Finały 2016 czas zacząć! To jest ten tekst, na który czekasz

Dam sobie samemu Robaczywkę za tę małą aktywność ostatnio na blogu. Dam ją sobie. Dzwonił do mnie kolega i pytał co się dzieje. W play-offach się dzieje a ja milczę a „mówi” mam w nazwie. Ludzie piszą maile i pytają co sądzę o tym i tamtym bo nie mogą się tego doczytać na blogu. Zapisz to, Kisch! Zapiszę, napiszę. Zbudowałem blogowe imperium, to teraz mam…powolne klaskanie. Nie lubię do tekstu wklejać uśmieszków lub pisać „ha”, żeby podkreślić, że żartuję. Chciałbym, żebyś to Ty wyłapał/wyłapała. Mam nadzieję, że nam się udaje. To miłe – miłe, że piszecie i liczycie się z moim zdaniem. Niemiłe, że doba nadal ma tylko 24 godziny. W idealnym świecie siedziałbym i pisał. A może teraz tak tylko mi się wydaje i wcale aż tak idealnie by nie było? A może to ostatnie zdanie to tylko tak, żeby nie myśleć o tym za bardzo, bo faktycznie to byłby to. To coś.

Dziś w nocy ruszają Finały NBA! I tego się trzymajmy!

Wiecie, co jest najlepsze w analizach i przewidywaniach scenariuszy poszczególnych meczów, całych serii? Że się nie sprawdzają! Co by było fajnego w sporcie, gdyby policzenie sumy talentu, siły, doświadczenia, taktycznego zaawansowania danej ekipy i skonfrontowanie tego z wynikiem rywali, dawało wynik, który zawsze czy zazwyczaj sprawdzałby się w rzeczywistości? Raczej nic. Tak sobie pomyślałem o tym dziś krojąc jakieś warzywo. Już teraz nie pamiętam jakie. Podejrzewam, że ktoś już kiedyś na to wpadł. Może nawet i ja sam też kiedyś. Oczywiście nie jako pierwszy ever

Nie podoba mi się, że kiedy rozmawiamy o Warriors, to ktoś zapala kadzidło, nalewa święconej wody i od razu podnosi się ciśnienie. Nie podoba mi się, że jednocześnie bez problemu można powiedzieć o Thunder coś typu shitty zamiast city i coś o dławieniu się w miejscu Oklahomy.
Warriors są mocni. Wyszli z 3:1, jako ledwie dziesiąta ekipa w historii NBA. Pozwolisz mi jednak nie być fanem tej drużyny i filozofii tego basketu? Pozwolisz, czy nie?
Od lat nie udzielam się na forach bo szkoda mi na to czasu. Człowiek powie „ale oni tam głównie rzucają za 3. Ja wolę basket bardziej złożony, gdzie coś więcej się dzieje.” – i po człowieku. Że jest hejterem i się nie zna, to dostanie na tak zwane dzień dobry. Potem będzie tylko gorzej. Nie rozumiem zjawiska. Ale jest to bardzo ciekawe zjawisko, o którym ktoś powinien napisać przynajmniej licencjat.

Tak, na pozycje dla Curry’ego i Thompsona pracuje cała drużyna. Czyste pozycje są wypadkową świetnej egzekucji, zagrywek coacha Kerra. Piłka rozrywająca od wewnątrz siatkę jest z kolei wypadkową godzin spędzonych na treningu, ciężkiej pracy no i geniuszu strzeleckiego Splash Brothers. To wszystko prawda. To jest coś, czego historia NBA być może a raczej najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie widziała. Warriors też są świetni w obronie a o niej nadal mówi się za mało przez jeszcze lepszy atak. Widzisz? Wiem to. I potrafię to docenić. Bo trzeba by było być głupim albo ślepym, żeby tego nie dostrzec. A teraz pozwól mi zostawić tę drużynę Tobie. Ja jej nie hejtuję. Ja ją uwielbiam bo jest pełna talentu i działa jak zegarek z tego kraju, co niby neutralny jest i ma dobrą czekoladę.

Warriors nie wygraliby z Thunder meczu nr 6, gdyby nie genialna noc Thompsona. Wszystko, co powyżej można by było sobie wsadzić gdzieś. Kerr rysował zagrywki, zawodnicy je egzekwowali…a Thunder cały czas byli tam z ręką. Oni cały czas tam byli! Teraz ja zabawię się w hejtera i powiem „jeśli tego nie widziałeś/widziałaś, to nie znasz się na tym.” Thunder grali bardzo dobrze w defensywie. Obejrzyj sobie jeszcze raz ten mecz i sprawdź ile trójek trafił Thompson z wolnej pozycji, po błędzie obrony. Podpowiem – chyba żadnej. Klay był tego dnia o poziom wyżej, był na tej chmurze, z której Blake Griffin reklamuje samochody. Nie przeszkadzała mu niczyja ręka. To był świetny mecz, który już zapisał się na kartach historii. Co do tego nie ma dyskusji. Tyle, że w meczu tym było tak mało tego wszystkiego warriorsowego, o czym piszecie cały sezon, że aż się dziwię, że tego nie widzicie. Gdyby Thompson zagrał po prostu dobry czy nawet bardzo dobry mecz, to Thunder i tak by go wygrali. Warriors potrzebowali od niego wybitnego występu i go dostali. Tyle i aż tyle. Zdzieranie gardeł na Thunder i ich fanów jest słabe. Bardzo słabe. Jeszcze słabsze, niż ostatnie minuty w tym G6 Westbrooka i Duranta. Są tylko ludźmi, zdarza się. Gdyby mieli zagrać tę kwartę 10 razy, to wygrali by ją 9 razy. Ten jeden raz, to był właśnie ten raz. 
Podobała mi się ta seria. Było w niej sporo emocji i niezłego basketu. Ale wiesz jak to jest? Są tacy, którym w lecie jest za gorąco a w zimie za zimno.

