Melo też chce do Nowego Jorku

Pisałem 2 dni temu o tym, że na myśl o grze w Nowym Jorku Tony Parker czuje motyle w brzuchu. Co mi się podoba u T.P. to fakt, że póki co o swoich marzeniach opowiada tylko żonie w przeciwieństwie do Chrisa Paula a ostatnio Carmelo Anthony’ego.
Melo w zasadzie oficjalnie tego nie powiedział ale
a) Od wielu tygodni na stole w Denver leży $65 mln płatne w 3 lata. Są to ogromne pieniądze, na które nie może liczyć nigdzie indziej.
b) Mimo, że sam tego nie mówi, to ma tzw. "znajomych" i "osoby z nim związane", na które to powołują amerykańskie, opiniotwórcze gazety – więc nie ma powodu, żeby im nie wierzyć.
Kilka tygodni temu w Nowym Jorku właśnie odbyło się wesele Antony’ego. Podobno Chris Paul wzniósł toast za "Nową Wielką Trójkę" mając oczywiście na myśli siebie, Amare’e no i Melo. Tyle, że w atmosferze ogólnego zadowolenia ktoś zapomniał, że wśród zaproszonych gości są ludzie z organizacji Denver Nuggets z właścicielem Stanem Kroenke na czele.
Żarty żartami, toasty toastami ale smród się zaczął unosić. Melo do niedawna jeszcze próbował łagodzić sytuację. Przekonywał że niby ma się jeszcze nad czym zastanowić (?! jakby było nad czym gdyby chciał zostać. To jest $65 mln.), jest czas do namysłu. Ale coraz głośniejszych i konkretniejszych plotek o chęci odejścia z Denver już nie dementuje. Oprócz Knicks wśród potencjalnych nowych pracodawców Anthony’ego wymienia się też Rockets, Magic i Nets.
Pisałem jakiś czas temu po "Decyzji" LeBrona, że jak na gracza wyprzedzającego swój czas (mimo wszystko) wyznacza on do tej pory nieznane trendy. Nie zrobił tego Jordan, nie zdobili tego ani Magic, ani Bird ale zrobił to James i jak widać na naśladowców długo czekać nie trzeba było.
Nuggets jeśli nie chcą powtórzyć losu Cavs i 1 lipca 2011 roku obudzić się z ręką w nocniku nie mogą ryzykować. Jeśli w głowie Melo jest już Nowy Jork to nie ma co łudzić się, że przez rok coś lub ktoś to zmieni. Nuggets nie będą w tym roku walczyć o tytuł więc jego obrona za rok nie wchodzi w grę.
Sprytni dziennikarze z N.Y. już wiedzą, że Melo pasuje do Knicks jak ulał, ba pasuje do nich nawet lepiej niż LeBron, którego kusili już od ponad 2 lat. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma tym bardziej kiedy to co się ma (albo będzie mieć) niewiele ustępuje temu co się chciało mieć.
LBJ przewrócił pierwszy klocek domina a reszta to już historia. Czy jest to droga na skróty po tytuł? Śmiem twierdzić, że nie do końca. Liga to nie gra komputerowa gdzie suma talentów wymiernie przekłada się na sukces drużyny. Heat muszą zagrać 82 mecze, potem przejść 3 rundy do finału gdzie czekać będzie na nich równie mocny rywal. Kontuzje, zmęczenie, stres, presja i tak dalej. Nikt niczego nie dostaje za darmo a kto myśli, że na dźwięk nazwisk Wade, James i Bosh rywalom będą uginać się kolana ten jest w błędzie. Będzie dokładnie odwrotnie. Wszyscy będą szykować się żeby zbić faworyta i tak będzie od początku do końca sezonu. Dlatego właśnie nie jestem przeciwnikiem "Wielkich Trójek". Nie jestem jakimś ich entuzjastą (nie licząc tej bostońskiej ale to inna bajka) ale nie mam nic przeciwko takiej tendencji.
Kończy ci się kontrakt idź graj gdzie chcesz, z kim chcesz i za ile chcesz. To twoje życie, twoja reputacja, twoja legenda. Czy chcesz ją budować i skończyć tam gdzie ją zacząłeś czy otworzyć nowy rozdział gdzieś indziej – zrób to, zaryzykuj – rozliczą cię historia i kibice.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.