Kobe, Shaq, Phil i „Cyrk na trzy pierścienie”. Rusza przedsprzedaż książki o legendarnej drużynie

Rzadko się zdarza, żeby w jednej szatni spotkały się trzy tak wielkie osobowości. Los Angeles Lakers z lat 1996-2004 to drużyna, w której kipiało. Ale nie przeszkodziło to Kobemu, Shaqowi i spółce sięgnąć po trzy mistrzowskie pierścienie NBA. Rusza przedsprzedaż książki Jeffa Pearlmana „Cyrk na trzy pierścienie. Kobe, Shaq, Phil i szalone lata dynastii Lakers”, która do polskich księgarni trafi 22 maja nakładem Wydawnictwa SQN.

Zamów książkę „Cyrk na trzy pierścienie” w przedsprzedaży TUTAJ:

– Oszczędzasz 18 zł.

– Wysyłka jeszcze przed premierą.

– Atrakcyjne pakiety z innymi książkami o NBA i gadżetami koszykarskimi.

Fragment książki:

Pod koniec treningu, zgodnie z rytuałem, członkowie drużyny ustawiają się, by rzucać z połowy boiska. Zwycięzca ma dostać po sto dolarów od każdego uczestnika konkursu.

Jak przystało na organizację, która w dwóch ostatnich sezonach zdobyła mistrzostwo NBA, gracze biorący udział w tej rywalizacji mogliby znaleźć się w księdze wielkich osiągnięć nowoczesnej koszykówki. Są tu: Robert Horry, wybitny, wręcz zabójczy specjalista od rzutów za trzy punkty, którego umiejętność trafiania w decydujących sekundach meczu jest już legendarna; Rick Fox, bystry niski skrzydłowy, którego występy kinowe i małżeństwo z Vanessą Williams sprawiły, że stał się członkiem hollywoodzkiej rodziny królewskiej; Brian Shaw, rozgrywający intelektualista, najmądrzejszy facet w całej szatni; Derek Fisher, szybko gadający obdarzony iskrą bożą koleś z malutkiego Little Rock w stanie Arkansas; Shaquille O’Neal, facet większy niż życie, mierzący 216 centymetrów i ważący 147 kilogramów środkowy; i wreszcie Kobe Bryant, grający szósty rok w NBA supergwiazdor, który trafił do ligi prosto ze szkoły średniej, uważany przez wiele osób za nowe wcielenie Michaela Jordana.

Panowie ustawiają się do rzutów. I pudłują. Rzucają. I pudłują. Rzucają. I pudłują. Za ścieżkę dźwiękową służy tu nieustanny trash- -talking. Docinki. Bluzgi. Obelgi. W końcu piłkę bierze Bryant, mierzący 198 centymetrów i ważący 96 kilogramów, zbudowany z długich, żylastych mięśni. Robi kilka kroków za linię środkową, wykonuje cztery długie susy, wyskakuje i… i… i…

Świst.

O kuuurwa.

– Dawać moją kasę! – warczy Bryant w kierunku kolegów z drużyny.

– Dawać moją pierdoloną kasę!

Lakers płacą Bryantowi 12,3 miliona dolarów za sezon, a dodatkowych 20 milionów zarobi na reklamach takich marek jak Mc-Donald’s czy Sprite. Tysiąc dwieście dolarów za ten rzut z połowy boiska to drobniaki. Ale nie o to chodzi. Chodzi o dumę. O status. Uderzaj albo zostaniesz trafiony – taki był model działania Bryanta, od kiedy trafił do NBA. Kobe Bryant nie będzie niczyją dziwką. Dla niektórych te pojedynki rzutowe były tylko zabawą. O’Neal brał w nich udział z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, choć doskonale wiedział, że raczej nie ma szans wygrać. Podobnie jak Mark Madsen, ociężały, mierzący 206 centymetrów skrzydłowy ze Stanford. Ale w świecie Kobego Bryanta nic nie jest tylko zabawą. Ani warcaby, ani szachy, ani gra planszowa w czwórki, a jużna pewno nie rzut z połowy boiska, przy którym stawką jest 1200 dolarów. Dlatego kiedy trening dobiega końca, Kobe maszeruje od jednego kolegi do drugiego z wyciągniętą dłonią. Odbiera sto dolarów od O’Neala, sto od Foxa, sto od Shawa i sto od Horry’ego.

Patrzy na Walkera.

– Gdzie moja kasa? – dopytuje.

– Oddam ci później – odpowiada Walker. – Nie mam przy sobie.

Bryant spogląda na niego ze złością, ale odchodzi. W Lakers jest niepisana zasada, że na spłatę długu każdy ma 48 godzin. Bryant jest młody, bogaty i zdobywa średnio 25,2 punktu na mecz w drużynie, od której oczekuje się kolejnego tytułu mistrzowskiego. Jakie znaczenie ma opóźnienie w spłacie stu dolarów wobec wielkiego planu?

Ale teraz mamy już kolejny ranek, około godziny 10, 21 lutego. Kolejni zawodnicy Lakers meldują się w wynajętym przez klub autokarze, żeby pojechać na krótki trening przed wieczornym pojedynkiem z kiepskimi Cavaliers. O’Neal i Fox, godni statusu dwóch kluczowych weteranów drużyny, ruszają na tył autokaru, który uwielbiają nazywać „gettem”. Siadają za rezerwowym centrem, Jelanim McCoyem. Za nimi podąża Walker, który wybiera to samo miejsce, co zwykle. Wszyscy słuchają muzyki ze swoich discmanów i kiwają głowami do rytmu.

