Kluby New York Knicks i Minnesota Timberwolves porozumiały się w sprawie wymiany, na mocy której Karl-Anthony Towns, po dziewięciu latach w Minnesocie, przeniesie się do Nowego Jorku. W przeciwnym kierunku powędrują Julius Randle, Donte DiVincenzo oraz wybór w pierwszej rundzie draftu 2025 roku, który będzie pochodził od Detroit Pistons. Pick jest chroniony w top 13.
Knicks w minionym sezonie, po raz pierwszy od jedenastu lat, wygrali 50 meczów w rundzie zasadniczej. W trakcie tamtych rozgrywek sprowadzili z Toronto Raptors O.G. Anunoby’ego w zamian za duet J.R. Barrett i Immanuel Quickley. W play-offach doszli do drugiej rundy, w której przegrali siódmy mecz z Indianą Pacers. Latem z kolei dogadali się z Brooklyn Nets w sprawie transferu po Mikala Bridgesa.
Po latach bycia pośmiewiskiem ligi, jeśli chodzi o decyzje w sprawach kadrowych, Knicksi od przynajmniej 3-4 sezonów stali się organizacją działającą w sposób niemal modelowy. Zamiast sięgać po podstarzałe gwiazdy z wielkimi nazwiskami, co w przeszłości zwykle kończyło się u nich spektakularnym fiaskiem, ekipa z Nowego Jorku zaczęła gromadzić drafotwy kapitał, a jednocześnie pozyskiwać zawodników młodych, utalentowanych, będących na fali wznoszącej. Takich jak Jalen Brunson, który z ławki Dallas Mavericks doszedł w Knicks do poziomu All-Star, a nawet All-NBA.
Karl-Anthony Towns przywozi ze sobą do Nowego Jorku 22,9 punktu, 10,8 zbiórki, 3,2 asysty oraz 1,3 bloku. A do tego 52,4% z gry, 83,9% z linii oraz 39,8% zza łuku (1,7 celnej trójki na mecz). To jego średnie z dziewięciu sezonów w NBA (573 mecze). W tym czasie cztery razy wybierany był do składów All-Star, dwa razy do All-NBA.
Timberwolves wygrali 56 meczów w tamtych rozgrywkach, co było drugim najlepszym wynikiem w historii tego klubu. W play-offach doszli do finału konferencji, co w przeszłości zdarzyło im się tylko raz. Po wielu sezonach bycia na peryferiach ligi, Leśne Wilki w trzech ostatnich latach meldowały się w play-offach. Wszystko za sprawą Anthony’ego Edwardsa, pierwszy wybór draftu 2020 roku. Jego przybycie tchnęło nową jakość w ten klub zarówno na boisku, jak i poza nim. Latem 2022 roku, ledwie po dwóch sezonach ANTa w zawodowej koszykówce, włodarze Wolves uznali, że ich młoda gwiazda już jest gotowa walczyć o tytuł. Za aż cztery wybory w pierwszej rundzie draftu oraz całą furę zawodników, do pary Edwards i Towns ściągnęli do Minnesoty doświadczonego Rudy’ego Goberta. Pomijając wysoką cenę za Francuza, w aspekcie czysto sportowym był to dobry ruch. W play-offach 2023 roku Wilki wprawdzie odpadły z Denver Nuggets, późniejszymi mistrzami NBA, ale już rok później, czyli w ostatnich play-offach, Edwards i koledzy doszli do finałów konferencji, bijąc po drodze tych samych Nuggets, w siódmym meczu, na ich parkiecie.
Co zatem sprawiło, że dwie drużyny z mistrzowskimi aspiracjami postanowiły wspólnie pohandlować? Zapraszam do analizy tej wymiany.
