MVP FAQ: Are They For Real?

Pogadaliśmy

Dziś trochę nietypowa formuła, bo pytanie jest jedno „Are
They For Real?” i dotyczy trzech drużyn, które zaczęły sezon powyżej
oczekiwań. Poprawna odpowiedź to taka, która ocenia czy ten dobry start
może się przekuć na udany sezon, czy to tylko „błąd w Matriksie” jakich
na wstępie mnóstwo.
 

1. Are They For Real: Milwaukee Bucks

Wojciech Bielewicz: Tak? Nie? Nie wiem? Mogę jedynie
powiedzieć, że zajebiście ogląda się w akcji Giannisa oraz Brandona
Knighta. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy zespół prowadzony przez
Jasona Kidda może być brany na poważnie. Fakty są jednak takie, że na
Wschodzie Bucks są w tym momencie zespołem, który awansowałby do
playoffów. Ich największym atutem jest gra pod koszami. Statystyki
pokazują, że średnio w meczu zdobywają w tym obszarze prawie 9 punktów
więcej od swoich rywali. To drugi wynik w lidze, zaraz po Mavs. Pytanie
czy Milwaukee utrzymają taki kurs przed cały sezon? Raczej wątpię –
tankowanie w tym roku nie ma większego sensu, jednak pewnie kwestią
czasu jest, kiedy zespół zacznie systematycznie spadać w tabeli.

Karol Śliwa: Mają całkiem ciekawy, młody skład,
dobrego(?) trenera no i grają na Wschodzie, gdzie trzeba naprawdę
niewiele, żeby z przeciętnej czy nawet słabej drużyny zmienić się w
play-offową. Bobcats dali przykład sezon temu, Bucks mają szanse
kontynuować to w tym. Na razie nie jestem w stanie odpowiedzieć czy są
już for real. Muszę zobaczyć od nich więcej. Wygrana z Grizzlies nie
jest dowodem na nic. Bez wątpienia jest w Milwaukee talent, jakiego nie
było od dawna. Historia pokazuje jednak, że suma talentów nie zawsze
przekłada się na sukces drużyny. Bucks grają momentami ciekawy i
porywający basket. Mają atletyzm, który sam w sobie może dać im kilka
wygranych w sezonie. Zobaczymy gdzie ich to zaprowadzi na koniec
rozgrywek.

Piotr Zarychta: Tak, są „for real”. W jednym z
przedsezonowych typowań pisałem nawet, że mogą napisać podobną historię
jak rok temu Phoenix Suns. I patrząc na początek rozgrywek naprawdę
coraz mocniej w nich wierzę. Jason Kidd udowadnia, że jego prawdziwe
oblicze to to z drugiej połowy poprzedniego sezonu. Świetnie ogląda się
Giannisa Antetokounmpo, dobrze tym wszystkim rządzi Brandon Knight.
Czekam tylko na jeszcze na konkretny wystrzał od Jabariego Parkera. On
będzie potrzebny do tego, żeby wejść do play-off.

 

2. Are They For Real: Sacramento Kings

Wojciech Bielewicz: Raczej tak. Przynajmniej do
momentu, w którym Rudy Gay stwierdzi, że odchodzi z zespołu. To nie
powinno się stać w ciągu najbliższych dwóch sezonów, dlatego mając w
rotacji również ciągle rozwijającego się DeMarcusa Cousinsa i szansę na
podpisanie innego wielkiego nazwiska (ze względu na korzystny nowy
kontrakt Gay’a) Kings mogą zacząć wygrywać z najlepszymi. Jestem
pozytywnie nastawiony co do kierunku, w którym zmierza organizacja, ale
mniej pozytywnie nastawiony jeżeli rozmawiamy o sukcesach, które mogliby
zacząć odnosić. Sacramento Kings po prostu nie będą liczyć się w walce o
najwyższe cele. Ale czy są for real? No chyba.