Raptors zagrali o przynajmniej jeden mecz (a może nawet dwa) więcej, niż się spodziewałem. To była taka deserowa seria. Budziłem się w nocy, wyciągałem z lodówki jagodowy kefir i gorzką czekoladę i patrzyłem jak Cavs bawią się w koszykówkę. Nic do Raps. W końcu jest to ekipa mojemu sercu coraz bliższa.

Ale nie grzebmy w trupach. Za cztery godziny Finały!
    
Uprzedzam, typuję, że Cavs je wygrają. Jeśli chcesz napisać, że się nie znam albo, że jestem hejterem GSW, to oszczędź mi mojego czasu a sobie swojego klikania w klawisze. Ja lubię całe k… NBA. Jednych lubię bardzo a innych bardzo, bardzo. 

Rok temu, już na początku play-ofów, LeBron stracił Kevina Love’a. Kyrie Irving grał z kontuzją kolana, i cholera wie czego jeszcze, przez cały postseason aż wreszcie padł ostatecznie w pierwszym (niezłym w jego wykonaniu) meczu Finałów. James wziął wtedy ze sobą grupę przypadkowych gości (by nie powiedzieć kolesiów), zgarniętych z przystanku autobusowego i sam na swoich szerokich, umięśnionych plecach przeprowadził ich przez serie z Bulls i Hawks. Zajechany, jak koń po westernie, był w stanie zmusić wielkich Warriors do zagrania aż sześciu meczów w Finałach. Nikt na jego miejscu z tamtej ekipy nie byłby w stanie wyciągnąć więcej. Nikt. Łącznie z Jordanem (a wiesz jaki jest mój stosunek do tematu LBJ-M.J. Nie wiesz? M.J.> LBJ. Proste), Birdem i innymi legendami.

Do tych Finałów, James przystępuje tak świeży, jak tylko się da. Nigdy w karierze nie grał w play-offs tak małych minut, tylko raz oddawał mniej rzutów. Tym razem nie musi tego robić bo być może pierwszy raz w karierze nie potrzebuje sam ciągnąć tego wózka. Lata temu w Cavs grał przeciwko Spurs z grupą wieśniaków a w Miami zawsze było „coś”. A to kolano Wade’a a to żebro Bosha a to inne to… 
Warriors są w stanie ograniczać LeBrona ale nie są w stanie go zatrzymać – bo nikt nie jest. Nie bez przyczyny MVP ostatnich dwóch Finałów zostawali zawodnicy, którzy bezpośrednio zajmowali się kryciem Jamesa. Dwa lata temu Kawhi Leonard a rok temu Andre Iguodala. Pomyśl o tym. Od czterech lat to LeBron rozdaje karty w Finałach NBA. Dwa razy je wygrał a dwa razy to jego stopowanie doczekało się najwyższego wyróżnienia.
Być może za kilka godzin będziemy oglądać takiego LeBrona, jakiego jeszcze nigdy w play-offach nie widzieliśmy? Żeby dojść do Finału, James potrzebował rok temu game-winnerów i aż siedmiu meczów 30+ w postseason. W tym roku ma do tej pory tylko jeden taki występ. Czuję, że jest mocno zmotywowany, że to całe oszczędzanie się w rundzie zasadniczej, te pokręcone i wieloznaczne przekazy na Twitterze, znajdą w końcu ujście w czasie tej serii. I hej! Nie jestem fanem LeBrona. Jeśli nie wierzysz, to zapytaj tego gościa, z którym byłem w Maroku albo kogoś innego, kto mnie zna. Albo nie pytaj i nie wierz.

Stawiam na Cavs choć wcale się nie zdziwię jak za kilkanaście dni Steph weźmie moją analizę i pięknym łukiem wrzuci ją do kosza na śmieci.
Możemy bawić się w Nawałków i dyskutować o tym, że Cavs być może wcale nie są lepsi z Love’em i Irvingiem, że paradoksalnie kolesie z przystanku autobusowego sprzed roku byli bardziej zbilansowanym kolektywem i dlatego byliśmy świadkami aż sześciu meczów w tamtej serii. Bzdura! Lue ma całą rotację zdrowych i utalentowanych zawodników do dyspozycji. Może zrobić na boisku takie szachy, że Kasparow da kciuk w górę.
Kerr też może zrobić szachy i dlatego powinniśmy wiele obiecywać sobie po tej serii. Pamiętasz jak lata temu w NBA Live dwa tysiące coś tam, ustawiałeś obrońców na środku, żeby nabić im zbiórek, centrów na rozegraniu, żeby nabić im asyst? Ja pamiętam. I wiesz co? Dożyliśmy takich czasów, że to dzieję się naprawdę! Basket totalny z zacierającymi się pozycjami, z wymiennością obowiązków i funkcji. To się kiedyś przeje i znów po latach wrócimy do big-ballu czyli tradycyjnego ballu, tak myślę. Ale teraz, póki co, cieszmy się tym. Cieszmy się tymi Finałami. Za dwa tygodnie będzie po sezonie a do października bardzo długo.
Cavs w sześciu…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.