Najciekawsze w tym transferze jest to, że obie drużyny cały czas mają mistrzowskie aspiracje, obie cały chcą być dobre. Żadna z nich nie ma zamiaru zdejmować nogi z gazu w wyścigu o najwyższe cele. Ruchy o takim charakterze nie zdarzają się za często. Obie te organizacje pochodzą jednak z dwóch różnych światów, jeśli chodzi o geograficzne i ekonomiczne uwarunkowania na mapie NBA, i jedna z tych drużyn nie mogła nie wziąć tych czynników pod uwagę planując swoją przyszłość. Tę sportową, jaki i tę finansową.
Tą drużyną są rzecz jasna Wolves. O ile timing transferu Townsa może trochę zaskakiwać, o tyle sam ruch, duży ruch tego klubu, to było coś, co wisiało nad tą organizacją, kiedy tylko w życie weszły nowe przepisy dotyczące wydatków w NBA. W lutym tego roku, gdy Mike Conley przedłużył swój kontrakt napisałem: „Najpóźniej do zamknięcia przyszłorocznego okna transferowego, Wilki będą musiały mocno zastanowić się nad swoją przyszłością od strony płac. Zatrzymanie Goberta, KATa, Edwardsa i Reida nie będzie niemożliwe, ale będzie bardzo ciężkie do dźwignięcia dla klubu ze średniego rynku na standardy NBA. Jeśli Leśne Wilki zakończą przyszły sezon w składzie, który będzie kosztował tyle, że klub znajdzie się w drugim progu podatkowym, wtedy dalsze wzmacnianie składu, no i oczywiście samo go zatrzymanie, będzie bardzo trudne.”
No i stało się. Wolves mieli czas do zamknięcia okna transferowego tego sezonu, czyli do 6. lutego 2025, żeby uniknąć wejście w drugi próg podatkowy, ale postanowili działać już teraz. Być może z obawy, że przyparci do negocjacyjnego muru, będą musieli zrobić ruch dla siebie niekorzystny.
Gdybym był fanem Wolves, to nie do końca cieszyłbym się z tego transferu. KAT miał swoje mankamenty, ale w mojej ocenie, kilka z nich, zostało „zaadresowanych” przez klub i przez niego samego. Po pierwsze fakt, że po przyjściu Edwardsa, Towns nie musiał być już kreowany na lidera tej drużyny i tej szatni. Tę zmianę KAT przywitał z szeroko otwartymi ramionami. Przez lata grania i przegrywania, ewidentnym stało się, że mentalnie nie jest w stanie dźwigać takiej roli. Mimo ogromnego talentu. Co innego bycie wiceliderem, który nadal dużo może, ale już nic nie musi, bo od tego ma ANTa.
Wprawdzie występy Townsa w finałach zachodu z Mavs nie były najlepsze, ale za to wcześniejsze serie z Nuggets i Suns były w jego wykonaniu czymś, co przechodziło wszelkie testy dotyczące jego postaci i jego przydatności dla tej rotacji. Przede wszystkim Minnesota wygrała je obie, co jest przecież sensem występów w postseason samym w sobie. Po drugie KAT całkiem nieźle wyglądał w defensywie przeciwko Kevinowi Durantowi, a potem Nikoli Jokicowi. W ataku z kolei, robił dokładnie to, czego można było oczekiwać – spacing dla Edwardsa i trochę punktów od siebie.
Jak dla mnie więc, ten ruch jest bardziej finansowy, niż sportowy. Byliśmy przecież dopiero w drugim, w przeddzień trzeciego roku projektu Gobert, Towns, Edwards i był to projekt, który miał sportową rację bytu. W pierwszym sezonie jego istnienia Wolves odpadli z play-offów z późniejszymi mistrzami NBA. W drugim jednak pokonali mistrzów oraz grali w finale konferencji. Moim zdaniem nie było sportowych przesłanek za tym, żeby temu składowi, z tym trzonem, nie dać przynajmniej jeszcze jednej szansy na wygranie zachodu i potem walki o tytuł.
