem przyszłego roku.
Champions League czyli Liga Mistrzów ma być substytutem NBA w czasie wakacji.
16 drużyn ma zagrać po 30 meczów w lipcu i sierpniu. Do tego liga przewiduje charytatywne eventy. Już potwierdzono, że takie miasta jak Nowy York, Boston, Philadelphia, Washington, Miami, Orlando, Atlanta oraz Cleveland będą mieć swoje drużyny w tejże lidze.
Nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów odnośnie struktury ligi, rozgrywek, organizacji, sponsorów, hal ale wiemy, że w założeniu ma to być nie tylko ciekawy, koszykarski przerywnik gdy NBA nie pracuje, ale ma to być także tani (co wcale nie oznacza słaby) przerywnik, na który będą mogły pozwolić sobie całe rodziny.
Podobno swoją chęć gry w Lidze Mistrzów potwierdziło bardzo wielu byłych ligowców. Na czele listy są Rasheed Wallace, Brandon Roy, Al Harrington, Rip Hamilton, Josh Howard i Keyon Dooling.
Podstawowy kontrakt dla zawodnika Ligi Mistrzów ma wynosić $200000 za sezon (80-90 dni pracy, na które składać się będą mecze ligowe oraz charytatywne imprezy). Wygranie dywizji oraz dobre występy w turnieju mistrzowskim będą oznaczać dodatkowe profity.
Organizatorzy przewidują, że liga liczyć będzie około 250 zawodników, z których trzon mają stanowić byli zawodnicy NBA, którzy zawiesili buty na kołku maksymalnie trzy lata wstecz.
Okres wakacyjny oraz stosunkowo krótkie i dość jasno spisane kontrakty mają w założeniu być magnesem również dla czynnych graczy.
Statystyki pokazują, że przeciętny zawodnik NBA już po 5 latach od zakończenia kariery, delikatnie mówiąc, zaczyna widzieć dno swojego portfela. Z tego powodu Liga Mistrzów może być strzałem w dziesiątkę.
Keyon Dooling, który w ciągu 13 lat zagrał dla siedmiu klubów NBA (karierę skończył w sezonie 2012-13) przekonuje z kolei, że byłym ligowcom po prostu brakuje rywalizacji, pełnych hal, atmosfery szatni, wspólnego jadania w restauracjach czyli słowem życia zawodowego koszykarza.
