Złoto wraca tam, gdzie jego miejsce

Powiedzieć, że Amerykanie po 16 latach znów zostali Mistrzami Świata w koszykówce brzmi dziwnie i nie oddaje rzeczywistego stanu. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że tytuł wrócił tam, gdzie jego miejsce. Amerykanie są i byli przez te wszystkie lata najlepsi a to, że nie przywozili do domu złotych medali z dużych imprez było pochodną wielu czynników z daleko idącą ignorancją na czele.

W 1998 roku, 4 lata po Mistrzostwach w Toronto, do wczoraj ostatnim tytule Mistrzów Świata dla Amerykanów, ze względu na lock-out Team USA nie zabrał do Aten ani jednego gracza NBA. Siłą rzeczy pół-amatorzy, studenci i zawodnicy grający w różnych ligach na świecie nie mieli wielkiej siły rażenia a na dźwięk ich nazwisk nikomu nie uginały się kolana. "Parszywa Dwunastka" mająca w składzie takich graczy jak Trajan Langdon, Kiwane Garris, Michael Hawkins czy Brad Miller zdołała wywalczyć "brąz" minimalnie przegrywając półfinał z Rosją 66:64. Dwa lata później na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney z natury krnąbrni i zarozumiali Amerykanie usłyszeli "alarm". Minimalna wygrana w półfinale z Litwą 85:83 i wymęczony finał z Francją 106:94 niczego ich jednak nie nauczyły i nie dały do myślenia. Dla nich koszykówka w zawodowym wydaniu w dalszym ciągu zaczynała się i kończyła w Ameryce a cała reszta to tylko bezosobowe international basketball.

Skład na Mistrzostwa Świata 2002 roku w Indianapolis też więc zmontowano naprędce. Znaleźli się w nim tacy koszykarze jak: Antonio Davis, Ben Wallace, Andre Miller, Jay Williams czy Raef LaFrentz. Zawodnicy bez wątpienia ponad przeciętnością NBA ale niewiele ponad. Gwiazdy pierwszego planu tradycyjnie odmówiły udziału w imprezie podając jak zawsze przeróżne powody – kontuzje, śluby, przemęczenie, chęć dania szansy młodszym głodnym sukcesu kolegom. Wiadomo było, że skład nie jest imponujący jak na możliwości NBA ale z drugiej strony wszyscy byli przekonani, że w zupełności wystarczy to by sięgnąć po tytuł Mistrzów Świata, tym bardziej na własnej ziemi.
Rzeczywistość okazała się być bardziej okrutna niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić w najczarniejszych scenariuszach przed turniejem. W kiepskim stylu zaledwie szóste miejsce, ogólny bilans 6:3 (wcześniej skład złożony wyłącznie z zawodników NBA nie przegrał ani jednego meczu). Uznano to za wypadek przy pracy, błąd w sztuce, fatalna pomyłkę. Podejścia jednak nie zmieniono.

Odbudowa wizerunku miała przyjść już 2 lata później, podczas Igrzysk Olimpijskich w Atenach. Pod wodza świeżo upieczonego mistrza NBA z Detroit Pistons coacha Larry Browna ze składem jakiego nie udało się zebrać od lat – Tim Duncan, Emeka Okafor, Carmelo Anthony, Carlos Boozer, Richard Jefferson, Shawn Marion, Lamar Odom, Amar’e Stoudemire, LeBron James, Allen Iverson, Stephon Marbury i Dwyane Wade – Team USA ruszył po swoje.
 
Zaczęli jednak od falstartu – sensacyjna porażka na inaugurację turnieju z nisko notowaną reprezentacją Portoryko i to aż 92:73! Potem wcale nie był lepiej.  Wymęczone wygrane z Grecją 77:71 i Australią 89:79. Następnie kolejna nieoczekiwana porażka tym razem w meczu z Litwą 94:90 a na zakończenie zmagań w grupach tradycyjne lanie z Angolą 89:53. Ćwierćfinał z mocną Hiszpanią (102:94) dał nadzieję, że mimo słabej jak na ten kraj, jak na ten skład gry w fazie grupowej, wszystko wróciło do normy i że Amerykanie pewnie idą po złoto. Rozczarowanie zatem było ogromne gdy faktem stała się półfinałowa porażka z Argentyną (89:81). Kolejna wielka impreza bez złota, kolejny zawód, kolejna gorycz porażki. Na otarcie łez "Dream Team" stanął na wysokości zadania w meczu o brąz i pokonał Litwę, swoich grupowych oprawców 104:96. Marne było to pocieszenie dla gwiazd NBA, dla których każdy inny wynik niż pierwsze miejsce w rozgrywkach międzynarodowych uznawany jest zawsze za porażkę.

Amerykanie słusznie zauważyli, że okres ich supremacji w świecie koszykówki właśnie się skończył. Przynajmniej w takim wydaniu do jakiego się przyzwyczaili. Minęły czasy wygrywania z marszu, różnicą kilkudziesięciu punktów, wygrywania kadrą B czy nawet C. "Reszta Świata" zrobiła ogromny krok do przodu i o ile dystans do Stanów Zjednoczonych wciąż był znaczny to z imprezy na imprezę skutecznie pomniejszany głównie przez lekceważące podejście do gry w kadrze i braku odpowiedniego, długofalowego systemu selekcji.

