Parę słów o game 1. Jak woda

Nikola Jokic jest za inteligentny dla koszykówki. W jego najczystszej wizji tej gry, koszykówka jest sportem, w którym cała drużyna, przez jedno posiadanie, pracuje na jeden dobry, czytaj otwarty, rzut dla któregoś z kolegów. Nasze główkowanie kontra Wasze główkowanie. Zobaczymy kto kogo przegłówkuje. Sposobów na wykreowanie kolegi, lub siebie samego, jest wiele. Ograniczają Cię tylko wyobraźnia i kreatywność. A gdy mówimy o Jokicu, to te ograniczenia praktycznie nie istnieją. Jest też taki jeden sposób, którego Nikola nie lubi, wstyd mu wręcz, że taki sposób istnieje, a on go zna i jest w nim też dobry. I za to też mu jest wstyd.
Chodzi o to ordynarne, siermiężne czasem nawet zalatujące chamstwem wzięcie piłki w dłonie i utorowanie sobie, siłą mięśni, nie intelektu, drogi do kosza. Nikola ma też i tę umiejętność, ale nie lubi z niej korzystać. Siłowe zdobywanie punktów, siłowe rozwiązania, to jego zawór bezpieczeństwa. Korzysta z nich tylko, gdy musi. Albo raczej, gdy ktoś mu powie, że to jest ten czas. Ale i tak tego nie lubi, i tak jest zły na siebie i innych, że zmuszają go do takich rozwiązań. To nie jego gra, to nie jego wersja tej pięknej gry.

„Jako fan filmu Matrix, od dawna powtarzam, że Jokic musi zrozumieć, że drzemie w nim Neo, że musi go w końcu obudzić, a Thomasa Andersona zostawić za sobą. Jokic uwielbia podawać i to się nigdy nie zmieni, ale czasem, dla dobra drużyny, w play-offach, są takie momenty, że trzeba tak ordynarnie, w strugach deszczu i błota, dostać się pod sam kosz i dostarczyć punktów. Jokic ma wszystko, żeby tak grać. To może być dominator, jakiego ta liga widziała ledwie kilka razy. Ale jednocześnie to może być całkiem inny wymiar dominowania meczów i kierowania grą.” – tak napisałem o nim w maju 2019 roku.

I to się dzieje. Jokic potrafi zdominować mecz bez oddawania rzutów. W starciu otwierającym tegoroczne finały, swój pierwszy oddał na trzy sekundy przed końcem pierwszej kwarty. Piłka dosłownie wpadła mu w dłonie, więc ją wrzucił do kosza. Ale miał już wtedy aż sześć asyst.
Do przerwy oddał jeszcze tylko dwa rzuty, wszystkie trafił, był 4/4 z linii. Do tego miał 3 zbiórki, 1 przechwyt, zero strat i aż 10 asyst. Nuggets z nim na parkiecie byli +18. Piękny umysł. Po 24 minutach gry, Nuggets prowadzili 59:42. Jokic dominował, ale w ten swój inteligencki sposób. Mecz skończył z linijką 27 punktów (8/12 z gry, 1/2 za trzy, 10/12 z linii), 10 zbiórkami, 14 asystami, 1 blokiem, 1 przechwytem i tylko dwiema stratami w 40 minut gry. Patrząc na wszystkie jego decyzje w tym meczu, to można pokusić się o tezę, że nie podjął żadnej złej. Jego triple-double w debiucie w finałach jest drugim takim przypadkiem w historii finałów. Pierwszym był Jason Kidd w 2002, w serii z Los Angeles Lakers.

Kolejny świetny mecz zaliczył Jamal Murray. 26 punktów (11/22 z gry), 6 zbiórek, 10 asyst, 1 przechwyt. Aaron Gordon zdobył połowę ze swoich 16 punktów w pierwszej kwarcie. Wyszedł na ten mecz ultra agresywny, jakby konkurs wsadów, w którym Dwyane Wade ograbił go z wygranej odbył się dosłownie godziny wcześniej, a ten chciał się odegrać na całej organizacji Heat. Gordon poniewierał obręcz razem z bogu ducha winnym Gabe Vincentem. Krzyczał, że ten jest „too small”, żeby go kryć. Przy tej okazji mała dygresja na temat „too small”. Moim zdaniem, jeśli broniący gracz faktycznie jest wyraźniej  too small, a przecież Vincet jest dużo mniejszy, to nie musisz tego podkreślać. Jakby Gordon poniewierał pod koszem, dajmy na to, Bama Adebayo, to wtedy „too smallowanie” byłoby jak najbardziej na miejscu.
Michael Porter Jr trafił tylko 5 z 16 rzutów, ale do swoich w sumie 14 punktów dorzucił 13 zbiórek.

Trzeba zacząć głośno mówić o tym jaki progres w defensywie wykonał od czasów bańki na Florydzie. Trzeba też mówić o tym, również głośno, że chyba pogodził się z rolą trzeciej opcji w Nuggets. Tak mi to wygląda z jego gry, mowy ciała oraz ludzkiej mowy, gdy udziela wywiadów w mediach. Dla Nuggets to świetna wiadomość i optymalne rozwiązanie przy Jokicu i Murrayu. Dla samego MPJa też. Nie jest, przynajmniej moim zdaniem, tak dobry by liderować drużynie. Ale z nim, jako trzecią opcją, Nugget mogą zdobyć tytuł. Są trzy wygrane od tego.

