Złe wieści dla fanów Filadelfii 76ers. Ben Simmons przejdzie artroskopową operację lewego kolana. Istnieje duże ryzyko, że straci resztę sezonu w „bańce.”
Do urazu doszło podczas środowego meczu przeciwko Wizards. Podczas niegroźnie wyglądającej sytuacji, Simmons wyskoczył do zbiórki, następnie wykozłował piłkę na obwód, po czym chwilę później opuścił parkiet z grymasem na twarzy. Podczas tej sekwencji doszło do podwichnięcia rzepki. Oznacza to, że rzepka w nienaturalny sposób na moment zmieniła swoje położenie, a następnie wróciła na miejsce.
Operacja dotyczyć będzie oczyszczenia stawu z luźnych, drobnych odprysków kości i/lub chrząstki, co zwykle ma miejsce przy tego typu kontuzjach. I tu jest pies pogrzebany w kontekście pytania, kiedy ewentualnie wróci do gry i czy są szanse na to, że odbędzie się to jeszcze w tym sezonie.
O tym, jak dużo czasu dany gracz będzie potrzebował na powrót do pełnej sprawności, decyduje rozmiar uszkodzeń spowodowany przez przemieszczającą się rzepkę. Allen Crabbe w tym sezonie potrzebował zaledwie 11 dni na powrót do gry po podobnym urazie. Ale z kolei Andrew Bynum, lata temu w barwach Lakers, stracił cały sezon, choć wstępnie mówiło się, że ma być poza grą koło dwóch miesięcy.
Simmons gra w tym sezonie na poziomie 16.4 punktu, 7.8 zbiórki, 8 asyst oraz 2.1 przechwytu. Przy czym w „bańce” nie miał okazji zaprezentować pełnię swoich możliwości. Jego średnie z trzech meczów w Orlando, to tylko 11.7 punktu, 7 zbiórek, 4.3 asysty oraz 1.3 przechwytu.
Co to oznacza dla Szóstek? To dobre pytanie. Nawet i z Simmonsem w składzie, Filadelfijczycy grali delikatnie mówiąc średnio. Na pewno nie na miarę sumy talentów zgromadzonych w tej ekipie. Podopieczni Bretta Browna, już bez kontuzjowanego Simmonsa, pokonali Magic 108:101. Do pierwszej piątki na jego miejsce został włączony Al Horford, który zagrał całkiem dobry mecz (21 punktów, 9 zbiórek, 2 asysty, 1 blok). Nieobecność Simmonsa to ogromna strata, ale paradoksalnie nie musi to być aż tak tragiczna wiadomość, jak mogłoby się wydawać. Nieobecność nadal unikającego rzucania Simmonsa może oznaczać, że coach Brown będzie mógł lepiej zmaksymalizować talenty Joela Embiida.
Przy tej okazji pozwolę sobie wyciągnąć z szuflady tekst, a w zasadzie kilka luźnych myśli. Napisałem je niespełna rok temu, ale do tej pory, tekst ten nie ujrzał światła dziennego. Stawiam w nim tezę, że 76ers powinni poszukać wymiany z udziałem Joela Embiida, ale generalnie, ponad tym, jak dla mnie, tezą nadrzędną jest to, że ci dwaj gracze nie są w stanie grać na miarę swoich potencjałów występując w jednej drużynie. Oto ten tekst:
76ers powinni poszukać wymiany z udziałem Joela Embiida i zbudować drużynę wokół Bena Simmonsa w taki sposób, w jaki Bucks zrobili to z Giannisem. Czy to potoczyłoby się według podobnego scenariusza, jak w Milwaukee? Tego nie wiem, ale wiem, że byłby na to potencjał. Dlaczego Embiid, a nie Simmons?
Bo jest dwa lata starszy (26), bo ma większą historię z problemami zdrowotnymi, bo nadal są mecze, które musi opuszczać ze względu na zdrowie. Simmons po stracie całego pierwszego sezonu ze względu na złamanie kości w stopie, w sezonie drugim i trzecim, stracił łącznie tylko trzy mecze.
Bo myślę że na ten moment, rynkowa wartość Embiida jest wyższa. Coś, co dostaliby 76ers za Embiida, miałoby większą wartość, niż to, co dostaliby za Simmonsa.
Moim zdaniem wspólne granie Embiida i Simmonsa przestaje mieć sens. Dla nich obu i dla tej drużyny. Oni nie uzupełniają swoich atutów i talentów, oni je wręcz stopują.To tak, jakby kupić Ferrari i jeździć nim z zaciągniętym hamulcem ręcznym, albo maksymalnie na czwartym biegu. Niby Ferrari, ale beż możliwości korzystania z jego 100% możliwości, to tylko napis na karoserii. To tak, jakby chcieć wylewać wodę z wanny przez dziurę, którą zrobiło się gwoździem i młotkiem. Niby woda leci, ale jednak nie tak, jakby mogła. Niby dwóch graczy formatu All-Star, ale skoro obaj, z różnych przyczyn, nie są w stanie maksymalizować swoich talentów, to może najlepszym pomysłem byłoby zrezygnować z jednego (w mojej ocenie Embiida, ale tylko przez wzgląd na wiek i historię kontuzji) a drugiego obudować składem, w którym mógłby błyszczeć.
Wysoki rozgrywający, ze świetnym przeglądem boiska, bardzo dobrym kozłem, który jest znakomity w obronie. Otulić go grupą strzelców, którzy mogliby zamieniać się pozycjami, switchować wszystko w obronie. To byłoby coś! Widzę to oczami wyobraźni. Choć zaznaczam kolejny raz, podobnie mogłoby to wyglądać, gdyby zbudować drużynę całkowicie pod Embiida.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.