Karol Śliwa: To dobre pytanie. Kings na pewno są w
tym sezonie drużyną przez „D” dużo większe niż w poprzednich sezonach.
Nie widać w ich składzie „fermentu”, ekipa wygląda na dość rozsądnie
dobraną. Mam tu na myśli relacje międzyludzkie. Nie siedziałem w ich
szatni ale tak mi to wygląda patrząc na mowę ciała poszczególnych
zawodników. W aspekcie koszykarskim wszystko zaczyna się od DeMarcusa
Cousinsa. Widać, że gra w kadrze USA bardzo mu pomogła. Dojrzał,
wydoroślał, sprawia wrażenie, że chce być prawdziwym liderem tej ekipy.
Jedną z historii początku sezonu będzie obrazek, kiedy Boogie odciąga od
sędziów swojego trenera i ratuje go przed „dachem”. Kto by pomyślał
jeszcze sezon czy dwa temu? Cousins sięga właśnie po tabliczkę z napisem
„najlepszy środkowy NBA”. Ponad 22 punkty, 11 zbiórek, ponad jedna
asysta, przechwyt i blok. DMC dla większości rywali jest za silny, dla
innych za szybki a ogólnie za dobry by mu ustać. Wygląda też na to, że
Rudy Gay w końcu zredefiniował swoją grę. Z różnych przyczyn nie może
być liderem drużyny NBA i zdaje się, że dotarło to do niego. Ale jako
druga opcja sprawdza się idealnie. Nie forsuje gry. Wygląda to bardziej
„gładko”, naturalnie. Jemu też Hiszpania dobrze zrobiła. Poza treningiem
z najlepszymi na pewno też spędził długie godziny rozmawiając z
Cousinsem o przyszłości w Kings. Wracając do pytania – wygląda na to, że
Kings są „for real”. Ale nie musi to automatycznie oznaczać miejsca w
play-offach. W ubiegłym sezonie przecież nawet 48 wygranych nie dało
Suns awansu, co swoją drogą było szalone.

Piotr Zarychta: Nie do końca chce mi się w to
uwierzyć, chociaż bardzo bym chciał. Kings jednak od początku sezonu
walczą o każde zwycięstwo i robią wszystko, żeby te zwycięstwa
kolekcjonować. Przecież nawet DeMarcus Cousins uspokajał swojego
trenera, żeby nie stracić punktów po faulu technicznym. Teraz z kolei
wnieśli oficjalny protest w związku z punktami Courtneya Lee. Każda
wygrana jest dla nich ważna i bardzo bym chciał, żeby dotarli do
play-off. Więc są „for real” w walce o wynik, ale nie są „for real” w
szansach na realizację celu.

 

3. Are They For Real: Memphis Grizzlies

Wojciech Bielewicz: Oczywiście. Memphis Grizzlies
muszą być brani „for real” już od kilku sezonów. W tym roku tylko
potwierdzają swoje wielkie możliwości będąc najlepszą drużyną silnego
Zachodu. Bilans 10-1 i miniony mecz z Rockets (aktualnie drugą siłą
West) potwierdził, że w tej chwili ciężko myśleć nad wygraną z tą
drużyną. Zespół znakomicie wykonuje swoje zadania ofensywne, ale przede
wszystkim defensywne. Grizzlies ogląda się ze sporą przyjemnością, ale
nie wierzę, żeby mogli zawojować playoffy.

Karol Śliwa: Of course they are! Ale to
jest coś, o czym wiemy nie od dwóch tygodni a od czterech lat. W tym
czasie Grizz za każdym razem byli w play-offach. Raz doszli do Finału
Zachodu a raz do drugiej rundy. Rozumiem, że chodzi o ich imponujący
start 10-1 (najlepszy w lidze) na przeładowanym talentem Zachodzie. Jest
to bilans, który jednak nieco zniekształca realną wartość tej drużyny.
Warto zwrócić uwagę, że podopieczni coacha Joergera tylko dwa razy
wygrywali dwucyfrową różnicą punktów. Na ich sukces składało się pięć
meczów wygranych 4, 2, 2, 5 oraz 1 punktem. Równie dobrze Grizzlies
mogli wszystkie te mecze przegrać. W ogólnym rozrachunku każda z tych
wygranych może być na wagę złota, jeśli chodzi o walkę o ósemkę oraz
przewagę własnego parkietu przynajmniej na pierwszą rundę. Grizzlies są
„for real” jeśli mówimy o silnej drużynie z Zachodu, która może zajść
dość daleko w play-offach. W kontekście walki o tytuł moim zdaniem
brakuje im klasowego łowcy punktów z pozycji 2-3.

Piotr Zarychta: Memphis Grizzlies zawsze są „for real”.
Grizzlies trochę sprzyja terminarz, bo jak dotąd najtrudniejszym
rywalem byli wczoraj Houston Rockets. Poza tym albo trafiali na zespoły
słabe, albo mocno osłabione. Mimo sprzyjającego terminarza, Grizzlies na
pewno są zespołem z top 4 zachodu, a kto wie, może i ligi. Słowo klucz w
ich przypadku to zdrowie. Rok temu nie było Marca Gasola przez część
sezonu, trzy lata temu Zacha Randolpha. Jeśli obaj są zdrowi przez cały
rok, to później wychodzi to w play-off na ich korzyść. Oby tak było i
tym razem. Chętnie zobaczę finał konferencji Grizzlies – Spurs jako
rewanż za 2013 rok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.