Towns ma zapisane $220 mln w ciągu najbliższych czterech lat (ostatni rok, to opcja gracza warta $61 mln). Julius Randle z kolei zarobi $28,9 mln w tym sezonie, a na przyszły ma opcję zawodnika wartą $30,9 mln.
Jeśli chodzi o 29-letniego Randle’a, to przede wszystkim nie jest on jeszcze zdrowy. W styczniu doznał kontuzji prawego barku, którego operację przeszedł dopiero w kwietniu. On i Knicks mieli do końca nadzieję, że uda mu się wrócić na play-offy. Mówi się, że ma być gotowy na początek sezonu, ale nadal nie jest to pewne. I co ważne – on od kwietnia się rehabilituje, a nie trenuje w normalnym trybie, z normalnym obciążeniem, w oczekiwaniu na kolejne rozgrywki. To jest kolosalna różnica.
Zakładając jednak, że wróci w 100% zdrowy i będzie w formie, która od 2021 pozwoliła mu być trzy razy All-Starem, to Wolves dostaną co wieczór po 24 punkty, 9,2 zbiórki i 5 asyst. Brzmi nieźle, ale jak przyłożyć do tego lupę, to nie do końca podoba mi jego dopasowanie do Goberta i Edwardsa. KAT tam pasował, bo jest świetnym strzelcem za trzy punkty. Nie „jak na wysokiego”, tylko tak po prostu, jest świetnym strzelcem za trzy. Randle jest tylko średni w tym aspekcie. A co najgorsze dla Wolves, lubi rzucać. W ostatnich czterech latach oddawał po przynajmniej 5 rzutów zza łuku, w rozgrywkach 2022-23 nawet po ponad 8. W ostatnich trzech latach nie przekroczył 34% skuteczności zza łuku. Jeśli będzie mordercą spacingu dla ANTa, może się okazać, że wspólna gra trzech najlepiej opłacanych graczy Wolves w tym samym czasie na parkiecie nie będzie mieć za dużo sensu. Randle może w teorii i praktyce być dalej transferowany, jeśli ta współpraca miałaby nie wyglądać najlepiej, ale co i kogo Minnesota dostanie za gracza, który może wejść na wolny rynek po tym sezonie?
Niewątpliwym pozytywem dla Wolves jest w tej wymianie Donte DiVincenzo. 27-latek ma za sobą najlepszy sezon w karierze. Notował po 15,5 punktu, 3,7 zbiórki, 2,7 asysty oraz 1,3 przechwytu. Trafiał 40,1% zza łuku (3,5 celnej trójki na mecz). Latem ubiegłego roku podpisał czteroletnią umowę wartą $50 mln, więc pod kontraktem jest jeszcze trzy całe sezony. Kto wie czy nie okaże się dla Wolves bardziej wartościowy niż Randle. Da bezcenny spacing, którego przy Edwardsie na boisku nie można nie mieć. Da też dobrą obronę, zadziorność, sporo boiskowej inteligencji. Ta część tej wymiany bardzo mi się podoba z perspektywy Minnesoty.
Jeśli chodzi o pick w przyszłorocznym drafcie, to nie liczyłbym, że Wolves go dostaną. Jest wszak chroniony w top 13, a Pistons będą wybierać wyżej, bo nie będą dobrzy w tym sezonie.
