Zastanawialiście się kiedyś dlaczego drużyny NBA kompletnie mijają się czasem z oceną, a później z wyborem talentu w drafcie? Zdarzyło Wam się kiedyś zadać w powietrze retoryczne pytanie, jak to możliwe, że mimo tak bardzo rozbudowanego systemu ewaluacji młodych graczy, trafiają się chybione wybory?
Zacznę od tego, że ze złym wybieraniem w drafcie jest trochę tak, jak z katastrofami lotniczymi. Statystycznie nie dzieją się aż tak często, jak powszechnie mogłoby się wydawać, ale jak się już dzieją, to siłą rzeczy stają się spektakularne i sensacyjne, więc przez to są szeroko komentowane i na długo zapadają w pamięć. Przyczyn, dla których dzieją się katastrofy lotnicze jest kilka, a jak to wygląda w przypadku draftu?
Sprawa jest bardzo skomplikowana, bo odbywa się na wielu poziomach – sport, biznes, czynnik ludzki, aspekt mentalny i wiele innych.
Czynnik ludzki.
Młodzi zawodnicy przechodzą przez potężne sito testów i sprawdzianów, zanim jakiś klub zdecyduje się wybrać ich w drafcie. Od tych czysto koszykarskich, atletycznych, wytrzymałościowych, sprawnościowych, przez wywiady środowiskowe, aż po zupełnie abstrakcyjne rozmowy w stylu „jak myślisz, ile piłek tenisowych zmieści się w autobusie?” Ludzie, z którymi wiąże się ogromne nadzieje, na których barkach planuje się budować zwycięskie organizacje sprawdzani są w każdym calu swoich ciał, intelektów i „zaplecza.” Ale przecież jest pewna rzecz, której w żaden sposób jednoznacznie zbadać się nie da, zanim nie wydarzy się w rzeczywistości. Chodzi o wpływ ogromnych pieniędzy i sławy na funkcjonowanie danego człowieka. Czegokolwiek młody koszykarz by nie powiedział podczas wywiadów, nie jest w stanie przewidzieć jak w okolicznościach, w których praktycznie z dnia na dzień stanie się bogaty i rozpoznawalny, zmieni się jego system wartości i podejście do koszykówki. Tylko najlepsi, najbardziej odporni, potrafią przez długie lata zostawiać swoje grube portfele w szatni i trenować jak kiedyś, gdy nic nie mieli. Inni zostają prędzej, czy później przytłoczeni ciężarem tychże tłustych portfeli, lub ciężarem permanentnej presji i atencji ze strony mediów i fanów. I ciężko ich za to winić. Taka jest specyfika bycia zawodowym sportowcem.
Biznes.
Przede wszystkim ludzie pracujący na wysokich stanowiskach w klubach NBA (menadżerowie, trenerzy oraz wszyscy inni, którzy mają cokolwiek do powiedzenia podczas draftu) chcą zachować swoje prace. Zamiast więc ryzykować i łowić perły w drafcie raz na dekadę, wolą łowić bezpieczniej i być na stołkach przez długie lata. Na czym polega „bezpieczne draftowanie”? Na przykład na tym, że przed każdym naborem tworzone są tak zwane mock drafty, czyli swego rodzaju rankingi sporządzane przez ekspertów w dziedzinie uczelnianej koszykówki w USA oraz jej odpowiedników w innych zakątkach świata. Rankingi nie są tworzone z roku na rok. Już dziś można rzucić okiem, co eksperci sądzą o potencjalnym składzie naboru roku 2022, a nawet dalej. Jest to trudna, ale też rzetelna i skrupulatna praca ludzi, którzy żyją z oceniania talentu młodych koszykarzy. Kluby też mają w większości swoich ludzi od tego, swoich skautów od przeczesywania koszykarskiego świata w poszukiwaniu talentów, ale na koniec dnia, nie pozostają obojętni na te zewnętrzne rankingi.
Właściciele drużyn, w większości, mają gdzieś koszykówkę. Dosłownie. Posiadanie klubu w NBA nie jest ich biznesowym być albo nie być. W obecnych czasach, większość właścicieli, to ludzie, którzy odnieśli sukces poza koszykówką. Właścicieli, którzy basketem się interesują i na nim się znają, jest dosłownie garstka. Jest też bardzo wąska grupka właścicieli, która zdaje sobie sprawę z nieznajomości tematu i zostawia swoim GMom swobodę pracy (mi.in. Masai Ujiri w Raptors, Sam Presti w Oklahomie, RC Buford w San Antonio). W większości, właściciele wtrącają się w kompetencje swoim menadżerom i trenerom i to do nich należą ostateczne i wiążące decyzje.