Ludzie odpowiedzialni za USA Basketball Team powiedzieli "dość". Wymyślono plan, wstępnie trzyletniego zobowiązania dla grupy wyselekcjonowanych koszykarzy. Program miał obejmować przygotowanie do Mistrzostw Świata w Japonii w 2006 roku, Igrzysk Olimpijskich w Pekinie dwa lata później a następnie do Mistrzostw Świata w Turcji (2010) oraz Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Selekcjonerem został Jerry Collangelo, głównym trenerem Mike Krzyżewski a jednym z asystentów Mike D’Antoni jako znawca koszykówki międzynarodowej. Z taką ławką trenerską i ciekawym składem (Joe Johnson, Kirk Hinrich, LeBron James, Antawn Jamison, Shane Battier, Dwyane Wade, Chris Paul, Chris Bosh, Dwight Howard, Brad Miller, Elton Brand, Carmelo Anthony) gwiazdy NBA zameldowały się cztery lata temu w Japonii. Fazę grupowa przeszli w dawnym stylu wygrywając mecze średnio o 25 punktów. W ćwierćfinale nie dali szans Niemcom wygrywając 85:65. A następnie zagrali półfinał z Grecją.
Ten słynny mecz. Jest wiele teorii na jego temat. Jak to się mogło stać? W 9 przypadkach na 10 wygraliby Amerykanie ale tego dnia był to akurat ten dziesiąty przypadek. Grecy rzucali z niebywałą skutecznością z gry na poziomie ponad 62%, niszczyli obronę rywali pick’n’rollami, świetnie prowadził grę Theodoros Papaloukas (zaliczył 12 asyst). Co by nie powiedzieć i jakiego usprawiedliwienia by nie szukać fakt pozostanie faktem: USA 95, Grecja 101. Ostatecznie Team USA zakończył rozgrywki jak dwa lata wcześniej – z brązem na pocieszenie.

System był słuszny ale podejście nadal nie to. Amerykanie łącznie z coachem K mieli przeważnie mgliste pojęcie przeciwko komu grali. Na konferencji po meczu z Grecją, Krzyżewski komplementował numery nie nazwiska rywali – po prostu ich nie znał i nie robił z tego tajemnicy mimo, że dla tysięcy Europejczyków kilku z nich było koszykarskimi pół-bogami.
Jasnym stało się, że wywalczenie złota nie leży już tylko w sferze systemu czy składu ale odpowiedniego podejścia. Nie wystarczyło już tylko przyjechać i zagrać w silnym składzie przeciwko każdemu kogo tylko wystawi "reszta świata". Collangelo i Krzyżewski w końcu zrozumieli, że ich system nigdy nie będzie skuteczny jeśli nie wprowadzą pełnego profesjonalizmu do tego co robią. Dlatego mimo porażki w Japonii nie zrezygnowano z wytyczonego szlaku. Co niespotykane do tej pory oszczędzono większość ze składu z Pekinu dodając Kobe Bryanta, Derona Williamsa i Tay’a Prince’a. Amerykanie zrozumieli, że bez względu na różnice punktowe, ilość wsadów, alley-oopow czy pięknych podań, bez względu na to czy to jest "dream" czy już tylko "team" zespół ten rozliczany przez koszykarski świat będzie już zawsze tylko i wyłącznie za trzy mecze: ćwierćfinał, półfinał i finał. Cala reszta to tylko otoczka, smakowity kąsek dla dziennikarzy i kibiców.

Jak nigdy zmotywowani Amerykanie stawili się w Pekinie. "Redemption Team" z całych sił chciał udowodnić, że centrum koszykarskiego świata ciągle jest w USA, i że wszystkie złe rzeczy które przytrafiły się kadrze w ostatnich latach są w nich samych i to oni znają drogę do odkupienia.
Udało się. Kobe, LeBron, Dwyane i partnerzy swoją grą nawiązali do najlepszych lat międzynarodowych występów kadry Stanów Zjednoczonych, kiedy nie było nadużyciem nazywanie ich "Dream Teamem". Komplet wygranych średnią różnica 32 punktów w fazie grupowej, gładki ćwierćfinał z Australią i niewiele trudniejszy półfinał z Argentyną a na deser wisienka na torcie – Finał z niesamowicie silną Hiszpanią. Osiem długich lat oczekiwania na Olimpijskie złoto dobiegł końca ale gdzieś tam w dalekiej Turcji już za dwa lata czekać miało kolejne zadanie do wykonania, następne miliony ust do zamknięcia.
Tak historia zatacza koło i tak zaczyna się opowieść o zakończonych wczoraj Mistrzostwach… Ciąg Dalszy Nastąpi…

http://lifestyle.beiruting.com/wp-content/uploads/2010/09/Lifestyle-basketball-worldcup-champions.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.