Kevin Durant – człowiek z misją

Bronił się przed tą rolą jak tylko mógł, upierał się, że jest, że chce być jednym z wielu. W końcu chyba jednak zrozumiał, że nie jest jednym z wielu w tym czy każdym innym składzie. Dotarło do niego, że to on jest twarzą tej reprezentacji, że to on będzie decydował o losach dzisiejszego finału.
Jak na lidera przystało K.D. poprowadził przedwczoraj ekipę USA do wygranej w ćwierćfinałowym starciu z Rosją 89:79. Był skuteczny (33 punkty), skupiony i nie do zatrzymania dla rywali a dodatkowo bardzo emocjonalny. Po końcowym gwizdku zasalutował w kierunku amerykańskich kibiców i powiedział "Yes Sir!". Na butach zapisany miał m.in. rok 1972, żeby upamiętnić kontrowersyjną porażkę USA ze Związkiem Radzieckim w finale Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Tak się złożyło, że Durant i koledzy grali dokładnie 38 lat po tym wydarzeniu.



Wczoraj w półfinale z Litwą było jeszcze skuteczniej i jeszcze bardziej emocjonalnie. Tak się akurat złożyło, że mecz grany był 11 września – dokładnie 9 lat po zamachu na WTC. 

Durant rzucił 38 punktów czym pobił rekord Team USA należący od 4 lat do Carmelo Anthony’ego (35 punktów w meczu z Włochami) a co ważniejsze poprowadził drużynę do wygranej z Litwą 89:74.

Na butach znów miał róże symbole i daty.

"Chciałem upamiętnić wszystkich, których dotknęła tragedia z 11 września. Grać w rocznicę takiego dnia, reprezentować swój kraj to wielki honor a za razem bardzo emocjonalne przeżycie. Chcieliśmy zagrać najlepiej jak umiemy dla naszego kraju, dla naszych bliskich i dla tych, których data 11 września dotyczy szczególnie. Cieszę się, że nam się udało." – powiedział Durant.

Kiedy Amerykanie ostatni raz byli Mistrzami Świata, Kevin Durant miał… 5 lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.