O odejściu Kemby Walkera i Danny’ego Aingea oraz pierwszej wymianie Brada Stevensa słów kilka

Boston Celtics i Oklahoma Thunder porozumieli się w sprawie wymiany, na mocy której Kemba Walker, 16 wybór tegorocznego draftu oraz wybór w drugiej rundzie naboru 2025 roku powędrowali do Oklahomy, a na ich miejsce przyjechali Al Horford, Moses Brown oraz wybór w drugiej rundzie draftu 2023 roku.
Żeby zrozumieć ten ruch, trzeba cofnąć się w czasie o parę tygodni. Po małym, choć kontrolowanym i spodziewanym, trzęsieniu ziemi w Bostonie, Brad Stevens przestał pełnić funkcje głównego trenera Celtics, ale w klubie pozostał i przejął obowiązki menadżera od Danny’ego Ainge’a, który postanowił zrezygnować z funkcji. Po ośmiu latach na ławce trenerskiej, Stevens poczuł się wypalony. Jak sam podkreślał, zeszłoroczna bańka na Florydzie była dla niego ogromnym obciążeniem mentalnym. Bardzo chętnie więc przystał na możliwość zmiany charakteru swojej pracy, przy jednoczesnej możliwości pozostania w klubie. Celtics też bardzo pasował ten ruch, bo udało im się zatrzymać u siebie człowieka, którego znają, który funkcjonuje w klubie od lat, który zna wszystkiej „tajemnice” organizacji, co do którego nie ma wątpliwości, że jest profesjonalistą, że rozumie grę oraz specyfikę pracy w Bostonie.

Jeśli chodzi o 62-letniego Ainge’a, to ten przeszedł atak serca w maju 2019 roku, kiedy Celtics walczyli w play-offach z Bucks. Od tamtej pory, według ludzi z jego otoczenia, zaczął coraz poważniej myśleć o rozstaniu z NBA. Przynajmniej na jakiś czas. Ainge pracował w Bostonie od 2003 roku. Dłużej na swoich stanowiskach w NBA pracują tylko Pat Riley z Miami Heat (od 1995) i Gregg Popovich z San Antonio Spurs (od 1996).

Ale już teraz mówi się, że w przyszłości, może nawet nie tak dalekiej, Ainge może zechcieć wrócić do roli menadżera, ale w innym klubie. Jego nazwisko łączone jest m.in. z Trail Blazers z jego rodzinnego Portland oraz Utah Jazz, z których właścicielem się przyjaźni. Dla przeciętnego fana NBA odejście Ainge’a mogło być trochę szokujące. Prawda jest jednak taka, że już od miesięcy mówiło się o takim scenariuszu. Wypalenie blisko dwiema dekadami pracy w jednym miejscu, kłopoty ze zdrowiem, chęć bycia więcej z rodziną. To wszystko prawda. Ale może być jeszcze coś. By zrozumieć „to coś”, trzeba cofnąć się w czasie do tegorocznego trade deadline. Celtics wzięli udział w wymianie, na mocy której Daniel Theis przeniósł się do Bulls, a na jego miejsce przybył Moritz Wagner z Wizards. Był to ruch czysto oszczędnościowy. 24-letni Niemiec zagrał w Bostonie tylko dziewięć meczów, po czym został zwolniony. Przy okazji tej wymiany napisałem: „Wiem, że fani Celtów jadą teraz po Danny’m Ainge’u, że oddał Theisa. Jasne, sportowo to strata dla Bostonu. Wagner może i będzie kiedyś lepszy od swojego starszego rodaka, ale na pewno nie stanie się to w tym sezonie. Problem w ocenianiu tego ruchu, w kontekście kompetencji Ainge’a jest taki, że jeśli dostał sygnał z góry, że ma zaoszczędzić pieniądze, to poszedł i wykonał zadanie. Wątpię, żeby z własnej woli chciał wykonać ten ruch.”

No właśnie. Pieniądze. I tu płynnie wracamy do tej świeżej wymiany z Kembą Walkerem. Celtics jeszcze przed rozpoczęciem obecnego sezonu próbowali przesunąć jego kontrakt. Prowadzili rozmowy m.in. z Pelicans, by pozyskać w zamian Jrue Holidaya. Ledwie rok po sprowadzeniu Kemby do siebie z Charlotte i zaoferowaniu mu czteroletniego kontraktu wartego $141 mln, w Bostonie uznano, że rozstanie się będzie najlepszym rozwiązaniem. Dlaczego? Dobry Kemba, to zdrowy Kemba. Trzeba pamiętać, że Walker ma już za sobą trzy operacje lewego kolana. Jedną z 2015, drugą z 2016, a trzecią z 2017 roku. Każda z nich była opisywana jako “drobna”, ale operacja, to operacja. Walker, by grać na 100% swoich możliwości musi też być bliski 100%, jeśli chodzi o zdrowie. Z jego fizycznością (180 cm, 85 kg) i jego stylem gry, każda utrata na szybkości czy zwinności, odbija się na jego produktywności. Byliśmy tego świadkami zarówno w bańce, jak i w tym sezonie. Walker stracił 29 meczów w tym sezonie regularnym oraz dwa ostatnie w play-offach, w serii z Nets ze względu na problematyczne lewe kolano. Przez pierwszych osiem lat kariery w Charlotte stracił łącznie 35 spotkań. W czasie dwóch lat w Bostonie 45.