Wtedy do autokaru wchodzi Bryant.

Idzie w kierunku Walkera, patrzy na niego z góry.

– Siema, Maki – mówi. – Oddasz mi moją pierdoloną kasę?

Walker udaje, że nie słyszy, więc Bryant powtarza głośniej:

– Maki, gdzie, do kurwy nędzy, są moje pierdolone pieniądze?

Tym razem Walker nie tylko go ignoruje.

Tym razem Walker nie tylko się z niego śmieje.

Nie, tym razem Walker odpędza go jak jakiegoś natrętnego komara.

– Oddam ci kasę – mówi – kiedy będę ją miał. (…)

Gdyby ktoś teraz spojrzał na Bryanta z wystarczająco bliskiej odległości, dostrzegłby parę wydobywającą się z jego uszu. Czterokrotny uczestnik Meczu Gwiazd pochyla się nad Foxem, wyciąga prawą pięść, po czym – łup! – wali Walkera prosto w prawe oko.

Na chwilę wszyscy w autobusie zastygają w bezruchu. Ale tylko na chwilę.

Walker, który jest o 14 kilogramów cięższy od Bryanta, spogląda w kierunku McCoya, swojego najbliższego kumpla w drużynie.

– Czy ten skurwiel mnie właśnie uderzył? – pyta. – Czy on mnie właśnie uderzył?

McCoy kiwa głową.

Walker wstaje, zaciska pięść, po czym – świst! Pięć rzędów dalej podrywa się Jerome Crawford, przypominający wrestlera King Konga Bundy’ego ochroniarz i stały kompan O’Neala. Łapie Walkera wpół, zaraz po tym, jak Samaki rzuca swoim discmanem w głowę Bryanta. To, że zawodnik notujący 63-procentową skuteczność z linii rzutów wolnych pudłuje, nie jest dla nikogo niespodzianką. Sprzęt spada na podłogę i się rozbija. Walker wrzeszczy na Bryanta: „Pierdol się, suko!”. Bryant wrzeszczy na Walkera: „Nie, to ty się pierdol!”. O’Neal, który ma długą, dobrze opisaną i fatalną historię relacji z młodym obrońcą, patrzy Walkerowi prosto w oczy.

– Musisz mu spuścić wpierdol! – mówi głębokim barytonem. – Spuścić. Wpierdol.

O książce:

Wszystko, co powinniście wiedzieć o Los Angeles Lakers z czasów Kobego i Shaqa

W historii współczesnego sportu nie było dwóch kolegów z drużyny tak utalentowanych, a jednocześnie tak bardzo się nienawidzących jak Kobe Bryant i Shaquille O’Neal. Ci dwaj toczyli między sobą prawdziwą wojnę: począwszy od publicznych przytyków i wzajemnych ataków przez rękoczyny aż po powtarzające się groźby odejścia.

Ale pomimo ośmiu lat niesnasek i wzajemnej wrogości, czasami zażegnywanych, a czasami świadomie wzniecanych przez trenera Phila Jacksona, duet Kobe – Shaq w latach 1996–2004 stworzył jedną z najwspanialszych dynastii w historii NBA. I poprowadził swoją drużynę do trzech tytułów mistrzowskich z rzędu, przywracając miastu Los Angeles chwałę i wielkość.

Jeff Pearlman, autor bestsellera Lakers. Dynastia zwycięzców, na podstawie którego powstał serial HBO, zagłębia się w jeden z najbardziej fascynujących tandemów w historii sportu i wyciąga na światło dzienne wiele dramatycznych zwrotów akcji, które raz formowały, a innym razem niszczyły tę fascynującą drużynę.

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich kibiców koszykówki!

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich kibiców koszykówki, zwłaszcza w kontekście tragicznej śmierci Bryanta w styczniu 2020 roku.

„Library Journal”

Wszystko, co powinniście wiedzieć o Los Angeles Lakers z czasów Kobego i Shaqa w wersji bardziej zniuansowanej od hołdów, które mogliśmy przeczytać po tragicznej śmierci Bryanta. Pearlman sprawnie wyciąga na światło dzienne wiele dramatycznych zwrotów akcji, które miały miejsce w tej wyjątkowej drużynie. Świetna lektura, która spodoba się wszystkim kibicom – i pewnie rozzłości kilku apologetów.

„Kirkus Reviews”

Cyrk na trzy pierścienie to już klasyka literatury sportowej, która przypomina nam, że ze świetnością też można obcować obrzydliwie blisko. Książka Pearlmana to znakomity portret młodego Kobego Bryanta. Autor odkrywa kolejne warstwy osobowości dwóch polaryzujących postaci, pokazując, jak bolesne bywa bycie wielkim. Z jaką samotnością, izolacją i nadludzką determinacją wiązała się ta wielkość, zanim czas, okoliczności i wiek pozwoliły Kobemu dojrzeć i się zmienić.

Mirin Fader, Bleacher Report

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.