Ci, którzy śledzą moją stronę od jakichś dwóch-trzech lat, łącznie z moim fanpage’em na Facebooku, lub raczej z jego podkreśleniem, pewnie zauważyli, że od czasu do czasu „pytam” o różne rzeczy. Słowo pytam celowo biorę w cudzysłów, bo ja w zasadzie nie pytam, tylko badam opinie. Na tematy, wokół których jest dużo stereotypów, a mało faktycznego zrozumienia. Na tematy, których wyjaśnienie tylko z pozoru wydaje się łatwe. Dla jednych te moje „badania”, to zaczepki i prowokacje. Internetowe ninje widzą w tym zaplanowaną strategię na przyciągnięcie klików. A ninje, jak to ninje, nie dają się wciągać w takie gierki. I jedni i drudzy są w błędzie. Zaczepki i prowokacje wyjaśniłem tutaj. Ninjom życzę…nie wiem, czego się życzy ninjom. Sajonara? Pociągnąłbym ich wątek, ale obawiam się, że za daleko musielibyśmy pójść w bok. Kiedyś się na tym pochylę.
Niektóre z tych pytań/badań, lub raczej reakcje na nie, odpowiedzi i dyskusje, służą mi za pewną inspirację. Bardzo dziękuję więc za to. Szczególnie za wszystkie te nie pozytywne głosy. Z premedytacją nie użyłem słowa „negatywne.”
Co robię? Piszę dwa teksty. Będą dobre. Wiem to. Zobaczysz. Otworzę Ci oczy na kilka spraw. Gwarantuję, że inaczej będziesz patrzeć na NBA. Jeden o legendarnych latach 90 tamtego wieku. Latach, które były gruntem pod rozwój zainteresowania NBA w Polsce. Dlaczego ciągle się do nich wraca, dlaczego wielu uważa je za wzorzec, najlepszy okres w historii ligi. Wreszcie, jak to jest z tą defensywą wtedy i dziś. Czy faktycznie dziś jej nie ma? Jeśli tak, to dlaczego? A jeśli jest, to czemu tak wielu jej nie dostrzega? Ile znaczą indywidualne rekordy bite dziś i kiedyś?
„James Harden zdobywałby w latach 90 więcej punktów, niż dziś.”
„W dzisiejszej NBA zawodnicy są lepiej wyszkoleni w defensywie, niż kiedykolwiek wcześniej w historii ligi.”
Drugi o współczesności. Dlaczego liga wygląda, jak wygląda. Dlaczego gracze zmieniają kluby, tworzą wielkie trójki i czwórki, choć być może akurat z tym spóźniłem się o rok, bo trendem tego sezonu są wielkie duety. Zobaczymy na jak długo. Czemu graczom spieszy się po mistrzowskie tytuły. Czemu od czterech-pięciu lat mniej więcej co dwa-trzy miesiące rozmawiamy o Jordanie i LeBronie w kontekście sporu o najlepszego w historii. Będziemy też musieli wrócić do wakacji 2016 i jeszcze raz wziąć pod lupę Kevina Duranta.
„Zawodnicy nie chcą być Barkley’ami. Co zrozumiałe, chcą iść śladem Jordana, Kobe’ego, ale najbliżej im iść śladem LeBrona. To LeBron wytyczył ten szlak. To on jako gwiazda ligi przed swoim prime, połączył siły z dwiema innymi wielkimi gwiazdami NBA, w okolicach szczytu swoich możliwości.”
Oba teksty zacząłem pisać ponad trzy lata temu. Dasz wiarę? Na początku z myślą, że napiszę je w kilka miesięcy. Później uznałem, że nigdy ich nie ukończę, że będę sobie tylko dopisywał kolejne, luźne myśli do obu i być może, raz na jakiś, w zależności od potrzeb, wyciągał po fragmencie tu i tam. Myśli, które dopadają mnie pod prysznicem, w samochodzie, w sklepie, w saunie. Czasem je łapię, notuję na czym tylko mogę w danej chwili. Czasem mi uciekają, by później znów wrócić. Czasem uciekają i już nie wracają.
Po co o tym piszę teraz? Przede wszystkim dla siebie samego, żeby odpalić swoje wewnętrzne, wsteczne odliczanie. Zasłaniam się 12-kilogramowym brakiem czasu, ale przecież gdybym się wziął w garść, to bym to zrobił. Muszę w końcu to zrobić. Wziąć się w garść. Piszę, żeby było mi wstyd, że nadal potrafię marnować nawet resztki wolnego czasu. No i też chciałbym móc znów pod prysznicem słyszeć już tylko szum wody. Chciałem żebyś o tym wiedział, żebyś Ty też wiedziała. Szykuj się.
Wiesz, czemu tak z tym zwlekam? Chcę zamknąć temat. Chcę postawić kropkę i rzucić mikrofon na ziemię. Chcę, żeby przyszedł Vince i pokazał it’s over! Chcę, żeby dyskusje na temat defensywy kiedyś i dziś (i ogólnie koszykówki kiedyś i dziś) datowano na przed pojawieniem się mojego tekstu, oraz wszystko to, co wydarzyło się po nim. Za wysoko? Hold my…whatever. Zobaczysz.
Ten drugi tekst, to bardziej moja podróż wgłąb NBA. Bardziej moje osobiste przemyślenia i punkt widzenia, niż prawidło nie podlegające dyskusji. Ale też będzie ciekawie.
Kiedy? Najpóźniej do końca kwietnia, OK? Przynajmniej jeden z nich.
Tymczasem!
Na zdjęciu Dan broni nieprzepisowo a a sędzia nic:))))
Dziś za takie spojrzenie Jordana byłby technik za obrażanie rywala. Nic mnie tak w dzisiejszej NBA nie irytuje jak brak możliwości wyrażania emocji i naprawdę nie mam tu na myśli żadnej agresji, ale to że chwilę dłużej powisisz po wsadzie na koszu, że odprowadzisz rywala wzrokiem po bloku, no ludzie…
NO NO … prawie jak „trailer” jakiegoś filmu lub gry.
Oby data premiery nie została przełożona. 😉
Karolu, dzisiaj zostawiłeś mi ślad w głowie a to za sprawą wpisania się w moją aktualną rozkminkę właśnie o porównywaniu. I nie ma tu większego znaczenia co z czym porównujemy. Bo jaki ma sens porównywaniu dwóch epok? Możemy sobie gdybać czy w 90′ by się odnalazł LeBuffon czy by go zjedli; albo czy MJ by rzucał po sto punktów przy dzisiejszym D.
To może ja zadam w eter pytanie – czy jest sens porównywać cokolwiek ze sobą, nawet dzisiejszy mecz z jutrzejszym, tego samego zawodnika? Im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu że nie ma to większego sensu. Pomijając takie rzeczy jak dyspozycja, sytuacja w zespole to przecież sam zawodnik nie jest tym samym człowiekiem co poprzednio.
Czekam na kwietniowy artykuł
Pozdro
gdyby zamiast Dana stał tam K.Malone to zrobiłby szybki krok do tyłu a MJ wylądowałby na swoim wielkim dupsku.
Taka mała rozkmina,może Karol wspomni o tym w swoich tekstach. Dziś wiadomo, czwórki i piątki muszą mieć umiejętności dryblingu i rzutu jak jedynki i dwójki. W latach ’90 jedynki i dwójki musiały umieć grać tyłem i bronić jak 4i 5. Może to cała różnica?