Na pewno więc jednym ze scenariuszy tej wymiany jest zbudowanie fundamentu Gobert i Edwards, z kończącym powoli karierę Conley’em. Czyli klasyk, jeśli chodzi o schematy. W tym wariancie Randle nie byłby esencjonalny dla przyszłości Wolves, a wszystko dobre od niego, byłoby znakomitą nadwyżką. No a przecież jest dla tego klubu ogromną ulgą finansową. Minnesota nadal powinna być jedną z najlepszych drużyn ligi. A piszę to cały czas mając Randle’a i jego produktywność ze znakiem zapytania. Jeśli się wpasuje, w co w tej chwili nie do końca wierzę, to będzie jak znalezienie skrzynki złota na plaży dla tej drużyny
Jeśli chodzi o Knicks, to ci postanowili dać sobie nagrodę za ostatnie 3-4 lata niemal samych dobrych i przemyślanych decyzji, by w końcu, jak to na Knicks przystało, sięgnąć po gwiazdę dużego formatu. W przeciwieństwie jednak do lat wcześniejszych gwiazda ta nie jest schorowana, jest przed trzydziestką i przychodzi do już zbudowanej drużyny, z prawdziwym trenerem. To luksus, jakiego w tej drużynie, w tym mieście nie było od… może czasów Patricka Ewinga? Tak, pamiętam Carmelo Anthony’ego, ale gdy ten pojawił się w Knicks, to ci wysłali w zamian do Denver pół składu. To się nie dzieje teraz z KATem.
W związku z tym, że Julius Randle nie grał od końca stycznia, to można powiedzieć, że kosztem zadaniowca DiVincenzo, Knicks dostają All-Stara ocierającego się o poziom All-NBA, który z miejsca wejdzie tam, gdzie ta drużyna tego potrzebuje – na środek. Po odejściu Hartensteina, w związku z kontuzją Mitchell Robinson, która może zatrzymać go poza grą nawet do stycznia, Knicks bardzo potrzebowali dużego ciała by być tym, czym są i chcą być pod wodzą coacha Thibodeau.
Ale, żeby nie było aż tak landrynkowo, to nie mam przekonania, czy Towns charakterologicznie będzie pasował do tej rotacji, do tej filozofii gry. Tak, zgadza się, Thibodeau i Towns pracowali ze sobą w Minnesocie, ale jakie ma to dziś znaczenie?
Gdybym był fanem Knicks, to obawiałbym się, czy po paru latach, a jak na ten klub, to nawet całej wieczności, spokojnych decyzji i czekania na gwiazdę, Leon Rose, GM Knicks, postawił na tę właściwą dla tego klubu i tego miasta. Mówiąc wprost czy Towns nie jest, mówiąc kolokwialnie, za miękki, jeśli chodzi o styl gry, za kruchy mentalnie, dla drużyny z tym trenerem, w takim składzie? Knicks Thibsa lubią atakować tablice, zbierać ludziom piłki znad głów, budować samych siebie w obronie. Robinson notował po 4,6 ofensywnej zbiórki w tamtym sezonie, Hartenstein po 3,5. KAT z kolei tylko po 1,5 (2,8 za całą karierę). To, w czasie kilkumiesięcznej nieobecności Robinsona, może być problem dla dotychczasowej tożsamości Knicks. Ale po jego powrocie, Towns może zostać przesunięty na „czwórkę” i grać z powodzeniem z Robinsonem tak, jak grał przez dwa lata z Gobertem.
W ataku da im przestrzeń, jakiej nigdy nie mieli w tej swojej wersji. Co do tego nie mam wątpliwości i raz jeszcze podkreślam – Towns jest elitarnym strzelcem. Zatem zadanie Thibsa w tym, żeby, przynajmniej do powrotu Robinsona, dokonać takich usprawnień w stylu gdy, żeby przykryć mankamenty Townsa, a uwypuklić jego atuty, których ma sporo. Nogi Jalena Brunsona już radują się na wiadomość, że nie będą musiały być zajeżdżane w każdym meczu. Obecność KATa w ofensywie Knicks, da Brunsonowi możliwości atakowania, jakich nie miał ze zdrowym Randle’em. Anunoby i Bridges będą musieli maskować defensywne zawieszki Townsa, ale za to w ataku zostaną wynagrodzeni przestrzenią do operowania. Czy to się uda? Mnie nie pytaj. Knicks nie robiliby tej wymiany, gdyby nie wierzyli, że ma to sens, że Thibodeau jest w stanie to poukładać.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.