Dziennik Wschodni pytał. Ja odpowiadałem


W miniony piątek w papierowym wydaniu "Dziennika Wschodniego" ukazał się ze mną wywiad. W sobotę/niedzielę miał pojawić się na internetowej stronie Dziennika. W związku z tym, że się nie pojawił, zamiast linka wrzucam treść wywiadu.

Rozmowa z Karolem
Śliwą, sędzią koszykówki, dziennikarzem, blogerem i
podróżnikiem.

Przeciętny
Polak bardzo mało wie o Wyspach Alandzkich. Tymczasem Karol Śliwa
wybrał je sobie na miejsce swojego życia. Czy mógłby pan
przybliżyć naszym Czytelnikom ten teren?

– Wyspy Alandzkie
należą do Finlandii, ale mają dużą autonomię. Posiadają własny
parlament a językiem urzędowym jest szwedzki. Fiński słyszy się
na ulicach bardzo rzadko. Ludzie są tam bardzo spokojni, jest dużo
lasów, jezior. Ciekawostką jest fakt, że drogi na Alandach są
czerwone.

Czerwone?

– Tak.
Zawdzięczają to lokalnej skałce, która ma taki właśnie kolor.

Jak trafił pan
na Wyspy Alandzkie?

– To był czysty
przypadek. Kilka lat temu mój przyjaciel miał koleżankę, która
stamtąd pochodziła. Zaprosiła nas do siebie. Pojechaliśmy,
spodobało nam się. Później jeździliśmy tam każdego lata jako
studenci, żeby pracować. Zakochaliśmy się w Alandach. Co mnie
urzekło? Chyba spokój mieszkańców. Tam życie toczy się w
zupełnie innym tempie. Widać to nawet na ulicach, gdzie samochody
poruszają się dużo wolniej niż w Polsce (śmiech). Poza tym
przyroda no i sam fakt, że są to mało znane wyspy, co sprawia że
miejsce jest nieco tajemnicze, odizolowane od reszty Europy.

Nie przeszkadza
panu brak słońca?

– Rzeczywiście,
to jest pewien problem ale nie jest aż tak źle. O ile w lecie dzień
jest bardzo długi, to w zimie trwa on jedynie kilka godzin. Słońce
wówczas wstaje po godzinie 9, a zachodzi już około godz. 15. Ale
dla mnie to nie problem. Mam swoje treningi w kosza, siłownię,
basen, no i internet (śmiech). Dzięki sieci mam kontakt z rodziną
i znajomymi oraz resztą świata czyli przede wszystkim NBA.

To prawda, że
Finowie umilają sobie zimowy czas za pomocą alkoholu?

– Tak, Finowie
piją dość dużo. Oczywiście nie wszyscy ale generalnie jest to
jeden z większych problemów społecznych w tym kraju.

(To pytanie zostało ostatecznie pominięte) Niestety, w
Finlandii jest też bardzo wysoki wskaźnik samobójstw.

– To jest również
duży problem Finów. Jego przyczyny są złożone a odpowiedzi
dlaczego tak jest nie da się zawrzeć w jednym zdaniu. Kiedy
człowiek ma praktycznie wszystko w sferze materialnej, zaczyna gonić
za być może nierealnymi marzeniami. Pojawiają się frustracje a
wszystko to połączone z brakiem odpowiedniej ilości słońca
rysuje taki a nie inny obraz. Finowie są mili ale raczej nieufni,
trzeba od nich kupować słowa. Szwedzi są zupełnie inni.

Co robi pan na
Wyspach Alandzkich?

W ciągu tygodnia
uczę się szwedzkiego. Od września do marca odbywałem staż w
jednej z partii politycznych alandzkiego rządu. Polityka obok
koszykówki jest też moją dużą pasją. W weekendy jestem sędzią.
Położenie wysp pozwala mi pracować w dwóch krajach. Czasem
zdarza się tak, że jednego dnia mam mecze w Finlandii a 24 godziny
później już biegam po parkietach w Szwecji. Podróżuję promami.

Dodajmy, że
całkiem niezłego sędziego. W Finlandii prowadzi pan nawet mecze
drugiej ligi…

– W Szwecji z
kolei sędziuje trzecią ligę. Jest tam sporo arbitrów z innych
państw. Sam pracowałem na boisku m.in. z Grekiem, Litwinem czy
Amerykaninem. W Finlandii sprawa wygląda nieco inaczej, bo tam
sędziów innej narodowości jest znacznie mniej. Jako ciekawostkę
podam, że oprócz mnie sędziuje i mieszka w Finlandii inny Polak,
mój bardzo dobry kolega też Karol.

W jakim języku
porozumiewa się pan z zawodnikami?