Sportowo nie jest to idealny ruch Celtics, pierwszy Brada Stevensa w roli GMa, ale jest to ruch bardzo zrozumiały, mając w świadomości cały kontekst, który nakreśliłem wyżej.
Wyc Grousbeck, właściciel Celtics, chce oszczędności, a ten ruch im je daje. Walker zarobi w nadchodzącym sezonie $36 mln. W rozgrywkach 2022-23 będzie miał opcję gracza wartą $37.6 mln. Horford z kolei zarobi $27 mln i $26.5 mln w dwóch najbliższych latach. Jest to ruch, który w tej chwili otwiera Bostonowi drogę do przedłużenia umów z Evanem Fournierem i Robertem Williamsem przy dość bezpiecznym dystansie od podatku od luksusu. Dodatkowo, pieniądze w drugim roku Horforda są gwarantowane tylko do kwoty $14 mln. A to oznacza, że Celtics będą dość blisko otwarcia sobie wystarczająco dużo miejsca w salary, by latem 2022 roku zaproponować jakiemuś wolnemu agentowi maksymalny kontrakt, lub coś w tych okolicach. Jeśli będą chcieli.

Wyboru w drafcie oczywiście szkoda, ale rekompensatą ma tu być dla Bostonu Moses Brown. Gdy Thunder poszli w pełne tankowanie, 21-letni podkoszowy zaczął dostawać minuty i zwiększoną rolę w rotacji OKC. W ostatnim meczu sezonu zagrał za 24 punkty, 18 zbiórek, 7 bloków i 3 asysty. I nie był to jego jedyny tego typu mecz w tym sezonie. Od marca zaliczył 17 meczów z przynajmniej 10 zbiórkami, w 12 z nich dokładał również po ponad 10 punktów. Czy może być lepszy, niż „szesnastka” tegorocznego draftu. Czemu nie? Nad kimkolwiek, kto zostanie wybrany przez Thunder w tegorocznym naborze, Brown ma dwa lata więcej doświadczenia w lidze. A to ważne w kontekście tego, że Tatum i Brown chcą rzeczywistej pomocy już teraz, by móc regularnie wygrywać. Już teraz wiemy, że Brown może się w NBA utrzymać, jeśli włoży pracę w swój rozwój. Takiej gwarancji nie da każdy debiutant, nawet ten wybrany z wysokich miejsc. Dodatkowo Brown jest pod kontraktem do końca sezonu 2023-24. I jak przystało na graczy trafiających do NBA kuchennymi drzwiami, którzy potem przewinęli się przez biuro Thunder, jest to kontrakt śmiesznie niski (pozdrawia Luguentz Dort). Brown zarobi tylko $1.7 mln w nadchodzącym sezonie, $1.8 mln w kolejnym oraz $1.9 mln w rozgrywkach 2023-24 (opcja klubu). To też dobra wiadomość dla szukających oszczędności Celtics. Każda regularna „szesnastka” draftu w ciągu dwóch pierwszych lat w NBA zarabia więcej, niż Brown zarobi przez trzy. Jeśli sportowo wypali, to świetnie. Jeśli nie, to po pierwsze nie obciąża budżetu, a po drugie nawet za trzy lata będzie jeszcze bardzo młody.
A zatem, Celtics oszczędzają pieniądze, bo taki sygnał płynie od jakiegoś już czasu z góry. A sportowo, jeśli tracą, to raczej niewiele. Piątka Smart, Fournier, Tatum, Brown, Horford/Willams, to nadal całkiem silna ekipa. Nie mistrzowska, ale jak najbardziej play-offowa. 35-letni Horford ani młodszy, ani lepszy, ani zdrowszy już nie będzie, ale jest graczem grającym nisko nad parkietem. Nigdy nie bazował na swojej fizyczności, a takie statyczne granie, dla wielu koszykarzy jest kluczem do długowieczności w NBA. Zna Smarta, Tatuma i Browna. Grał z nimi przez trzy lata. Za każdym razem w play-offach, dwa razy nawet w Finałach Wschodu.

Brad Stevens ma za sobą swój pierwszy ruch kadrowy. Drugim będzie zatrudnienie głównego trenera. Wśród najsilniejszych kandydatów na to stanowisko wymienia się trójkę Chauncey Billups, Ime Udoka oraz Darvin Ham. Każdy z nich przeszedł pierwszy etap rozmowy o pracę.

Jeśli chodzi o Thunder, to Sam Presti dorzuca kolejny wybór w drafcie do swojej imponującej kolekcji. Przypomnę, że od teraz do roku 2027 Thunder będą mieć aż 35 picków (!) – 18 wyborów w pierwszych i 17 w drugich rundach. Oklahoma zapewne nie będzie ostatnią destynacją Kemby Walkera w czasie trwania jego obecnego kontraktu. Thunder będą chcieli powtórzyć z nim scenariusz, który sprawdził się z Chrisem Paulem. Szukając chętnych na usługi rozgrywającego weterana, będą nim grać i korzystać z jego doświadczenia w szatni. A gdy przyjdzie odpowiedni moment, spakują go i wyślą w zamian za kolejny wybór w drafcie i kończące się umowy.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.