Heat lepsi w dogrywce! Będzie Game 7!


Miami Heat pokonali na własnym parkiecie San Antonio Spurs 103:100 po dogrywce. Do remisu 95:95 doprowadził sprowadzony latem Ray Allen.

http://cdn1.sbnation.com/uploads/chorus_image/image/15021463/alllen1.0_standard_352.0.jpg

LeBron James powinien całować ziemię, po której stąpa Ray Allen.
LBJ znów przechodził obok tego meczu, do czwartej kwarty, momentu kiedy stracił opaskę. Nie wiem czy te dwa fakty należy ze sobą łączyć ale tak właśnie było.
James zaczął agresywnie atakować strefę podkoszową Spurs. Zdobywał punkty, nękał obronę był faulowany. Mijał nawet Borisa Diawa. Jego natchniona gra skończyła się jednak mniej więcej na 4:45 przed końcem IV kwarty, kiedy rzutem spod kosza dał prowadzenie Heat 87:84. Potem zaczął wyglądać jakby w jego pozbawionej opaski głowie zachodziły skomplikowane procesy myślowe. Widać było, jakby miał po kilka rozwiązań na daną akcję… a wybierał to najgorsze.
W ciągu tych czterech minut, James zaliczył trzy pudła i aż trzy straty z których dwie były dość przykre.
Na 28 sekund przed końcem IV ćwiartki, zaraz po stracie LeBrona, Ray Allen faulował Manu Ginobiliego.
Argentyńczyk trafił jeden z dwóch rzutów wolnych i dał Spurs prowadzenie 94:89.
Po przerwie na żądanie, pięć sekund później LBJ fatalnie przestrzelił rzut za trzy punkty. Miał szczęście, że Mike Miller był tam, gdzie akurat spadała piłka. Szybkie podanie powrotne do Jamesa i tym razem celna trójka.
Na 19 sekund przed syreną kończącą czwartą kwartę Bosh taktycznie faulował Leonarda. Ten trafił swój drugi rzut. Było 95:92 dla San Antonio.
Akcja średnio kleiła się Miami po timeoucie. W dwunastej sekundzie, na siedem przed końcem, James odpalił trójkę. Pudło. Ja już zacząłem zbierać się do pisania tytułu "Spurs Mistrzami NBA".
Heat znów mieli szczęście, a było mu na imię Ray.
Po niecelnym rzucie Jamesa, piłka trafiła w ręce Bosha, który niewiele myśląc podał ją do Allena. Ten z prawego narożnika, w swoim stylu, trafił bardzo trudny rzut, dający gospodarzom remis. Rzut na miarę dogrywki, na miarę wygranej w szóstym meczu i kto wie czy w konsekwencji nie na miarę mistrzostwa.
I teraz, kiedy to wszystko powyżej zostało napisane o LeBronie, ty możesz się zaśmiać i powiedzieć – 32 punkty, 11 asyst, 10 zbiórek, 3 przechwyty i 1 blok. Pierwsze triple-double w Finałach na poziomie 30/10/10 od 20 lat, od czasów Charlesa Barkley’a. Możesz też dodać, kiedy Heat za dwa dni wygrają Game 7 a LBJ będzie podnosił z drużyną puchar Larry’ego O’Briana a chwilę później odbierał swoją drugą statuetkę MVP Finałów, że wszystko to nie ma już najmniejszego znaczenia… i będziesz mieć rację. 

Spurs mają czego żałować. Na 3:49 przed końcem III kwarty, prowadzili 71:58 a w czwartą weszli z dwucyfrową zaliczką (75:65).
Tim Duncan miał już po dwóch kwartach 25 punktów i 8 zbiórek i prostą drogę do czwartego MVP Finałów. Niestety dla Spurs, punktował już potem tylko w III kwarcie (5). Ostatecznie zaliczył 30 punktów i 17 zbiórek, co w nieco innych okolicznościach mogłoby być niezłej klasy zwieńczeniem 16-letniej kariery.
Tony Parker (19 punktów ale tylko 6/23 z gry, 8 asyst, 3 zbiórki, 2 przechwyty) też miał swój moment. Na 1:27 przed końcem IV kwarty trafił trójkę z nieprzygotowanej pozycji (na remis po 89), albo raczej z pozycji przygotowanej przez siebie samego a nie drużynę. Akcję później zabrał piłkę Chalmersowi a kilka sekund potem trafił rzut na 91:89 dla Spurs.
Gregg Popovich, podobnie jak w poprzednim meczu zawęził rotację do siedmiu graczy z wchodzącymi z ławki Nealem i Diawem oraz dał osiem minut ósmemu Splitterowi.
22 punkty i 11 zbiórek dał od siebie Kawhi Leonrad ale ten przestrzelony rzut wolny być może będzie śnił mu się całe lato. A może tylko do czwartku? Zobaczymy.
Ginobili po roli jokera w talii Popa w poprzednim meczu, zagrał bardzo słaby mecz. 9 punktów, 4 zbiórki, 3 asysty i aż 8 strat.

Wśród gospodarzy, którzy już prawie siedzieli w samolocie zabierającym ich na wakacje, w końcu dobry mecz zagrał Mario Chalmers (20 punktów – 7/11 z gry, 4/5 za trzy punkty) do tego 4 zbiórki i 2 asysty.
Wade 14 punktów, 4 zbiórki, 4 asysty, 2 bloki. Na początku meczu zderzył się kolanami z Ginobilim i w zasadzie przez cały wieczór widać było, że walczy z bólem.
Jeśli ten mecz Ci się nie podobał, to zastanów się lepiej czy w ogóle interesujesz się koszykówką.
Było w nim wszystko! Dosłownie – łącznie z rzutami za trzy punkty bez butów o dunkach w kontrach nie wspominając.

Kontrowersje w końcówce? Cóż, moim skromnym zdaniem zarówno Ginobili przy wejściu pod kosz (przez Allena), jak i Green (przez Bosha) przy rzucie za trzy punkty, byli faulowani. Ale trzeba pamiętać, że w takich sytuacjach sędziowie raczej nie biorą na siebie odpowiedzialności. Nie mówię, że to jest dobre. Po prostu mówię, jak jest. Sędziowie mylą się obie strony w tej serii a oczywiście najbardziej zapamiętywane są sytuacje z samych końcówek. Prawda jest jednak taka, że gdyby Ginobili i Leonard trafili swoje oba rzuty osobiste, to żaden sędzia by im tego nie zabrał i teraz siedzieliby w szatni z przesiąkniętymi szampanem koszulkami z napisem NBA Champion.
Game 7 w czwartkową noc. Tym razem nie szukaj wymówki, żeby spać. Historia będzie się tworzyć na naszych oczach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.