Są takie serie w play-offach, gdzie jeden rzut, jedna, zbiórka, jedna strata, jedno posiadanie może zmienić losy nie tylko tego konkretnego meczu ale także całej rywalizacji.
Wczoraj do Oklahomy przyjechali Grizzlies. Po czterech meczach było 2:2. Każda z drużyn potrafiła wygrać raz na terenie rywala.
Nie licząc pierwszego starcia, wszystkie inne rozstrzygały się w końcówkach. To mało powiedziane. Mecze 2,3 oraz 4 przedłużane były o dogrywki!
Wczorajszy piąty mecz też trwał o 5 minut dłużej.
Właśnie w końcówce dodatkowej sesji, miała miejsce dla mnie kuriozalna sytuacja.
27.5 sekundy do końca meczu, 100:98 dla Memphis. Na linii rzutów wolnych staje Kevin Durant. Trafia pierwszy rzut. Jest 100:99. Szykuje się do drugiego i….
Od ładnych paru sezonów nie mogę patrzeć na tego człowieka. Coraz bardziej zarozumiały i coraz częściej omylny.
"Listen to me!"
O co chodziło? Prawdopodobnie o to, że na tablicy świetlnej nie zgadał się stan faktyczny fauli drużyn w tej kwarcie.
Jasne na tym poziomie rozgrywek, na tym etapie sezonu wszystko musi być do końca profesjonalne – także a może przede wszystkim obsługa meczu.
Ale chwileczkę.
Każda z drużyn ma przy ławkach swoich ludzi od prowadzenia statystyk oni wiedzą doskonale kto ile ma fauli.
Takie rzeczy można było skorygować w nieco bardziej odpowiednim czasie.
27.5 sekundy gry oznacza przynajmniej dwa posiadania. Wynik potencjalnie remisowy oznacza brak konieczności taktycznego faulowania.
Ale co tam? Joey to Joey. Lepiej już nie będzie.
Szkoda. Bo z jednej strony oglądamy jedne z najciekawszych, najbardziej emocjonujących play-offów od lat a z drugiej strony bardzo dziwne gwizdki (lub ich brak w pewnych sytuacjach). Takich rzeczy jest po przynajmniej kilka w prawie każdym meczu. Niestety w samych końcówkach też…