Jesteśmy po pierwszym meczu, a ja już nie mogę doczekać się jak Heat będą wyglądać w drugim starciu. Chciałem napisać, że nie mogę doczekać się ich „usprawnień”, ale hej (!), Heat, wbrew pozorom, mieli całkiem niezły game plan na Nuggets. Gospodarze mieli spory kłopot z pick and rollami Heat. Choć może słowo „kłopot” jest tu zbyt dużym słowem. Te (pick and rolle) generowały dla nich sporo otwartych, lub pół otwartych rzutów. Problem był taki, że Heat tych rzutów nie trafiali. Podopieczni coach Spoelstry byli tylko 13/39 za trzy punkty (33,3%) w tym tylko 5/16 w rzutach uznawanych przez statystyków za całkowicie otwarte. Heat trafiali 49% tego typu rzutów w serii z Celtics. „Liderem” w tym obszarze był Max Strus, który dziewięć razy próbować trafić zza łuku. Po żadnej z tych prób, piłka nie znalazła się w siatce.

Bam Adebayo zaliczył 26 punktów, 13 zbiórek i 5 asyst. Trafił 13 z 25 rzutów z gry, ale ani razu nie stał na linii rzutów wolnych. W ogóle Nuggets popełnili tylko osiem fauli w tym spotkaniu. Heat oddali tylko dwa (!) rzuty wolne w całym meczu. Nuggets 20 (trafili 16). Może się mylę, ale miałem takie wrażenie, że Nuggets nie mają problemu z atakującym Adebayo. W aspekcie taktycznym, nie fizycznym zatrzymywaniem go. Chyba podświadomie, lub wręcz bardzo świadomie czują, że im więcej energii Bam przeznaczy na atak, to tyle mniej będzie miał jej w obronie.
Nie najgorzej wyglądał Kyle Lowry – 11 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst. Był jedynym graczem Heat, który nie był ujemny w statystyce +/- (+2). Był też jednym z ojców 11-0 runu z początku czwartej kwarty.
Raczej nie dało się odczuć, że Heat wracają, ale dla nich musi być to jakiś punkt zaczepienia przed kolejnymi meczami. Strefa i rzucanie. Strefa i rzucanie. To tak, jak my w lubelskiej amatorce. Strefa i rzucanie. Robiliśmy to before it was cool. Zobaczymy czy ten run Heat cokolwiek znaczył, czy był tylko pochodną rozluźnienia Nuggets. Oni lubią się rozluźniać. Tak, jak w trakcie sezonu, kiedy ich rozluźnienie zepchnęło ich z wielu radarów w kontekście walki o tytuł, a Jokica powstrzymało przed trzecim MVP.

Umieram z ciekawości, żeby dowiedzieć się co szykuje Jimmy Butler. Czym zaskoczy, co ma w rękawie, a przede wszystkim ile jeszcze w nogach? W meczu pierwszym zdobył tylko 13 punktów (6/14 z gry), ani razu nie stanął na linii. Miał też 7 zbiórek i 7 asyst plus blok i przechwyt. Wszak ostatni mecz w Bostonie i pierwszy w Denver dzieliło tylko 72 godziny. Nuggets mieli na odpoczynek aż dziewięć dni oraz o trzy mecze mniej do rozegrania, by dostać się do finałów. Jimmy to inteligentny gracz. Podejrzewam, że odczuwał jeszcze serię z Bostonem. Przyjechał do Kolorado trochę zniszczony. Zatem do meczu otwierającego finały podszedł spokojnie, jak maratończyk, nie sprinter. Zamiast wypruć flaki i i tak przegrać, przystąpił do meczu z nastawieniem „zobaczę, co się wydarzy. Dam tyle, ile mogę, ale nie wszystko.” Przecież 1:1 byłoby marzeniem Heat po dwóch pojedynkach w Mile High. I jest to nadal w grze. Tak mi się wydaje, ale mogę się mylić.

Tym samym, drużyny grające game 1 finałów po przynajmniej pięciu dniach przerwy, podwyższyły bilans do 9:1. Pewnie i Heat mieli te okoliczności w głowach. Z jednej strony wygląda mi to na szybkie finały. Nuggets zagrali na jakieś 70% swoich możliwości, a i tak momentami byli poza zasięgiem Heat. Są zbyt duzi, zagrożenie przychodzi ze zbyt wielu stron, by Heat mogli stawić realny opór. Ale z drugiej strony, to jest Miami Heat, drużyna, która jak mało kto w tym biznesie potrafi czynić swoje usprawnienia, reagować i dostosowywać się do stylu rywala. Rzecz w tym, że ten chłopak z Somboru jest jak woda, przyjmuje kształt naczynia, do którego chcesz go wlać. Czyta, reaguje i dostosowuje się do każdej okoliczności. A na końcu, w ostatecznej ostateczności, jak pod klubem nocnym w Belgradzie, gdy zajdzie taka potrzeba, obije Ci mordę, za przeproszeniem oczywiście, i wjedzie z Tobą pod sam kosz.
Mecz drugi w nocy z niedzieli na poniedziałek o godzinie 2:00.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

2 comments on “Parę słów o game 1. Jak woda

  1. Anonim

    Zaiste zacny artykuł Karolu! Lekko, z przymrużeniem oka, a jednocześnie nadzwyczaj trafnie. Rzec by się chciało, iż czytanie przychodziło równie przyjemnie co oglądanie gry Jokera.
    Zdrowia!

    Reply
  2. Fenix

    MPJ niestety nie dojechał na te finały. W pierwszym meczu był takim większym statystą i Denver wygrali mimo jego gry, a nie dzięki niemu.
    Na gościa z taką kasę to był bardzo słaby występ.
    W G2 to już było szorowanie dupa dna.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.