– Najczęściej w
międzynarodowym języku przepisów (śmiech). Poza tym po angielsku.
W Szwecji znają go wszyscy. Mój szwedzki jeszcze nie pozwala mi na
zaawansowane dyskusje ale staram się go używać. W Finlandii
rozmawiam z zawodnikami i trenerami tylko po angielsku. Po fińsku
znam zaledwie kilka słów. Jest to prawdopodobnie jeden
najtrudniejszych do nauczenia języków – przynajmniej tak brzmi.

Czy w
Skandynawii koszykówka jest popularnym sportem?

– Wbrew
pozorom koszykówka w Skandynawii jest całkiem popularna i
uprawiana przez młodzież. Nie brakuje obiektów do regularnego,
profesjonalnego trenowania nawet w maleńkich wioskach. Problem
pojawia się w na poziomie seniora. Nie każdy może wyjechać ze
sportowym stypendium do USA, nie każdy na etapie juniora zostanie
wypatrzony przez skautów najmocniejszych europejskich klubów.
Kontrakty w rodzimych ligach pozwalają normalnie żyć ale nie
zapewniają bezpiecznej przyszłości.

Ale to chyba
jest problem w wielu krajach…

– Jasne. Kilku
zawodników ze Skandynawii miało spore szczęście. Najlepszym
przykładem są Szwedzi Jonas Jerebko i Jeff Taylor, którzy trafili
do NBA. Wspomnieć też trzeba Macieja Lampe, który jest przecież
„produktem” szwedzkiego systemu szkolenia. Wśród Finów
najlepsi grają w silnych europejskich ligach. Peteri Koponen był
nawet wybrany w drafcie do NBA ale nie zdecydował się na karierę
za oceanem. Przed nim wielką gwiazdą w Finlndii był Hanno Möttölä,
który kilkanaście lat temu zaliczył epizod w Atlancie Hawks.

Pan również
przyczynia się do rozwoju fińskiej koszykówki.

– Mam nadzieję,
że tak. Prowadzę treningi w klubie Basket Aland w Mariehamn
(stolicy Wysp Alandzkich). W mojej grupie są dzieci w wieku od 10 do
16 lat. Staram się wyciągać je od Facebooka i PlayStation.

Są jakieś
talenty?

– Talenty to może
za dużo powiedziane. Po młodzieży widać, że nie są obyci z
koszykówką i raczej nie oglądają jej w telewizji. Jest jednak
kilka osób, które mają smykałkę do basketu.

Czyli NBA
oglądają dość rzadko…

– Na pewno
rzadziej, niż ja (śmiech). Jestem od lat wielkim fanem NBA.

Udało się już
panu spotkać na żywo z gwiazdami NBA?

– Tak, miałem to
szczęście. David Stern, Jason Kidd, Paul Pierce czy Kevin Garnett
to tylko kilka z osób, które udało mi się namówić na rozmowę.

Kto zrobił
największe wrażenie?

– Kevin Garnett.
Jestem jego wielkim fanem od dziecka. Możliwość porozmawiania,
zrobienia wspólnego zdjęcia było spełnieniem wielkiego
koszykarskiego marzenia. Ekipy z najlepszej
ligi świata rozgrywają w ostatnich latach dość regularnie mecze w
Europie. Przy okazji chciałbym tu wspomnieć o ich profesjonalizmie.
Kluby przywożą ze sobą własne kosze, parkiet, nawet napoje. Dwie
drużyny NBA przyjeżdżające do Europy na jeden mecz zabierają ze
sobą około trzystuosobową grupę.

Marcin Gortat
ma szanse zostać gwiazdą NBA?

– Gwiazdą
pierwszego formatu raczej nie ale przecież on już dziś jest jednym
z najlepszych środkowych w NBA. Jest rozpoznawany, szanowany i
bardzo lubiany za swoją ciężką pracę i drogę jaką przeszedł.
W dzisiejszych czasach na palcach jednej ręki można policzyć
klasowych centrów w tej lidze. Marcin już jest jednym z nich. Latem
podpisze nowy kontrakt i wiele wskazuje na to, że będzie to
kontrakt jego życia. Gdybym miał mu doradzać, to poradziłbym mu
pozostanie w Washington Wizards. Uważam, że ma szanse żeby w
przyszłości wystąpić w Meczu Gwiazd.

Kim jest Karol
Śliwa?

Karol Śliwa to bardzo znana postać w
lubelskim środowisku koszykarskim. Kiedy mieszkał w Polsce był
bardzo cenionym sędzią, a także niezłym koszykarzem, który swoją
pasję realizował w rozgrywkach Pod koszami Dziennika Wschodniego.
Obecnie mieszka na Wyspach Alandzkich w Finlandii. W Skandynawii nie
rozstał się z koszykówką. Obecnie sędziuje mecze ligi szwedzkiej
i fińskiej. Oprócz tego prowadzi zajęcia z młodzieżą w klubie
Basket Aland. Karol jest nieprzerwanie dziennikarzem Magazynu MVP.
Jego blog o NBA jest jednym z najlepszych sportowych blogów w
Polsce.

Rozmawiał Kamil Kozioł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.