Według anonimowych osób blisko związanych z Chrisem Paulem, gwiazda New Orleans Hornets chce opuścić Luizjanę. Jako wymarzone kluby do kontynuowania kariery w NBA CP3 wymienia podobno Knicks, Magic oraz Lakers.
Nie jest tajemnicą, że nic tak nie frustruje Paula jak porażki. Ma on za sobą pięć sezonów w lidze zawodowej z czego tylko 2 zakończone awansem do play-offs.
Zainspirowany decyzją LeBrona Jamesa o połączeniu sił z innymi wielkimi talentami ligi, Paul marzy o tym samym i nie chce słyszeć o nowym kierunku działania klubu. Podobno jest tak zdeterminowany, że mało prawdopodobny wydaje się być scenariusz, w którym CP3 rozpoczyna nowy sezon w koszulce z napisem "New Orleans" na piersiach.
Chris nie powie tego publicznie bo zostałby ukarany przez NBA ale ci, którzy go znają są zdania że jego wizja gry z inną wielką gwiazdą (bądź dwiema) jest już tak mocna, że raczej nie da się jej zatrzymać.
I w tym momencie na horyzoncie pojawiają się New York Knicks, którzy tylko czekali na taki moment i już szykują propozycję transferu. Po szumnych zapowiedziach o sprowadzeniu do N.Y LeBrona Jamesa, Dwyane’a Wade’a, Chrisa Bosha (cała trójka w Miami) czy paru innych klasowych nazwisk wielkie polowanie na wolne gwiazdy skończyło się dla Knicks na pozyskaniu z Phoenix Amar’e Stoudemire’a.
Na wieść o przenosinach LeBrona do Miami zarząd Knicks niemal natychmiast wprowadził w życie "Plan B", którego błyskotliwość może potwierdzić się w najbliższym czasie.
Wtedy to kilka chwil po słynnych już słowach Jamesa Knicks pociągnęli za spust transferu Davida Lee do Golden State. Dzięki "sign-and-trade" strata swojego najlepszego zawodnika przynajmniej po części zrekompensowana została pozyskaniem z Oakland Anthony Randolpha, Kelenny Azubuike i Ronny Turiafa.
Jak się okazuje wcale nie muszą oni rozpocząć sezonu w barwach Knicks a posłużyć za "kartę przetargową" w walce o jednego z najlepszych rozgrywających świata.
Mimo nie do końca udanych prób wzmocnienia składu na nadchodzący sezon Nowy Jork to w dalszym ciągu miasto możliwości, które rozbudza wyobraźnię. Jeśli udałoby się sprowadzić tak znakomitego rozgrywającego jak CP3 a za rok dodać Carmelo Antony’ego, który co warto podkreślić nadal nie podpisał przedłużenia umowy z Denver i być może przyszłego lata stanie się wolnym agentem to już teraz możemy zacierać dłonie na myśl o Finałach Konferencji Wschodniej Knicks – Heat, rywalizacji która pod koniec lat 90′ elektryzowała koszykarski świat.
Ludzie mówią, że LeBron James odchodząc z Cleveland pozbawił się korony, przestał być "Królem Jamesem". Być może ale wygląda na to, że jak przystało na gracza wyprzedzającego swój czas świadomie lub nie dał początek czemuś co może stać się w najbliższej przyszłości trendem w NBA – wielkie gwiazdy zaczną szukać szans na wspólną grę nawet kosztem ogromnych pieniędzy czym odwołają się do źródeł koszykówki jako sportu zespołowego.
Jordan, Magic, Bird twierdzą że nigdy nie myśleli o wspólnej grze, że bardziej woleli pokonywać się niż bratać. To ważny głos w dyskusji o decyzji LeBrona i jego ewentualnych naśladowców… ale nie decydujący i przesądzający o jej słuszności.
Lojalność, wierność i oddanie to ważne cechy dziś często, może zbyt często pomijane w kontekście zawodowego sportu.
A co jeśli na drugą szalę położyć przyjaźń, poświęcenie (kilkunastu mln $) i dobrowolne oddanie statusu niekwestionowanego lidera drużyny?
Nawet jeśli waga nie pokaże znaku równości, ba nawet jeśli pierwsza szala przeważy to czy mamy prawo kwestionować czyjeś marzenia? Czy samotność i frustracje muszą na stałe być wpisane do listy atrybutów gwiazdy?