MVP FAQ: Podsumowanie roku 2014 cz. 2

Nie zapominajmy, że koszykówka to nie tylko wzloty. Rok 2014
to także upadki. Oto te, do których członkowie naszej redakcji odebrali
najbardziej osobiście.

 

Michał Górny: LeBron James w Cleveland.
Niestety zawiodłem się. Co prawda nie należałem do grupy ludzi, którzy
będą czekali na cud w Cleveland, jednak spodziewałem się czegoś innego.
Aklimatyzacja aklimatyzacją, jednak to, co dzieje się obecnie w Cavs nie
jest dobrym prognostykiem projektu „I’m coming home”.

 

Rafał Jarkiewicz: Draft 2014. Klasa tego
draftu była mocno pompowana nawet dłużej niż rok przed. Jacy to oni nie
są utalentowani i na pewno podbiją ligę z miejsca. Aktualnie to owszem
podbijają, ale głównie stawkę swoich drużynowych lekarzy. To niesamowite
a zarazem przerażające jak pierwszoroczniacy nie wytrzymywali tempa
ligi zawodowej i padali jak muchy. Joel Embiid nie wytrzymał napięcia i
połamał się przed naborem, Julius Randle z Lakers skończył sezon po 14
minutach, Aaron Gordon z Magic – 11 spotkań i out na kilka miesięcy,
Jabari Parker, czyli nadzieja na lepszą grę zarówno Bucks jak i klasy
rookie 14’ – ACL do naprawy po 25 meczach. W rankingach
pierwszoroczniaków zaczyna się stawiać wysoko Nikolę Mirotica i Bojana
Bogdanovica, chociaż są z draftu 2011. Aktualnie grający pierwszoroczni
szału nie robią, no może poza Andrew Wigginsem, ale to też raczej
pojedyncze wyskoki niż forma, której oczekiwali fani, kiedy oglądali go w
liceum.

 

Tomasz Kostrzewa: Draft 2014. Miało być
zdobycie ligi przebojem, a póki co jest atonalne plumkanie coverów w
garażu. O ile akurat kogoś nie boli ręka albo noga. Albo ucho.

 

Przemek Kujawiński: Draft 2014. Czekaliśmy,
czekaliśmy i nadal czekamy. To miała być jedna z najlepszych grup
młodych zawodników w historii ligi. Niestety hype przerósł faktyczne
możliwości debiutantów. Oczywiście swój olbrzymi udział miały kontuzje,
ale mimo wszystko żaden z nowych graczy nie wszedł do ligi z takim
impetem, jak kiedyś zdarzało się to najlepszym pokroju Tima Duncana,
LeBrona Jamesa, Blake’a Griffina czy Kevina Duranta. Za dwa-trzy lata
prawdopodobnie będziemy się zachwycać kilkoma graczami z tego draftu,
ale do tej pory możemy czuć się zawiedzeni.

 

Mateusz Musiał: W 2014 roku w NBA chyba nic mnie nie rozczarowało.
W małym stopniu może jednak kontuzja Paula George’a oraz odejścia na
emeryturę Steve’a Nasha i być może Raya Allena, ale w tym roku chyba
znacznie więcej było tych pozytywnych wiadomości dla fanów koszykówki.

 

Paweł Piórkowski: Draft 2014. Nie twierdzę,
że wybrani gracze nie mają talentu, ale wyraźnie, od kilku lat, zaczyna
być widoczna granica pomiędzy przygotowaniem fizycznym do gry w NCAA i
NBA. Młodzi gracze sypią się już po kilku miesiącach, bo na uczelniach
nie poświęcają całego swojego czasu koszykówce. Chyba będziemy się
musieli przyzwyczaić do tego, że pełnię swojego talentu młodzi gracze
będą pokazywać później niż ich rówieśnicy sprzed kilkunastu lat.

 

Karol Śliwa: Na takie miano nikt i nic u mnie nie zasłużyło.
Rozczarowania mniejszego kalibru to: Draft 2014, postawa Knicks i
Pistons w tym sezonie, duża ilość kontuzji, niektóre zmiany w przepisach
FIBA (to nie czas i miejsce, żeby to rozwinąć).

 

Piotr Zarychta: Kevin Garnett. Naprawdę
miałem nadzieję, że będzie potrafił starzeć się z godnością, tymczasem o
ile gorsza gra była wkalkulowana,

to Garnett zawodzi mnie jako
człowiek. Udawanie Stephensona, brak bycia liderem zespołu i ogólne
roztargnienie.

