„Trey! Trey!” – wydobyłem z siebie, ni to krzycząc, no to szepcąc. To był taki cichy krzyk, żeby nie powiedzieć Krzyk Ciszy, albo głośny szept. Nie wiem czemu, bo przecież nie robiłem niczego złego. A może?
To była końcówka zajęć Junior NBA, w których wzięło udział kilku zawodników Knicks. W trakcie trwania treningu zorientowałem się, że Trey Burke jest niewiele wyższy od trenujących dzieci, i fajnie byłoby mieć jego koszulkę. Jakby się dało. Czekałem, aż skończą ćwiczyć. Nie chciałem przeszkadzać ani jemu, ani trenującym dzieciom.
„Cześć Trey! Zastanawiałem się czy mógłbyś dać mi swoją treningową koszulkę. Byłoby mi bardzo miło. Jesteśmy mniej więcej podobnego wzrostu, więc pasowałaby idealnie.” – powiedziałem, gdy schodzący z parkietu Trey zareagował na moje wołanie.
„Ale ja nie jestem Trey. Trey siedzi tam ławce.” – powiedział grzecznie i spokojnie, jednocześnie zbliżając się do mnie dosłownie na centymetry, jakby wyjawiał mi jakiś sekret. To był Damyean Dotson. No właśnie, Damyean Dotson, nie Trey Burke. Zawiesiłem się na kilka sekund, choć w mojej głowie tych kilka sekund to była wieczność. No ładnie k…a, znafco NBA, psia mać. Co za wstyd – pomyślałem. Ale nic to. Koszulka! Daj!
„Naprawdę!? Wybacz!…a czy mimo wszystko, mógłbyś dać mi swoją koszulkę?” – nie dawałem za wygraną.
„Czekaj, zapytam czy mogę.” – odpowiedział Burke Dotson. W tym momencie, obok nas, pojawiła się jakaś pani w płaszczu. W płaszczu, bo na zewnątrz lekko padało. No wiesz, Londyn.
„Niestety, Damyean nie może dać Ci koszulki. Będzie mu potrzeba na jutro.” – powiedziała tajemnicza kobieta. Tajemnicza, bo nie miała na sobie nic, co wskazywałoby, że ma coś wspólnego z Knicks, z NBA czy ogólnie z tym wydarzeniem. No, ale trudno. Może to była cena, jaką musiałem zapłacić za pomylenie Burke’a z Dotsonem. Burke’a, burka. Burka? Burka! Moja prababcia miała takie powiedzonko – a jednemu psu burek? gdy ktoś, gdzieś mylił kogoś z kimś innym. No właśnie.
Trey, ten właściwy Trey Burke, faktycznie siedział na ławce. Zmieniał buty na wyjściowe. Nie takie do klubu, tylko takie z boiska na ulicę. Koszulkę cały czas miał na sobie, a ja cały czas miałem chęć ją dostać. Wstał. Ruszył. Podszedłem.
„Trey! Trey! Zastanawiałem się czy mógłbyś dać mi swoją treningową koszulkę. Byłoby mi bardzo miło. Jesteśmy mniej więcej podobnego wzrostu, więc pasowałaby idealnie.” – wypowiedziałem swoje magiczne zaklęcie, albo inaczej – wyprowadziłem badawczy cios lewą, a w zanadrzu już miałem gotową prawą. No wiesz, na wypadek pani w płaszczu, lub gdyby jednak Trey, to znów nie był Trey. Ale obyło się bez walki.
„Ależ oczywiście. Proszę bardzo, stary.” – powiedział uśmiechnięty Trey Burke i zdjął swój treningowy trykot. To był Trey Burke! To była jego koszulka, która właśnie stawała się moją koszulką od Trey’a Burke’a. Byłem w delikatnym szoku. Nie, że dostałem koszulkę od Burke’a, ale że w ogóle dostałem koszulkę NBA. Bo z tego co wiem, to zawodnicy są uczulani na to, żeby nie rozdawać elementów swoich strojów. Filozofia jest prosta – podoba Ci się, to sobie kup. Widocznie Trey o tym nie wiedział, lub miał to gdzieś. Dał koszulkę, uścisnął dłoń i udał się w stronę wyjścia.
Jeśli chodzi o sam event Junior NBA, to jest taka moja leśna baza, o której nikt nie wie. Więc im nie mów! Zajęcia są otwarte dla mediów, ale jak widać na poniższym filmie, jest ich dosłownie garstka. I tak jest każdego roku. I dobrze dla mnie. Luźno, kameralnie. Można spokojnie do kogoś podejść, pogadać. Co do treningu. Podstawy gry w koszykówkę, bez fajerwerków. Myślisz NBA i do głowy przychodzi Ci budowa rakiet i lot w kosmos. Nie. Solidne, bardzo solidne podstawy koszykówki, ABC tego sportu, przekazywane przez prawdziwych graczy NBA oraz profesjonalnych trenerów. Widziałem to już dziesiątki razy, ale za każdym tak samo mi to imponuje – to podejście, ta mowa ciała zawodników NBA. Oni są w tych zajęciach na 100%! Dopingują, uczą, doradzają. Nie rozglądają się po sali, nie patrzą na zegarki, nie ziewają. Są w tym na poważnie. I to trzeba szanować!
Spree też w tym był! Zaangażowany, uśmiechnięty, ale wywiadów udzielać nie chciał.