Zastanawiałem się o czym napisać w trzeciej i ostatniej części relacji z Londynu i wyszło mi, że w zasadzie o wszystkim najważniejszym już napisałem. Mecz widzieliście, wnioski możecie sobie wyciągnąć sami. Nets idą w górę tabeli i nawet bez Brooka Lopeza mogą być groźni. Nie tylko mogą być ale będą groźni (jeśli będą trzymać się z dala od kontuzji). Heat i Pacers mogą spać spokojnie o swoje dwa pierwsze miejsca przed play-offami. A miejsce trzecie? Brooklyńczycy tracą do niego już tylko 2 i pół meczu. Kto tam jest teraz? Atlanta Hawks (razem z Toronto Raptors). Tak, Wschód jest taki słaby w tym sezonie.
Rozmawialiśmy po meczu w kilkuosobowym gronie. Nets mogą zrobić run na to trzecie miejsce i w drugiej rundzie spotkać się z Miami (zakładamy, że Indiana wygra Wschód w rundzie zasadniczej a przyczajeni mistrzowie na trzecim biegu zaczną grać swoje dopiero w play-offach. I nawet na "trójce" dojadą na drugie miejsce). Ale odłóżmy to na to razie…
Podsumowując – NBA z bliska to coś niesamowitego, zjawiskowego. To jest profesjonalizm do granic możliwości. Wiemy to od dawna ale dopiero na żywo dociera do nas co to naprawdę znaczy. Tam nie dzieją się niezaplanowane rzeczy – oczywiście z wyłączeniem zdarzeń na parkiecie – wszystko odbywa się według wcześniej ustalonych i sprawdzonych schematów.
To niestety ostatni wpis z tego wyjazdu. Parę dodatkowych rzeczy znajdzie się też w lutowym numerze Magazynu MVP.
Wracamy do nieszarej rzeczywistości bazowania na doniesieniach nba.com i amerykańskich gazet. Może znów jakieś dzieci, którym się nudzi zarzucą mi, że coś kopiowałem z jakiejś polskiej strony:) i znów Pozdro będzie musiał stawać w mojej obronie 🙂 Żartuję. Kończę ten wpis "na kolanie". Jestem na turnieju w Vancie i za 10 minut zaczyna mecz. Cześć…
Pytanie, które chciałem zadać Jasonowi Kiddowi a które padło tuż przed moją kolejką brzmiało czy coach Nets ma zamiar wystąpić bez krawata i podtrzymać dobrą passę (wtedy był 6:1, teraz jest 9:1). Nie chciałem stracić głosu więc musiałem szybko wymyślić jakieś inne…