Jako, że w nowy rok powinno wchodzić się z nadzieją, cykl
podsumowań kończymy nakręcając się na jeszcze więcej emocji
koszykarskich w 2015 roku!

 

Michał Górny: Michele A. Roberts. Żaden z
obecnie grających koszykarzy nie jest w stanie zrobić takiej „różnicy” w
lidze, co „Margaret Thatcher NBA”. Jej świeże i zarazem bezpardonowe
podejście do spraw związanych z CBA i innych kwestii finansowych jest
swoistą gwarancją właściwego reprezentowania interesów graczy NBA.

 

Rafał Jarkiewicz: Jimmy Butler. Daje on
nadzieję Bulls na świetlaną przyszłość oraz kibicom NBA na świetne
widowisko. Gość, który na początku kariery wydawał się być tylko kimś na
zmianę dla kogoś na zmianę, w 2014 regularnie wąchał parkiet od
pierwszych minut i powoli nabierał doświadczenia, żeby w końcu
eksplodować talentem połączonym z ciężką pracą. Jest to nadzieja,
ponieważ sądzę, że to, co pokazuje teraz to jeszcze nie jest całkowity
sufit, jest to dążenie do stania się byczym Pippenem tej dekady.

 

Tomasz Kostrzewa: Nowe pokolenie podkoszowych dominatorów.
Chciałbym, żeby reszta tej dekady należała do Anthony’ego Davisa oraz
DeMarcusa Cousinsa (jeśli Andre Drummond zdecyduje, że chce się dołączyć
to zapraszam) i cieszy mnie, że całkiem sporo rzeczy na to wskazuje. To
za tych dwóch koszykarzy będę trzymał kciuki najmocniej w 2015 roku.

 

Przemek Kujawiński: Anthony Davis. Jeśli
zaczęliśmy się martwić, że na horyzoncie brakuje gwiazdy, która będzie
mogła zastąpić kiedyś LeBrona Jamesa i Kevina Duranta na koszykarskim
Olimpie, to już nie musimy. Davis pokazał w tym roku, że jest na
najlepszej drodze, by być kiedyś wymienianym z nimi jednym tchem, a nie
ma przecież jeszcze nawet 22 lat. Przyszłość jest jasna.

 

Mateusz Musiał: System SportVU. SportVU
cały czas rozwija się i dostarcza nam kolejne zaskakujące statystyki.
Powoli na nogi staje również pomysł StatMuse, który już w wersji beta
wydaje się być niesamowitym dodatkiem do codziennego przeglądania
statystyk (czekam na dostęp!). Do tego warto wspomnieć o każdej
trafionej trójce Splash Brothers w tym roku a było ich łącznie aż 495! We want more!

 

Paweł Piórkowski: Nowa umowa telewizyjna NBA.
Pieniądze, jakie pojawią się w lidze sprawią, że wszyscy na tym
interesie zarobią więcej. Przede wszystkim duże rynki mogą zyskać
najwięcej, bo zarówno Lakers, jak i Knicks ostatnio dołują, a z
pewnością chętnie wydadzą sporą ilość gotówki. Brak problemów
finansowych klubów, to możliwość skupienia się wyłącznie na sprawach
sportowych. I większe zainteresowanie ligą. Jak już wspominałem w
poprzednich częściach podsumowania: złote czasy w NBA nadchodzą.

 

Karol Śliwa: Mam nadzieję, że zainteresowanie koszykówką w Polsce będzie stale rosło.
Mam nadzieję, że więcej będzie się grać, oglądać, mówić i pisać o
baskecie. Jeśli chodzi o NBA to mam nadzieję, że weterani nie będą tak
szybko kończyć swoich karier. Rok 2014 dość wysoko ustawił u mnie
poprzeczkę, jeśli chodzi o koszykarskie doznania. Mam wielką nadzieję,
że rok 2015 przynajmniej temu dorówna.

 

Piotr Zarychta: Mike Taylor. Za bardzo
obiecującą pracę z naszą kadrą. Pokazał, że nie trzeba mieć największych
gwiazd, żeby sobie radzić w eliminacjach Eurobasketu. Jeśli w trakcie
mistrzostw będzie potrafił wkomponować w zespół największe nazwiska,
będzie na pewno kandydatem do człowieka roku polskiej koszykówki 2015.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.