Poniższy materiał znakomicie to pokazuje. To są okoliczności wyboru w drafcie 2014 roku Nika Stauskasa przez Sacramento Kings. Właściciel drużyny, Vivek Ranadive, który o koszykówce ma mgliste pojęcie, który swego czasu miał pomysł, żeby bronić 4 na 5 i cały czas trzymać jednego swojego gracza na polu ataku, żeby móc wyprowadzać błyskawiczne kontry, z jakiegoś powodu był zakochany w talentach Stauskasa. Przeforsował więc wśród pracowników swojego klubu poświęcenie „ósemki” tamtego naboru na Kanadyjczyka.
Cztery lata później, ci sami Kings, postanowili w drafcie nie wybrać ani Luki Doncica, ani Trae Younga, ani Shai’a Gilgeousa-Alexandra, tylko sięgnąć po Marvina Bagleya. A takich przykładów w obrębie ligi jest sporo. Jedne są dość spektakularne, inne odbywają się poza radarem mediów i kibiców.
Są też kluby, które nie mają jednego właściciela, a grupy posiadające mniejsze lub większe udziały w danych organizacjach. Tam zwykle jest decyzyjne bagno, bo jeden ma pieniądze, drugi się zna trochę na koszu, trzeci ma kontakty, a czwarty jest, bo jest. A decyzje muszą podejmować mniej lub bardziej wspólnie. Dany GM chce żyć dobrze z całą grupą. Więc jeśli nie ma silnego wsparcia i swobody w działaniu, ostatecznie będzie robił to, co będzie mu powiedziane. Ze wszystkimi konsekwencjami. My kibice możemy sobie patrzeć na koszykówkę „na czysto” Dla nich to jest dobrze płatna praca, której nie chcą stracić.
Mało kto w czasie faktycznego naboru do ligi ma jaja na tyle, żeby się jakoś mocno wyłamać się z tego, co powszechnie mówi się i pisze o danym roczniku. Mówię rzecz jasna o top 8-14, bo te decyzje są najbardziej wyeksponowane i najszerzej komentowane. Tutaj każdy błąd może oznaczać blamaż w oczach innych klubów, mediów i fanów, a w konsekwencji utratę pracy. Wolves swego czasu (2010) chcieli wybrać w drafcie Paula George’a, wzięli z „piątką” Wesleya Johnsona, bo tak chciała „góra”. Dwanaście drużyn nie odważyło się wybrać w drafcie Donovana Mitchella, czternaście Giannisa Antetokounmpo. A takich historii i przykładów jest pełno.
NBA, to stosunkowo mały rynek pracy – tylko 30 menadżerów, z których każdy ma po paru swoich zaufanych ludzi do pomocy. Tylko 30 trenerów, którzy mają po kilka osób w swoich sztabach. Oni generalnie wszyscy się szanują i bardzo rzadko ktoś kogoś chce klasycznie oszukać. Bo raz jesteś GMem w play-offowym klubie, w mieście z plażą, a raz lądujesz w biurze na końcu świata. Rzadko kiedy ludzie w tej branży palą za sobą mosty.
Wysoki wybór w drafcie, to potencjalna wygrana na loterii, ale jednocześnie przekleństwo.
Mając do wykorzystania topowy pick w drafcie można…tylko przegrać. Wizerunkowo i sportowo. Jeśli wybierzesz gracza, który stanie się wielką gwiazdą ligi, All-Starem na długie lata, to nikt za to nie będzie klepał Cię po plecach i chwalił Twojej organizacji. Zrobiłeś to, co do Ciebie należało, mając wysoki wybór. Ale niech tylko powinie Ci się noga. Jeśli tylko Twój wybór okaże się być tak zwanym „bustem”, wtedy na lata zapiszesz się na kartach niechlubnej historii NBA. Tam, gdzie są Clippers i Michael Olowakandi, Grizzlies i Hasheem Thabeet, Pistons i Darko Milicic, Blazers i Greg Oden, Wizards i Kwame Brown, Cavaliers i Anthony Bennett i inni.
Im niżej draftujesz, tym odpowiedzialność spada i wtedy bardziej głos dostają skauci i ludzie, którzy się na tym znają. Wtedy robi się fajnie, ciekawie i przyjemnie. Wtedy, gdy odpowiedzialność, presja i atencja mediów są coraz mniejsze, na czoło wysuwa się koszykówka w czystej postaci. Kluby mogą popisać się jak bardzo analityczne mają biura, jak dobrych mają ludzi od pracy nad rozwojem poszczególnych elementów gry młodych koszykarzy, jak dobrych mają skautów, którzy na co dzień oglądaj talent ukryty w najbardziej zapyziałych halach świata.
