Amar’e znów w Phoenix

Tegoroczny początek września w hali US Airways Center w Phoenix w niczym nie różni się od tych z  ostatnich ośmiu lat. Amar’e Stoudemire korzystał z siłowni, grał mini-mecze z koszykarzami Suns a po serii rygorystycznych ćwiczeń indywidualnych zlany potem jako ostatni opuszczał halę. I mimo, że miał nawet na sobie spodenki "Suns" to różnica w porównaniu z poprzednimi latami jest znacząca – nie jest już graczem Phoenix.

Teraz jako silny skrzydłowy New York Kincks "STAT" postanowił odwiedzić Arizonę. Wizyty w obcych halach i wspólne, nieoficjalne wewnętrzne gierki są dosyć popularnym zjawiskiem wśród koszykarzy NBA i pomagają im utrzymać przez wakacje ciała w odpowiedniej formie.
2 miesiące po związaniu się 5-letnią umową z Knicks (za $99.7 mln) Amar’e, który osiem lat swojej dotychczasowej kariery spędził w Arizonie, pierwszy raz w życiu pojawił się tu jako gość. Jak sam mówi zaczął w życiu nowy etap i nie ma żalu do nikogo z organizacji Suns.
 Robert Sarver, właściciel "Słońc" oferował mu pięcioletnią umowę za  $96.6 mln, przy czym gwarantował  tylko $56 mln z tej sumy.  Stoudemire odmówił.
Kością niezgody okazał się być zapis dotyczący pułapu minut gry w trzecim i czwartym roku trwania umowy.  Według niego by ubiegać się o 100% wypłaty Amar’e musiałby zagrać przynajmniej 2200 minut w każdym z tych sezonów (czyli 26.8 minuty na mecz przy założeniu, że zagrałby w każdym z 82 meczów).

"Z punktu widzenia Roberta to była uczciwa propozycja. Rozumiem jego obawy dotyczące mojego zdrowia i nie mam o to żalu. Ale z mojego punktu widzenia, mojego zabezpieczenia przyszłości oraz tego ile zostawiam na parkiecie, to nie było to czego szukałem. Mnie interesował nie futbolowy kontrakt (gdzie cześć pieniędzy nie jest gwarantowana) tylko kontrakt NBA. I taki w końcu otrzymałem. Nadal jednak rozmawiam i przyjaźnię się z Robertem." – powiedział Amar’e, który ostro trenuje tego lata bo wie, że na min właśnie będzie spoczywać rola lidera w Nowym Jorku. Rola, której jeszcze nigdy nie pełnił.
"Możemy być dobrzy a ja muszę dawać przykład. Żeby być wielkim liderem trzeba najpierw uczyć się od klasowego lidera. Ja miałem szczęście uczyć się od Seve’a Nasha, Granta Hilla, Shaq’a i Penny’ego. Teraz ja postaram się prowadzić kolegów do sukcesów." – oświadczył.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.