Tytuł to mała prowokacja i bardzo daleko idąca interpretacja boiskowych wydarzeń meczu nr 5 Magic – Celtics. Jak na mój gust sędziowanie w tym meczu było bardzo słabe a wykluczenie Perkinsa było idealnym podsumowaniem pracy panów w szarym tego wieczoru. Każdy kto oglądał mecz wie, że akcje raz po raz przerywały dziwne gwizdki. Na początku gospodarskie (szybkie faule Garnetta Perkinsa i Wallace’a) a później kiedy zwycięzca był już znany w obie strony.
Pod koniec II kwarty wykluczony z meczu został Kendrick Perkins. Za co? Za to, że po faulu(?) na Howardzie odwrócił się i odszedł od sędziego. Na tym etapie rozgrywek sędzia powinien być w tle wydarzeń. Kibice przychodzą na hale, siadają przed telewizorami po to, żeby oglądać basket w najlepszym wydaniu a nie gwizdkowe fanaberie sędziego z przerośniętym ego. Jeśli po meczu bez względu na to jaki to sport przeciętny kibic pamięta nie wspaniałe akcje lecz kontrowersje związane z decyzjami sędziego znaczy to w większości przypadków, że arbiter nie wykonał swojej pracy należycie.
To nie juniorzy czy młodzicy, których czasem trzeba zdyscyplinować przy pomocy gwizdka. To są najlepsi koszykarze w najlepszej lidze, którzy potrzebują najlepszego sędziowania.
Eddie Rush do wczoraj należał do grona moich ulubionych sędziów. Swoim bezsensownym gwizdkiem być może "wypiskał" Magic drogę do finałów. Czemu? Perkins złapał swój 6 i 7 T w obecnych play-offs oznacza to, że zawieszony zostanie na 1 spotkanie – mecz nr 6 w Bostonie, na tym etapie najważniejszy mecz Celtów w sezonie. Bez Perkinsa świetnego obrońcy pola 3 sekund trudniej będzie bronić przeciwko Howardowi a podwajania kończyć się będą rzutami z dystansu. Boston może się odwołać i na pewno to zrobi ale jeśli liga nie cofnie Perkowi choćby jednego T to mecz nr 6 obejrzy w garniturze jako kibic.
Nie lubię teorii spiskowych w odniesieniu do NBA ale pamiętam, że już w I kwarcie tegoż meczu napisałem smsa do kolegi o treści mniej więcej takiej "widzę, że sędziowie dostali dyrektywy, że mecz nr 6 ma się odbyć" – niestety 2h później okazało się, że miałem rację.
Wczorajszego wieczoru przeczytałem, że David Stern zaniepokojony jest stosunkowo małą liczbą meczów w tegorocznych play-offs (Lakers z Jazz 4:0, Magic z Bobcats i Hawks po 4:0, Suns ze Spurs 4:0, Celtics z Heat 4:1). Komisarz wyznał, że przez mniejsze wpływy z biletów i transmisji salary cap na następny sezon będzie nieco niższe niż początkowo zakładał.
Czyli, że lidze i Sternowi jest na rękę żeby serie trwały po 6-7 meczów a nie 4-5.
Czyli, że Tim Donaghy mógł mieć rację (?) w swojej książce, że liga stoi na straży play-offowych wydarzeń.
Mój tata bardzo średnio zainteresowany NBA czasem pyta mnie o stan rywalizacji w play-offs w poszczególnych parach. Kiedy mówię mu 2-0, 3-0 wtedy on odpowiada "OK to teraz wygrają ci przegrywający. Chłopie to jest biznes – mówi. Policz sobie bilety, transmisje i inne rzeczy nawet w bogatej NBA to nie jest nic.
Może być w tym odrobina racji/prawdy?
Chciałbym wierzyć, że nie ale tam gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze tam już nic mnie nie zdziwi.
Mam nadzieję, że liga zgodnie z logiką i rozsądkiem cofnie Perkowi 1 T i pozwoli mu zagrać jutro z Orlando. Jeśli Magic wygrają w równej walce mecz 6 a potem u siebie mecz 7 znaczyć to będzie, że tak miało być i że dostosowali się do rywali i ich przerośli. Ale jeśli mają wygrywać przy "zielonym stoliku" to mnie taka seria, taka liga nie interesują.
Co Wy o tym sądzicie?
UPDATE: Liga ogłosiła właśnie, że cofa jeden z T’s jakimi Perk został ukarany w ostatnim meczu. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że w meczu nr 6 C’s i Magic zagrają w pełnych składach. Czyli po kilku chwilach zwątpienia znów wierzymy w czystość naszej ulubionej ligi;d