Basket to tu, to tam… by my Fans

Od kiedy zacząłem wrzucać wpisy z wypraw pod wspólną nazwą "Basket to tu, to tam…" dostaję sporo maili z pytaniami o Azję. Jak lecieć, kiedy, gdzie, na co uważać, co warto zobaczyć itp. Miło mi, że poza tematami czysto koszykarskimi ludzie liczą się z moim zdaniem także w dziedzinie podróżowania, które obok basketu jest moją drugą pasją.
Los tak chciał a może sprawił to przypadek, że na początku marca napisał do mnie regularny odwiedzający mojego bloga z pytaniem o Azję (prosi mnie o anonimowość więc od tej chwili nazywajmy go "Tracy"). Od maila, do maila, od słowa do słowa zacząłem wyczuwać, że chyba w porządku z niego gość. Tuż przed jego wyjazdem udało nam się spotkać na żywo. Przeczucie mnie nie myliło. Tracy to naprawdę swój chłop. Widzieliśmy się pierwszy raz w życiu a rozmowa "szła" jakbyśmy znali się bardzo dobrze od ładnych paru lat. Wiesz jak to jest, kiedy poznajesz kogoś i raz na jakiś czas dopada was niezręczna cisza. Podczas naszego spotkania cisza była jedynym stanem, jakiego zabrakło. Pogadaliśmy o NBA, o Azji, o życiu, o kobietach, o kontuzjach, treningach i innych ciekawych dla nas rzeczach. Tracy obiecał, że po powrocie z Azji (o ile wróci cały) podeśle mi jakieś fotki do cyklu "Basket to tu, to tam". Kamień spadł mi z serca kiedy napisał do mnie dziś rano. Napisał – znaczy, że żyje. Napisał i dołączył poniższe zdjęcia. Mówi, że napstrykał ponad 1600 zdjęć i w to akurat wierzę bo w Azji obiektów do fotografowania jest pełno niemal na każdym kroku. Wybrał kilka do mojego działu. Oto one:
Wszystkie zrobione w Chiang Mai (północna Tajlandia).


Baketball Never Stops – nawet jak ktoś ci zaparkuje in the paint.



Tajski Gatorade – na ostro?


Patrzcie dziewczyny – tak się rzuca. Mówcie mi Ray.

Na zaginionym
boisku – wreszcie dominuję warunkami fizycznymi.

A skoro znów jesteśmy w temacie "Basket to tu, to tam"…
Tak to się zaczęło: Po raz
pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci oraz czwarty. Oraz takie tam
spostrzeżenia-sprawozdania z czasów kiedy Jeremy Lin śnił na jawie a ja
razem z nim na kontynencie jego przodków.

No i na koniec moje filmowe dzieło ostatniej wyprawy i jej zbiorcze podsumowanie z linkami. Enjoy once again!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.