Na temat Celtics, Clippers, Garnetta, Riversa, Ainge’a

Los Angeles Clippers i Boston Celtics rozmawiają od kilku dni w sprawie wymiany. Dość nietypowej wymiany, bo objęłaby ona też trenera Doca Riversa.

Zanim jednak przyjrzymy się czyje nazwiska padają, postaram się wyjaśnić dlaczego obie drużyny mają powody do rozmów i chęci do zmian.

Najpierw L.A. Clippers bo to temat łatwiejszy, mniej złożony i szybszy do wyjaśnienia. Clipps wygrali w tym sezonie rekordowe dla siebie 56 meczów i jako „czwórka” przystąpili do play-offs. Mieli aspiracje na przynajmniej drugą rundę i występ dużo lepszy niż rok temu (przegrali 4:0 ze Spurs). Niestety dla nich Memphis Grizzlies mieli inne plany i też chcieli zrewanżować się za porażkę z nimi właśnie sprzed roku na identycznym etapie postseason.

Przedwczesne wakacje oznaczały dla Clippers początek kampanii pod tytułem „Robimy wszystko, żeby pokazać Chrisowi Paulowi, że jesteśmy poważną organizacją, że warto związać się z nami na lata.”
CP3 będzie już za kilkanaście dni całkowicie wolnym agentem i mimo, że Clippers mogą dać mu najwięcej pieniędzy, to nie mogą być pewni że będzie to czynnik decydujący.
Gdy ma się (przynajmniej w teorii) dobry skład, a nie ma sukcesów na miarę oczekiwań, wtedy w większości przypadków pracę traci trener. W L.A. znają te schematy…. Stacja Pierwsza – Vinny Del Negro traci pracę.

Zaczęło się poszukiwania trenera „z nazwiskiem”, ale w międzyczasie ktoś doniósł prasie, że to niezadowolony CP3 był częściowo odpowiedzialny za odejście trenera. CP3 się oburzył, że nie ingerował w sprawy „góry”, a ludzie z jego otoczenia oświadczyli, że teraz to Chris się zastanowi czy zostawać w Clippers skoro tak po amatorsku tam się pracuje.

Nieopodal, zgodnie z oczekiwaniami o swoim istnieniu przypomniał Dwight Howard. Przypomniał, że jego ewentualne pozostanie w Lakers to sprawa bardzo otwarta, że najpierw wysłucha co mają do powiedzenia zainteresowane nim kluby, a dopiero potem zwiąże się kontraktem z którymś z nich. W tym momencie odżyła wizja wspólnej gry Howarda z Paulem. Z przyczyn finansowych jest to praktycznie niemożliwe w obu drużynach z Los Angeles.

Stacja Druga – Clippersom zaczyna palić się grunt pod nogami. Clippers rozmawiali już w sezonie z Celtics w sprawie wymiany. Miała ona podobno objąć Kevina Garnetta i podobno ta wizja podobała się Paulowi. Temat zatem odżył. Od kilku już dni obie strony rozmawiają w sprawie wymiany, która w swoim głównym założeniu wysyła Kevina Garnetta do L.A. w zamian za DeAndre Jordana. Doc Rivers (ma jeszcze 3 lata kontraktu o wartości $21mln) zostaje zwolniony z pracy w Bostonie i zostaje nowym coachem Clippers (na warunkach umowy o identycznej wartości co w Celtics) ale ci w ramach rekompensaty oddają do Bostonu dwa wybory w pierwszej rundzie draftu. W różnych doniesieniach padało też czasem nazwisko Erica Bledsoe, mówiło się też, że pakiet ma zawierać kogoś z pary Courtney Lee lub Jason Terry, co akurat Clippersom za bardzo się nie podobało. Rozmowy przerwano…. ale dość szybko wznowiono.

Podobno Chris Paul wypowiedział się w sprawie i oświadczył, że obecność K.G. i Riversa w drużynie oznaczać będzie jego pozostanie.
Zarząd Clippers naświetlił sprawę właścicielowi, Donaldowi Sterlingowi i czeka na jego decyzję. Podobno właśnie od niej wszystko zależy. Podobno warunki i szczegóły wymian dogadane są przez strony i wszyscy czekają już tylko na kciuk w górę (lub w dół) pana Sterlinga. Tak to wygląda od strony Clippers.