Rokrocznie największa presja, największe oczekiwania tyczą się raptem pięciu-sześciu, może ośmiu młodych graczy. Reszta może wypalić, ale wcale nie musi i nikt nikogo nie będzie za to krytykował.
Tegoroczny draft odbył się w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego. Jego wyniki poniżej. Czas pokaże kto w tym naborze będzie prawdziwym diamentem, a kto zmarnowaną szansą.
Draft 2021:
Pierwsza runda:
- Detroit Pistons, Cade Cunningham.
- Houston Rockets, Jalen Green.
- Cleveland Cavaliers, Evan Mobley.
- Toronto Raptors, Scottie Barnes.
- Orlando Magic, Jalen Suggs.
- Oklahoma Thunder, Josh Giddey.
- Golden State Warriors, Jonathan Kuminga.
- Orlando Magic, Franz Wagner.
- Sacramento Kings, Davion Mitchell.
- Memphis Grizzlies, Ziaire Williams (od New Orleans Pelicans).
- Charlotte Hornets, James Bouknight.
- San Antonio Spurs, Joshua Primo.
- Indiana Pacers, Chris Duarte.
- Goldem State Warriors, Moses Moody.
- Washington Wizards, Corey Kispert.
- Houston Rockets, Alperen Sengun (od Oklahoma Thunder).
- New Orleans Pelicans, Trey Murphy (od Memphis Grizzlies).
- Oklahoma Thunder, Tre Mann.
- Charlotte Hornets, Kai Jones (od New York Knicks).
- Atlanta Hawks, Jalen Johnson.
- Los Angeles Clippers, Keon Johnson (od New York Knicks).
- Washington Wizards, Isaiah Jackson (od Los Angeles Lakers). Następnie wytransferowany do Indiany Pacers.
- Houston Rockets, Usman Garuba.
- Houston Rockets, Josh Christopher.
- New York Knicks, Quentin Grimes (od Los Angeles Clippers).
- Denver Nuggets, Nah’Shon Hyland.
- Brooklyn Nets, Cameron Thomas.
- Philadelphia 76ers, Jaden Springer.
- Brooklyn Nets, Day’Ron Sharpe (od Phoenix Suns).
- Memphis Grizzlies, Santi Aldama (od Utah Jazz).
Druga runda:
- Washington Wizards, Isaiah Todd (od Milwaukee Bucks, via Indiana Pacers).
- Oklahoma Thunder, Jeremiah Robinson-Earl (od New York Knicks).
- Los Angeles Clippers, Jason Preston (od Orlando Magic).
- New York Knicks, Rokas Jokubaitis (od Oklahoma Thunder).
- New Orleans Pelicans, Herbert Jones.
- New York Knicks, Miles McBride (od Oklahoma Thunder).
- Charlotte Hornets, JT Thor (od Detroit Pistons).
- Chicago Bulls, Ayo Dosunmu.
- Sacrament Kings, Neemias Queta.
- Utah Jazz (od New Orleans Pelicans, via Memphis Grizzlies).
- San Antonio Spurs, Joe Wieskamp.
- Detroit Pistons, Isaiah Livers.
- Portland Trail Blazers, Greg Brown (od New Orleans Pelicans).
- Brooklyn Nets, Kessler Edwards.
- Boston Celtics, Juhann Begarin.
- Toronto Raptors, Dalano Banton.
- Toronto Raptors, David Johnson.
- Atlanta Hawks, Sharife Cooper.
- Brooklyn Nets, Marcus Zegarowski.
- Philadelphia 76ers, Filip Petrusev.
- Los Angeles Clippers, BJ Boston (od Memphis Grizzlies, via New Orleans Pelicans).
- Detroit Pistons, Luka Garza.
- Philadelphia 76ers, Charles Bassey.
- Milwaukee Bucks, Sandro Mamukelashvili (od Indiana Pacers).
- Oklahoma Thunder, Aaron Wiggins
- Charlotte Hornets, Scottie Lewis
- Detroit Pistons, Balsa Koprivica (od Charlotte Hornets).
- New York Knicks, Jericho Sims
- Brooklyn Nets, RaiQuan Gray
- Milwaukee Bucks, Georgios Kalaitzakis (od Indiana Pacers).
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.