A teraz Celtics.
Historia ostatnich play-offów (choć w zasadzie jest to historia ostatnich trzech lat) pokazała, że skończył się czas Celtics prowadzonych do zwycięstw na barkach Garnetta i Pierce’a. 37-letni K.G. i jego dwa lata młodszy kolega, to w dalszym ciągu klasowi zawodnicy zdolni do wygrywania meczów, ale prawda o nich jest bardzo prosta – mogą wygrać dla Ciebie któregoś wieczoru, ale nie zrobią już tego każdego wieczoru. Czas leci nieubłaganie.
Danny Ainge w najbliższym czasie będzie musiał podjąć trudne decyzje.
Paul Pierce wchodzi w ostatni rok swojego kontraktu o wartości $15.3 mln. Jeśli jednak zostanie wykupiony do końca tego miesiąca, wtedy klub będzie musiał zapłacić mu tylko $5mln z tej sumy.
Proces przebudowy wydaje się wielce prawdopodobny. Cała trójka, czyli Garnett, Pierce i Rivers na tym etapie swoich karier nie jest raczej zainteresowana uczestniczeniem w tym procesie, a jednocześnie mają świadomość, że są jeszcze w stanie wnieść coś do drużyn walczących o mistrzostwo.
Garnett ma prawo zablokowania każdego transferu z jego udziałem ale mówi się, że jeśli już miałby gdzieś odejść i miałby możliwość pracowania pod skrzydłami Riversa, z którym ma świetne relacje, to mógłby ze swojego prawa zrezygnować.
Fakt, że jego domem między sezonami jest Malibu, jest tutaj tylko szczegółem.

Gdyby Celtics wrócili w niezmienionym składzie na następne rozgrywki, to ich budżet w tej chwili wynosi ok. $73 mln. Oznacza to w praktyce zerowe szanse na konkretne wzmocnienia, a z o rok starszymi liderami, z wracającym po poważnej kontuzji Rondo, szczytem możliwości tej grupy może być najwyżej pierwsza a przy odrobinie szczęścia druga runda play-offs.

Danny Ainge ma opinię menadżera, który żeby wzmocnić drużynę byłby w stanie wytransferować własną matkę. Do niego należy ostateczna decyzja czy utrzymać tę grupę razem, czy zburzyć i budować wszystko od nowa. Nie ma wątpliwości, że w tym przypadku zadziała zasada domina. Razem, jako dumni Celtowie mogą (za zgodą Ainge’a) powalczyć jeszcze 2 sezony (kontrakt K.G wygasa z końcem rozgrywek 2014-15) ale chyba wszyscy zdają sobie sprawę, o co taka walka by się rozgrywała.
Jeśli odejdzie Rivers, pójdzie za nim K.G. (albo w najgorszym przypadku zakończy karierę). Bez nich dwóch obecność weterana Pierce’a z 15-milionym kontraktem jest zbędna w przebudowującej się drużynie.
Co ja o tym sądzę?
Nie podzielam opinii, że Ainge jest menadżerem-wizjonerem, który zazwyczaj wygrywa. Uważam, że po przegranym Finale 2010 przespał kolejne lata. Zmiany, jakich dokonywał były co najwyżej kosmetyczne. Do starzejących się Pierce’a, Garnetta i Allena nie dołączył nikogo naprawdę wartościowego, kogoś kto mógłby współdecydować o losach meczów, a nie być tylko zadaniowcem z ławki.
Ainge bazuje cały czas na opinii genialnego stratega, cały czas na fali wydarzeń z wakacji 2007, kiedy w dość płynny sposób z drużyny która wygrała 24 mecze, zmontował w Bostonie skład który sięgnął po tytuł, a niejako przy okazji wygrał 66 meczów w rundzie zasadniczej. Od tamtej pory ani szczęście, ani dobre decyzje nie cechują polityki kadrowej proponowanej przez Ainge’a.

Oddał Kendricka Perkinsa i Nate’a Robinsona do Oklahomy w zamian za m.in. Jeffa Greena. Po pierwsze zepsuł chemię w zespole, po drugie zabrał ważne ogniwo jednej z najlepszych defensyw ostatnich lat, po trzecie zamiast Greena mógł dostać Jamesa Hardena – wybrał inaczej.

Pozwolił odejść Tony’emu Allenowi bo bał się o jego kolana. Tymczasem kolana, dziś obrońcy Grizzlies mają się nad wyraz dobrze, a ich właściciel jest jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) defensorem z pozycji obwodowych.

Od kilku lat „handlował” Ray’em Allenem. Dumny, urażony Ray tylko czekał, aż będzie wolnym agentem. Ubiegłego lata pokazał Ainge’owi środkowy palec w sposób najbardziej bolesny z możliwych. Nie dość, że zgodził się na pieniądze dwa razy mniejsze niż mu proponowano w Bostonie, to jeszcze związał się z Miami Heat – ich największym wrogiem ostatnich lat.

Sytuacja, która ma miejsce teraz jest tylko i wyłącznie pokłosiem nieudolnej polityki Ainge’a z ostatnich lat.

Miał do dyspozycji skład, dla którego to jedno mistrzostwo z roku 2008, będzie z jednej strony wielkim sukcesem, ale z drugiej sporym niedosytem bo możliwości, potencjał i aspiracje na przynajmniej jeszcze jedno na pewno były.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.